Witajcie:)
Kilka lat temu spotkałam na spacerze koleżankę z pracy. Od słowa do słowa i powiedziała mi, że NIE POSIADA żelazka! Patrzyłam na nią w osłupieniu jak na przybysza z innej planety wiedząc, że ma maleńkie dziecko. Nie mieściło mi się wówczas w głowie, że można nie prasować!!! W osłupieniu tym trwałam dość długo. Taktownie powstrzymałam się przed splunięciem przez lewe ramię i wyszeptaniem: "tfu, ki diabeł". Toż to niemalże jak średniowiecze zabobony!!!
Od tamtego czasu minęło wieeele kilowato godzin spędzonych przy desce do prasowania. Zawsze sumiennie prasowałam wszystkie rzeczy moich Maluchów a swoje tylko jak tego wymagały. Całe szczęście - MąŻ na samym początku naszego wspólnego zamieszkania przyjął do wiadomości fakt, że jak chce mieć coś wyprasowanego, to bierze się do dzieła. Nie było problemu:)
Aż nadszedł czas naszej przeprowadzki. Jak pisałam wielokrotnie, zanim ogarnęliśmy największy chaos żyliśmy dość spartańsko. Nie w głowie mi było prasowanie. Zaczął się wrzesień i Martusia zaczęła nowe przedszkole. Doszły kolejne obowiązki. Remont, przedszkole, praca. A ja mimo iż jestem szczęśliwą posiadaczką trzech żelazek (dwóch tradycyjnych i jednego turystycznego:)) nie miałam już sił na prasowanie. I wiecie co? Świat się kręci dalej:))) My wyglądamy normalnie. Martusia codziennie jest czysto ubrana do przedszkola a żelazko używam od święta. Dobrze mi z tym:)))
Dlatego Drogi Czytelniku - jak czasem czujesz się (nomen-omen:) przygnieciony ilością domowych obowiązków, to czas odpuścić:)) Szczególnie teraz przed Świętami jest tyle rzeczy do zrobienia!!! Usiądź na chwilę, zaparz herbatkę i delektuj się chwilą.
Będąc jeszcze w PL wynalazłam "Herbatkę święty spokój" - choć smakiem przypomina raczej "Ostatnie namaszczenie" - to powiem Wam, że działa. Ja - cierpiąca na deficyt świętego spokoju - pokusiłam się o taki jego ziołowy substytut:)))
Eksperyment się udał. Wszyscy wyszli z niego cało:)
Teraz zamiast prasowania mam trochę więcej czasu na drobne przyjemności takie jak na przykład te - zabawa w autobus:)) Martusia jest "panią kierowcą" a Mamelek pasażerem skupionym na czytaniu powieści.
I tym spokojnym akcentem, nieco pognieciona, ale nie mniej optymistycznie nastawiona do świata żegnam Was ja - mama Gosia:))
Miłego dnia, pa:)
Moja koleżanka z pracy bardzo się zdziwiłam, że prasuje pościel. Poradziła mi, żeby sobie odpuścić, bo po pierwszym spaniu pościel wygląda tak samo - prasowana i nie. Miała rację, potwierdzam ;)
OdpowiedzUsuńOna się bardzo zdziwiłA
Usuń:)) pościel też sobie odpuszczam:))
UsuńJak dobrze, że Mamelek też dostanie zakładkę!!! Wiedziałam, że za moment zacznie intensywnie czytać. Jedyną czynnością, Gosiu, w moim życiu, której nienawidzę robić, to prasowanie i dlatego, żeby nie oglądać zbierającej się sterty rzeczy jest prasowanie z biegu. Ale i tak tego nie lubię. A pomysł na zabawę w autobus przejmuję, bo na święta będzie komplet maluchów czyli sztuk cztery. Wszystkich razem będzie 14, wiec mam już o czym myśleć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKażdy element paczki od Ciebie, będzie należycie wykorzystany:)))
UsuńFajne takie Święta! U nas będzie o dziesięć osób mniej:)))
Pozdrawiam cieplutko
ps. a ja prasować nawet lubię, tylko zauważyłam, że to nie jest potrzebne:))
Każdy ma jakiegoś bzika:) niektórzy namiętnie prasują wszystko co im wpadnie w ręce, a inni tego nie robią. Ja należę do drugiej kategorii, żelazko wyciągam "od wielkiego dzwonu" i nigdy nie zrozumiem jaki sens ma prasowanie ubrań, które z natury mają być i są, miękkie i przyjemne.Rozprostowują się pod własnym ciężarem i bez żelazka wyglądają dobrze. A prasowanie pościeli to już czyste szaleństwo, strata czasu i rzecz tak bezsensowna, że na samą myśl mam ochotę spróbować tej herbatki co smakuje ostatnim namaszczeniem :)
OdpowiedzUsuń:)) ja prasuję ciuchy na "wyjścia" i tyle:)) a herbatkę polecam, może i można się z czasem przyzwyczaić do jej specyficznego smaku:))
UsuńW sumie to lubię prasowanie, ale nie mam gdzie prasować, więc ciuchy omija ta czynność ;) Za to wszystkie hafty muszę wyprasować i bardzo, bardzo tego nie lubię. Chyba nie ma niczego gorszego od użerania się z wredną kanwą :P
OdpowiedzUsuń:))no tak, bo wygnieciony haft straciłby wiele na swoim uroku. Nie pozostaje Ci nic innego jak przy prasowaniu napić się tej herbatki:)))
UsuńPodziwiam kochana, bo ja bez zelazka zyc nie moge ;)
OdpowiedzUsuń:)) poczekam aż się urodzi Twoje drugie dzieciątko i jak już trochę podrośnie, to zaproponuję jeszcze raz ten eksperyment:))) Może też zmienisz zdanie, tak jak ja:))) hi,hi:))
UsuńOj kochana ale trafilas z tematem,od rana chodze po domu i klne pod nosem bo żelazko mi dziś podlo :-((...Chyba eksperyment czas zacząć... Tylko co na to cała trojka powie,toc nauczylam ich ze i gatki wyprasowane na nich w szafach czekają :-)))
OdpowiedzUsuńZapraszamy Gosiu na nowego posta...odradzam się i bloga tysz :-))))
Moja Mamcia też nam prasowała WSZYSTKO!!! I mimo, że jest Ona dla mnie najlepszym wzorem, to jednak z prasowaniem sobie podaruję:))
UsuńByłam już u Ciebie:)) Twoje DIY świetne!!!
Ja mam radę na nasze ubrania ( oczywiście nie wszystkie, bo niektóre się wyłamują od tej reguły i trzeba je potraktować żelazkiem )
OdpowiedzUsuńPrzy rozwieszaniu trzeba porządnie nimi potrzepać, tak, żeby się rozprostowały i starannie rozwiesić :) wtedy jako tako po wysuszeniu wyglądają :)
Pewnie Ameryki nie odkryłam :)))
Mojej koleżanki ciocia prasowała wszystko włącznie z ... bielizną, ale była bezdzietna i niezbyt zapracowana, więc na brak czasu raczej nie narzekała :)))
Buziaki :)
No właśnie - jak się ciuchy po praniu dobrze rozwiesi i naciągnie, to nie potrzebują "ingerencji z zewnątrz" :))
UsuńPoza tym już przy kupnie, duże znaczenie ma dla mnie sam materiał. Szerokim łukiem omijam również rzeczy do prania ręcznego:))
Buziaki
Z zelazkiem przestałam się przejmować ładne kilka lat temu. Prasuję tylko od wielkiego dzwona za to pranie staram się powiesić naciągnięte:) Pozdrowienia dla Mamelków
OdpowiedzUsuń:)) od razu mi lepiej, że jest nas więcej:)))
UsuńBuziaki