czwartek, 29 sierpnia 2013

Jeden dzień w jednym miejscu

Co można jednego dnia dostrzec w ogrodzie? Niby to samo co zawsze - kwiaty, krzewy, trawę itp. Oczywiście, ale ja odkryłam inne cuda:)
Wieszając pranie dostrzegłam kilka miejsc, gdzie poranna rosa na maleńkich niteczkach misternie utkanej pajęczyny utworzyła małe arcydzieła. Trochę przypomina mi to "mapę samochodową" dużego miasta:)


Później znalazłam maleńką żabkę, którą złapałam, żeby pokazać Martusi ("Dzień dobry żabko")
i oczywiście wypuściłam, żeby wróciła do swojej rodzinki. Jak byłam mała uwielbiałam obserwować różnego rodzaju żyjątka. Teraz próbuję zaciekawić wszystkim moje Maluchy:)


Późnym popołudniem Maluchy bawiły sie na tarasie i Martusia zauważyła balon. Za chwilę już całą rodziną oglądaliśmy jak leci.

 
Nawet pomachaliśmy, ale chyba nie było nas widać:)
 


A jak było u Was? Pozdrawiam serdecznie:) Pa!

środa, 28 sierpnia 2013

Car Boot czyli samochodowe wyprzedaże

Pamiętam jak "za dzieciaka", kiedy odwiedzałam moją kochaną kuzynkę w Warszawie szłyśmy na bazarek ze starociami na "Koło". Jak w pewne wakacje z wypiekami na twarzy kupiłyśmy wielce zabytkowe monety. Coś mi się kojarzy, że każda z nas dała 10.000 (oczywiście starych) złotych!!! To był nasz mega zakup. A w domu Wujek ostudził nasz zapał prostując, że one chyba tyle warte nie były... Widmo zakupu życia ulotniło się jak powietrze z balonika:)
Później jakoś sobie nie kojarzę, żebym była gdzieś na targu staroci. Dopiero tu znów zaczęliśmy odwiedzać takie miejsca. Choć to też nie tak do końca, bo Car Boot to nie tylko starocie a ogólnie samochodowe wyprzedaże. Czasami ma się wrażenie, że ludzie rano pakują w pośpiechu wszystko co wpadnie w ręce:) Buty, talerze, zabawki, meble, ciuchy wszystko co się da. Przyjeżdżają na taki placyk, żeby fajnie spędzić czas i tyle. To takie ich narodowe hobby, które pozwala na nawiązanie nowych znajomości, wyzbycie się gratów i podreperowanie  domowego budżetu.

Ale czasami można znaleźć cudeńka. Tu maselniczka starowinka. Ręcznie robiona dawno temu w Anglii!

 
to samo "pudełko na masło" od spodu
 
 
Filiżaneczka ze spodkiem i talerzykiem z angielskiej porcelany. Dumna jestem:))
 
 
Sprawdzałam na necie. Są jeszcze te same produkowane w Chinach (dużo młodsze) a to jest oryginał!!!
 
 
 I piękny dzbanuszek z miseczką do obmywania rąk. Może nie takie zabytkowe, ale uroczy motyw i kształt skradł moje serce:) Zagościł w łazience.
 
 
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na takie wyprzedaże. Może akurat dopisze szczęście:)
Pa!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Króciuteńko o dziwnych sprawach

Kwestia co i kto jest dziwny pozostanie dla mnie na zawsze otwarta. To, że w piżamie idzie się do sklepu, latem ubiera zimowe, futrzane buty czy sprzedaje na wyprzedaży samochodowej będąc w szlafroku, to przecież nic takiego:) Tu to nie jest dziwne. To może tylko kwestia spojrzenia na życie:)

  • Pamiętam jak kiedyś (na samym początku) wpadliśmy na chwilę do Londynu. Ruszyliśmy na stację metra a tam przede mną wyrósł chłopak ubrany cały na czarno, z kolczykami i... ogonem, takim jak miały dinozaury!!! szkoda, że nie mam fotki:)

  • Dwa razy widziałam jak ktoś jadł kiwi w skórce!!!! (rajuśku - to jak lizać dywan!!!!)

Czasami coś jest bardziej zabawne niż dziwne. Tak jak w Birmingham studenci, którzy w biały dzień wybierali się gdzieś razem przebrani w kolorowe stroje.

 
No, ale sklep z zimową całoroczną wystawą zaliczyłabym już do dziwnych zjawisk. Taki znajduje się w Stratford. Muszę przyznać, że jest urodziwy, ale jak pierwszy raz go zobaczyłam i usłyszałam kolędy dochodzące z migocących lampeczek choinkowych, to byłam zaskoczona. Dodam, że byłam tam w lipcu:)
 
 
Jak pojechałam do Clacton-on-Sea, to już taka zdziwiona nie byłam, bo już wiedziałam skąd właściciel sklepu czerpał inspiracje:)
 
 
bardziej zaskoczyła mnie sama koncepcja witrynki - na zasadzie "słuchaj Steve, ułożę tu wszystko co jest, żeby każdy wiedział, że mamy szeroki asortyment"
 
 
Dziwne też wydały mi się te pieski, które czekały na nas w łazience (jako główna ozdoba) w jednym z hotelików w Walii. No, ale to może kwestia gustu:)
 
 
 
Pozdrawiam nieco zdziwiona:))) Pa!

sobota, 24 sierpnia 2013

Jej wysokość czekolada

Są takie sprawy w życiu człowieka, które bez względu na upływ czasu nie podlegają zmianom. U mnie to namiętność do czekolady. Mlecznej oczywiście:) Mogę się bez niej obejść tylko przez tydzień (sprawdziłam!!! więcej się nie da:) I według mnie lepiej jej ulec niż żyć bez niej! A poza tym jaka to porcja magnezu - samo zdrowie!

Tu z przewagą Milki z kawałeczkami Daim (cukiereczkami karmelowymi)



W hrabstwie Kornwalia miałam okazję widzieć drzewa kakaowca na własne oczy w Eden Project (fantastycznym ogrodzie botanicznym, gdzie znajduje się ok. 18 tysięcy roślin z różnych stref klimatycznych całego świata).
Kakaowce, to niewysokie drzewa, które w naturalnych warunkach rosną w lasach Ameryki Środkowej i Południowej.


 
A będąc w Brugii (Bruksela) nie mogliśmy odmówić sobie wizyty w "Choco - Story. The Chocolate Museum".
 

Te wszystkie figurki z wielką precyzją i finezją zostały wykonane w całości z czekolady!

 
W muzeum czekolady mogliśmy poznać początki jej produkcji, którą datuje się na 1480 rok. A cała historia tego samkołyku zaczyna się od Majów (dziękujemy!)

 
Przedziwne stare machiny były wykorzystywane przy wyrobach czekoladowych pychotek.

 
Na koniec mogliśmy uczestniczyć na żywo w pokazie wytwarzania pralinek i je skosztować:) Dodatkowo można było zerkać w okno telebimu by nic nam nie umknęło. Samo muzeum polecam głównie dla rodzin z dziećmi by zaspokoić ich ciekawość a przy tym podarować im maleńką porcję historii w bardzo smaczny sposób:)

 
Brugia poza tym, że jest przepiękna, to jeszcze na każdym kroku kusi swoimi słodkimi specjałami. To taki raj dla "czekoladożerców" jak ja:))))
 
 
Co do czekolad jestem wybredna i nie wszystkie lubię, ale te belgijskie skradły moje serce i weszły w inną część ciała, o której przez grzeczność nie wspomnę! Bo przecież na jednej kosteczce sprawa się nie kończy:))

Mieciu natomiast - twardziel z samodyscypliną za pan brat - jest w stanie uszczknąć małą "kinderkę" i powiedzieć "już dziękuję". Szacunek Mieciu!



Pozdrawiam czekoladowo! Pa!

ps. a do tego polecam świetny film "Czekolada" z Juliette Binoche jako Vianne Rocher i Johnny Deppem jako Roux

piątek, 23 sierpnia 2013

Pitu-pitu o kawie i herbacie

Dziś moja kochana Mamcia ma urodziny! Wiem, że tu zagląda, więc dlatego chciałabym złożyć Jej najserdeczniejsze życzenia:)


Dziś będzie o gorących napojach.
Dzień rozpoczynam od herbaty. I ku mojemu własnemu zdziwieniu:) jest to herbata po angielsku z mlekiem !!!  (bez cukru). Kiedyś to było nie do pomyślenia. Jak można pić herbatę z mlekiem? - bleee, myślałam. Ale w ciąży zmieniłam zdanie i tak już zostało.

 
Później musi być od razu kawka:)) Koniecznie mała czarna i bez cukru, parzona po turecku. Mniam, mniam - od razu czuję przypływ energii! Rozpuszczalnej nie uznaję. Wolę zbożową:)
 
 
A herbatki, to już lubię różne różniste:) Owocowe, ale nie wszystkie. Lubię te z konkretnym smakiem. Tu poziomkowa z wanilią (wanilii ogólnie nie lubię, bo ma taki słodkawy zapach - ale w herbatce jest ok). No i owocowe lubię pić z torebką w środku:)

 
Zielona jest pyszna pod warunkiem, że jest z jakimś dodatkiem. Tu z opuncją - pycha!
 
 
A jak potrzeba wyciszenia - melisa... Ja czasami powinnam zaparzyć pół wiadra dla całej rodzinki;)
 
 
Mieciu woli kawę. Ma nawet swoją ulubioną - Latte z Costy:)
 
 
 Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na kawkę:) Pa!

środa, 21 sierpnia 2013

Sielsko anielsko

Uwielbiam anioły. Kupować, dostawać i dawać. Myślę, że mają wyjątkową moc... Oczywiście najbardziej lubię mojego prywatnego Anioła Stróża, który ma ze mną nie lekko:)))
Oto anioły, które zamieszkały w naszym domku:

Pierwszy z aniołów jest szczególny - dostaliśmy go w dniu naszego ślubu od mojej przyjaciółki Mamy. Wisi zaraz przy drzwiach wejściowych i pilnuje domostwa:)

 
Dwa poniżej uśmiechały się do mnie w moim rodzinnym mieście na ryneczku - bazarku. Sprzedaje tam pewien pan, który lubi swoją pracę i zawsze ma jakieś skarbunie. One zamieszkały w kuchni i pilnują storczyków:)
 

 
Odpoczywającego Anioła z pięknymi skrzydłami dostała Martusia od swojej Mamy Chrzestnej (czyli mojej siostry)
 

Ten, to prezent od Agnieszki (narzeczonej Taty Chrzestnego). Martusia dostała go na chrzciny. Stoi blisko Martusi łóżeczka i czuwa nad jej snem...

 
Aniołek-dziecinka to upominek od Sabinki (żony mojego kuzyna)
 

Ten srebrny, to prezent dla Mamelka z okazji chrzcin (od zaprzyjaźnionego księdza z rodziny mojego MęŻa). A ten kolorowy to od Babci Tereni dla wnucząt.

 
Z serduszkiem i gwiazdką to prezent od mojej przyjaciółki. Dostałam go kiedyś z okazji Świąt Bożego Narodzenia.


Parasolkowy Anioł zauroczył mnie podczas ostatniego pobytu w Polsce.

 
Tego aniołka dostałam od sąsiadki jak wyjeżdżałam na Wyspy. Miał być na szczęście - jak na razie działa:)

 
Malutki anioł nadgryziony zębem bynajmniej nie czasu a li i jedynie Mamelkowym:)) to od mojej przyjaciółki

 
Tego musiałam mieć i tyle:))
 
 
 
I tak oto zakończyła się prezentacja mojej anielskiej kolekcji. Ciekawa jestem czy Wy też lubicie anioły:))) Pa!
 
 
ps. dziwna sprawa - przed opublikowaniem tego posta włączyłam automatyczne sprawdzanie pisowni. I wiecie co? Windows jest na tyle nieczuły, że nie uznaje bliskich relacji - za każdym razem podkreślił mi wyraz "przyjaciółka" jako błąd:)))

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Jak ja lubię tego faceta

O kim mowa? O facecie, który przez dwadzieścia trzy lata wydał dwadzieścia pięć bestsellerów. O amerykańskim pisarzu, człowieku obdarzonym nieprzeciętnym talentem literackim. O facecie, który skończył prawo, ale ostatecznie wybrał pisarstwo. Jego thrillery prawnicze są rewelacyjne. Panowie i Panie: ta-dam John Grisham! Jeśli komuś nazwisko nic nie mówi, to zaraz przypomnę tytuły (bo nawet jak ktoś nie czyta, to przecież nie sposób nie oglądać filmów, które powstały na podstawie jego dzieł). "Firma", "Raport Pelikana", "Czas zabijania", "Klient". (Dwa poniższe zdjęcia by Ula S. - dziękuję:)

 
 
Wczoraj skończyłam czytać "Ławę przysięgłych".


To ponad pięćset stron małą czcionką, które w zręczny sposób przenoszą nas na salę sądową i wprowadzają w kulisy pewnego procesu. Stawką są miliony dolarów. A stronami - wdowa wieloletniego nałogowego palacza kontra wielka firma tytoniowa. Adwokaci obu stron są zdecydowani na wszystko. Wydają tysiące dolarów na sprawdzenie kandydatów do ławy przysięgłych. Każdy chce mieć w składzie tylko takie osoby, którymi będzie można odpowiednio pokierować. Ale mistrz manipulacji jest jeden - i to on rozdaje karty... Wciągające!

ps. dziś wróciłam do pracy i okazało się, że "miłośników dwóch kółek" jest u nas sporo:)


Trochę bolą nózie, ale damy radę:)) Pa

niedziela, 18 sierpnia 2013

O kolorach

"Więc chodź, pomaluj mi życie,
niech świat mój się zarumieni,
Niech mi zalśni w pełnym słońcu,
kolorami całej ziemi. "

Tak kiedyś śpiewał swój wielki przebój zespół "Dwa plus jeden". I dziś idąc tym tropem, będzie o kolorach. Są takie, które relaksują, pobudzają, wprawiają w pozytywny  nastrój ale są też takie, które nas drażnią. Wiadomo - gdy mamy na to wpływ otaczamy się tymi, które lubimy najbardziej. Do moich ulubionych należy niewątpliwie FIOLETOWY:)


kolorowy (z przewagą fioletu) notatnik, żeby było milusio przy pisaniu:

 
buteleczki z fioletowym akcentem:
 
 
nawet kwiatek wie w jakim kolorze ma kwitnąć;)
 
 
a Martusia wie, jak pobrudzić rączki, żeby Mamusia była szczęśliwa;)
 
 
Miłego, kolorowego dnia. Pa:)