Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z kolejną "perełką".
Ale żeby nie było tak z grubej rury, to najpierw kwiatki;)
Kiedyś pisałam Wam już o naszym "uszatku", który okazał się niewypałem ze względu na kolor tapicerki. Jest to klasyczny uszak z IKEA.
Przy dwójce małych dzieci taki kolor odpada... Przynajmniej u nas. Nie wspomnę ile razy próbowałam wyczyścić podłokietniki z marnym skutkiem. A oryginalny pokrowiec na niego kosztuje... prawie tyle, co NOWY fotel!!!
Jestem wojownikiem, ale tylko w słusznej sprawie i tu już sobie odpuściłam;)
Fotel stoi przykryty stylową "narzutą/kocem" z IKEA;)
Już dawno temu czytałam o możliwości malowania materiałowych tapicerek... farbą kredową. Postanowiłam sprawdzić czy to działa. Po głowie chodziła mi ciemna zieleń albo granat.
W sklepie okazało się, że jedyną kolorową farbą jest... granat (jedna, jedyna puszka - najdroższa ze wszystkich - hi,hi:)
Wzięłam się z zapałem do pracy.
Zrobiłam ABSOLUTNIE WSZYSTKO według podanych instrukcji.
Czyli m.in. zwilżyłam dokładnie cały fotel, rozcieńczyłam farbę itd. Trochę mi z tym zeszło, ale na tym etapie byłam zadowolona;)
Później przyszedł czas na woskowanie, bo bez tego ani rusz!
I tu mój Drogi Czytelniku zaczyna się nasz dramat!
Fotel zaczął przypominać "obrzygańca":(
Idealnie według zasad - wosk (dobrej jakości) nakładany pędzlem i wcierany bawełnianą szmatką... I dupa!
Pierwsze skojarzenie z meliną albo jakimś mocno wysłużonym pubem, gdzie nic do siebie nie pasuje i każdy mebel jest "z innej parafii"!
A woskowanie miało zaimpregnować tkaninę i uchronić przed pobrudzeniem... Czyli etap, którego nie sposób pominąć.
Wkurzyłam się, ale umiarkowanie, bo fotel i tak urodą nie grzeszył;) Ale szkoda mojej pracy...
Pomalowałam go resztką farby jeszcze raz...
I mogłabym Was czarować, że to super pomysł;)
Ale będę szczera... lipa!
I fotel... znów stoi przykryty stylową "narzutą/kocem" z IKEA;))
Tak, że ten...
I to tyle na dziś:) Myślę, że dobrze jest pisać o tym by "odczarować" niektóre wspaniałe pomysły z internetu;)
Może u innych się to sprawdziło, trudno mi to stwierdzić, ale ja lojalnie uprzedzam;)))
Miłego dnia, paaaa:)
czwartek, 28 maja 2020
piątek, 22 maja 2020
Skalniak krok po kroku:)
Witajcie:)
Dziś chciałam Wam pokazać jak zrobić skalniak. Od razu uprzedzam, że nie jestem fachowcem w dziedzinie ogrodu;) Ale zacięcia i weny mi nie brakowało. Przy naszej gliniastej ziemi było to przedsięwzięcie dość praco i czasochłonne, ale rezultat cieszy oko:)
Od czego należy zacząć? Od wybrania odpowiedniego miejsca w ogrodzie. U nas jest to "granica" pomiędzy strefą trawy a strefą użytkową/kamienistą.
Brzegi naszego ogrodu obłożyliśmy ozdobną kostką/krawężnikiem. Górka z grudami zaschniętej gliny wydaje się być niepozorna, ale rozbijałam ją młotkiem (sic!) cztery godziny.
(Należy też przymknąć oko na płot - który czeka na nowe panele i bałagan w szklarni. Nadal nie możemy wywozić wielkogabarytowych śmieci... )
Tak przygotowaną nawierzchnię trzeba było porządnie obsypać piaskiem, ziemią ogrodową i kompostem.
Później przyszedł czas na zdecydowanie przyjemniejsze rzeczy - kupno kwiatów:)
Kupiliśmy dwa razy tyle ile na tej fotce.
Tu już czysta fantazja. Jedyne czym się kierowałam, to że część roślin ma tworzyć pewien wzór i niby "wylewać się" z donicy.
I przyszedł czas na małe kamyczki.
Zależało mi na tym, by uzyskać efekt skalniaka nie tylko z nazwy. Chciałam by tych skałek/kamieni było bardzo dużo.
A na koniec w bonusie nasze palenisko. Obramowanie z kostki, w środku stojące cegły a dookoła szare kamienie.
Resztę wysypaliśmy kamieniami w kolorze śliwki (przynajmniej z nazwy;)
Te same kamienie mamy też w pierwszej strefie blisko domu.
Zaczęła rosnąć moja upragniona trawa:) Niestety nie równomiernie... Dajemy jej jednak jeszcze szansę. Podlewamy starannie dwa razy dziennie i odganiamy gołębie, które zlatują się tu jak do stołówki.
To tyle na dziś:) Jak widać my nasze przymusowe siedzenie spożytkowalismy mocno ogrodowo.
Miłego weekendu. Paaa:)
Dziś chciałam Wam pokazać jak zrobić skalniak. Od razu uprzedzam, że nie jestem fachowcem w dziedzinie ogrodu;) Ale zacięcia i weny mi nie brakowało. Przy naszej gliniastej ziemi było to przedsięwzięcie dość praco i czasochłonne, ale rezultat cieszy oko:)
Od czego należy zacząć? Od wybrania odpowiedniego miejsca w ogrodzie. U nas jest to "granica" pomiędzy strefą trawy a strefą użytkową/kamienistą.
Brzegi naszego ogrodu obłożyliśmy ozdobną kostką/krawężnikiem. Górka z grudami zaschniętej gliny wydaje się być niepozorna, ale rozbijałam ją młotkiem (sic!) cztery godziny.
(Należy też przymknąć oko na płot - który czeka na nowe panele i bałagan w szklarni. Nadal nie możemy wywozić wielkogabarytowych śmieci... )
Tak przygotowaną nawierzchnię trzeba było porządnie obsypać piaskiem, ziemią ogrodową i kompostem.
Później przyszedł czas na zdecydowanie przyjemniejsze rzeczy - kupno kwiatów:)
Kupiliśmy dwa razy tyle ile na tej fotce.
Tu już czysta fantazja. Jedyne czym się kierowałam, to że część roślin ma tworzyć pewien wzór i niby "wylewać się" z donicy.
I przyszedł czas na małe kamyczki.
Następnie MąŻ zajął się sprowadzaniem i kładzeniem większych kamlotów tam, gdzie go poprosiłam.
Przejrzał mnóstwo ogłoszeń by odnaleźć te kamienie... W dobie koronawirusa nic nie było proste...
Zależało mi na tym, by uzyskać efekt skalniaka nie tylko z nazwy. Chciałam by tych skałek/kamieni było bardzo dużo.
A na koniec w bonusie nasze palenisko. Obramowanie z kostki, w środku stojące cegły a dookoła szare kamienie.
Resztę wysypaliśmy kamieniami w kolorze śliwki (przynajmniej z nazwy;)
Te same kamienie mamy też w pierwszej strefie blisko domu.
Zaczęła rosnąć moja upragniona trawa:) Niestety nie równomiernie... Dajemy jej jednak jeszcze szansę. Podlewamy starannie dwa razy dziennie i odganiamy gołębie, które zlatują się tu jak do stołówki.
To tyle na dziś:) Jak widać my nasze przymusowe siedzenie spożytkowalismy mocno ogrodowo.
Miłego weekendu. Paaa:)
niedziela, 17 maja 2020
Internet kontra rzeczywistość - part I:)
Witajcie:)
Zapewne większość z Was zetknęła się gdzieś w czeluściach internetu z "lewitującą filiżanką" (dzbanuszkiem/kubkiem/konewką). Natknęłam się i ja;) Stwierdziłam, że zrobię a co tam - zawsze to coś innego.
Znalazłam tutorial. Gołym okiem widać - łatwizna. Biorę się za robotę! W opisie jest drucik florystyczny. Nie posiadam, ale mam drut ogrodniczy. Mocny i trwały.
I co? I pstro. Ile ja się z tym badziewiem namęczyłem!!! Z pomocą przyszedł kolega, który powiedział, że w swoich przepastnych zapasach posiada mocny drut. Przywiózł mi kilka. Niestety też nie to. Rozmawiamy chwilę w drzwiach (covid -19 social distance) I on zerka na wielki kontener ze śmieciami ogrodowymi moich sąsiadów - a tam na samym wierzchu - stary druciany płot. Przynieś kombinerki - prosi. I tak oto mam MEGA MOCNY drut.
Filiżanka zamocowana, dekoracja zrobiona.
Wytrzymała JEDEN dzień!!! Zbyt ciężka by tkwić na swoim miejscu:(
Porażki uczą pokory. Stwierdziłam jednak, że tyle czasu i energii (nie wspominając o ilości kleju na gorąco;) utopiłam w ten mini projekt, że muszę coś wykombinować.
Przypomniałam sobie o małym wiaderku, w którym kiedyś nabyłam sukulenty.
Tak że ten. Nie wszystko złoto co się świeci;) I zamiast lewitującej filiżanki mam wiaderko.
To tyle na dziś. Miłej reszty niedzieli i spokojnego tygodnia. W zdrowiu i miłości do bliźniego:) Paaa.
Zapewne większość z Was zetknęła się gdzieś w czeluściach internetu z "lewitującą filiżanką" (dzbanuszkiem/kubkiem/konewką). Natknęłam się i ja;) Stwierdziłam, że zrobię a co tam - zawsze to coś innego.
Znalazłam tutorial. Gołym okiem widać - łatwizna. Biorę się za robotę! W opisie jest drucik florystyczny. Nie posiadam, ale mam drut ogrodniczy. Mocny i trwały.
I co? I pstro. Ile ja się z tym badziewiem namęczyłem!!! Z pomocą przyszedł kolega, który powiedział, że w swoich przepastnych zapasach posiada mocny drut. Przywiózł mi kilka. Niestety też nie to. Rozmawiamy chwilę w drzwiach (covid -19 social distance) I on zerka na wielki kontener ze śmieciami ogrodowymi moich sąsiadów - a tam na samym wierzchu - stary druciany płot. Przynieś kombinerki - prosi. I tak oto mam MEGA MOCNY drut.
Filiżanka zamocowana, dekoracja zrobiona.
Wytrzymała JEDEN dzień!!! Zbyt ciężka by tkwić na swoim miejscu:(
Porażki uczą pokory. Stwierdziłam jednak, że tyle czasu i energii (nie wspominając o ilości kleju na gorąco;) utopiłam w ten mini projekt, że muszę coś wykombinować.
Przypomniałam sobie o małym wiaderku, w którym kiedyś nabyłam sukulenty.
Tak że ten. Nie wszystko złoto co się świeci;) I zamiast lewitującej filiżanki mam wiaderko.
To tyle na dziś. Miłej reszty niedzieli i spokojnego tygodnia. W zdrowiu i miłości do bliźniego:) Paaa.
niedziela, 10 maja 2020
Szuflandia:)
Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z domkowym wieszakiem, który powstał już ponad trzy tygodnie temu:)
Wieszaczków na klucze w domkowym klimacie można znaleźć sporo w internecie. Ciut mniej jest tych na odzież wierzchnią:)
Ale takiego na bazie szuflady - to nie znalazłam, więc uznaję to za autorski projekt:)
Szuflandia pełną gębą!
Poprzedni wieszak - zwykły jak najzwyklejsza środa w tygodniu - był uprzejmy się popsuć. I to ostatecznie zaważyło nad jego losem;) Wiedziałam, że w końcu nadszedł ten czas, że to co mam w głowie, to zawiśnie na ścianie!
Domki są w sielsko wiejskim klimacie starej nadgryzionej zębem czasu chałupiny. Każdy jeden budynek nadaje się do generalnego remontu, ale ich mieszkańcy dobrze wiedzą, że on nigdy nie nastąpi. Tu żyją sami najstarsi mieszkańcy Mamelkowa a jak wiadomo - starych drzew się nie przesadza...
Tutaj początek wszystkiego. Front od szuflady i poprzycinane drewienka tak by tworzyły spójną całość.
I te cudne haczyki, które zamówiłam przez internet. Myślałam, że będą mniejsze, więc zamówiłam sześć. Zdziwiłam się jak dotarły ( kto by się przejmował opisem produktu;)
Porządne i solidne! To najważniejsze.
Praca wre - ulubione miejsce ku temu - blat w kuchni - hi,hi:) I Twórczy chaos!
Końcowe przymiarki przed ostatecznym przywierceniem do ściany na wiek wieków;)
To tyle na dziś, paaa! Miłego dnia. Tak że ten, o domkach nie zapomniałam:)
Dziś przychodzę do Was z domkowym wieszakiem, który powstał już ponad trzy tygodnie temu:)
Wieszaczków na klucze w domkowym klimacie można znaleźć sporo w internecie. Ciut mniej jest tych na odzież wierzchnią:)
Ale takiego na bazie szuflady - to nie znalazłam, więc uznaję to za autorski projekt:)
Szuflandia pełną gębą!
Poprzedni wieszak - zwykły jak najzwyklejsza środa w tygodniu - był uprzejmy się popsuć. I to ostatecznie zaważyło nad jego losem;) Wiedziałam, że w końcu nadszedł ten czas, że to co mam w głowie, to zawiśnie na ścianie!
Domki są w sielsko wiejskim klimacie starej nadgryzionej zębem czasu chałupiny. Każdy jeden budynek nadaje się do generalnego remontu, ale ich mieszkańcy dobrze wiedzą, że on nigdy nie nastąpi. Tu żyją sami najstarsi mieszkańcy Mamelkowa a jak wiadomo - starych drzew się nie przesadza...
I te cudne haczyki, które zamówiłam przez internet. Myślałam, że będą mniejsze, więc zamówiłam sześć. Zdziwiłam się jak dotarły ( kto by się przejmował opisem produktu;)
Porządne i solidne! To najważniejsze.
Praca wre - ulubione miejsce ku temu - blat w kuchni - hi,hi:) I Twórczy chaos!
Końcowe przymiarki przed ostatecznym przywierceniem do ściany na wiek wieków;)
To tyle na dziś, paaa! Miłego dnia. Tak że ten, o domkach nie zapomniałam:)
poniedziałek, 4 maja 2020
Fairy garden DIY
Witajcie,
dziś przychodzę do Was z mini ogródkami. Mówią na nie często fairy garden czyli bajkowy/wróżkowy ogród.
Odkąd nasz ogród przestał być tylko w fazie marzeń a rozpoczęły się nad nim konkretne prace wieczorami przeglądam w internecie wszelakie inspiracje na ten temat:)
A taki mini ogródek, to zawsze mi się podobał;)
Do wykonania tych maleństw użyłam tylko tego co znalazłam w domu/szopie;)
Te cudowne mini narzędzia (miętowe, musicie uwierzyć na słowo) dostałam od blogowej koleżanki gdy kupowałam ręcznie robioną laleczkę podobną do mojej córci.
Wiaderko kupiłam kiedyś w sklepie z rękodzielniczym asortymentem a konewka jest starsze od węgla!
Do zrobienia pierwszego użyłam stylowej cynkowej starej donicy, która idealnie się do tego nadawała.
Co potrzebujemy do projektu:
Na spód naszego naczynia układamy pudełka po lodach lub plastikowe doniczki (cokolwiek co jest lekkie a wypełni nam większość powierzchni). Na to sypiemy piasek i uzupełniamy ziemią.
A później następuje dekorowanie według własnej fantazji:) Wszystkie chwyty dozwolone.
Można też oczywiście użyć do projektu prawdziwych roślin ale wówczas trzeba pamiętać by całą doniczkę uzupełnić prawdziwą ogrodniczą ziemią. Ja celowo zdecydowałam się na "sztuczniaki";)
***
Ten - w marynistycznym klimacie - powstał na prezent. Z braku fajnej miski/doniczki użyłam zwykłą kwadratową, ale przewiązałam ją grubym sznurem "liną okrętową".
Znajomi mają kącik wypoczynkowy w ogrodzie w takim charakterze, więc stąd pomysł by ten ogródek był właśnie taki:)
Takie projekty można zrealizować nawet wówczas gdy nie posiadamy ogrodu. Możemy tak przyozdobić nawet mały balkon czy parapet:) Możemy też zrobić taki mini ogródek z dziećmi. Ja wybrałam opcję "samotny biały żagiel", bo lubię pracować w samotności;)) Ostatnio moje rękodzielnicze zapędy umila mi słuchanie audiobooków o przygodach Sherlock'a Holmes'a:))
To tyle na dziś, paaa. Zdrowia i spokoju.
dziś przychodzę do Was z mini ogródkami. Mówią na nie często fairy garden czyli bajkowy/wróżkowy ogród.
Odkąd nasz ogród przestał być tylko w fazie marzeń a rozpoczęły się nad nim konkretne prace wieczorami przeglądam w internecie wszelakie inspiracje na ten temat:)
A taki mini ogródek, to zawsze mi się podobał;)
Do wykonania tych maleństw użyłam tylko tego co znalazłam w domu/szopie;)
Te cudowne mini narzędzia (miętowe, musicie uwierzyć na słowo) dostałam od blogowej koleżanki gdy kupowałam ręcznie robioną laleczkę podobną do mojej córci.
Wiaderko kupiłam kiedyś w sklepie z rękodzielniczym asortymentem a konewka jest starsze od węgla!
Do zrobienia pierwszego użyłam stylowej cynkowej starej donicy, która idealnie się do tego nadawała.
Co potrzebujemy do projektu:
- donica/wiadro/misa lub inne naczynie
- plastikowe pudełka po lodach i niepotrzebne doniczki, w których kupujemy rozsady kwiatów
- piasek lub ziemia
- kamienie
- patyczki, szyszki lub inne dary natury
- sztuczne kwiaty i mech, listki trawy
- ozdoby i inne duperelki
- klej na gorąco
Na spód naszego naczynia układamy pudełka po lodach lub plastikowe doniczki (cokolwiek co jest lekkie a wypełni nam większość powierzchni). Na to sypiemy piasek i uzupełniamy ziemią.
A później następuje dekorowanie według własnej fantazji:) Wszystkie chwyty dozwolone.
Można też oczywiście użyć do projektu prawdziwych roślin ale wówczas trzeba pamiętać by całą doniczkę uzupełnić prawdziwą ogrodniczą ziemią. Ja celowo zdecydowałam się na "sztuczniaki";)
***
Ten - w marynistycznym klimacie - powstał na prezent. Z braku fajnej miski/doniczki użyłam zwykłą kwadratową, ale przewiązałam ją grubym sznurem "liną okrętową".
Znajomi mają kącik wypoczynkowy w ogrodzie w takim charakterze, więc stąd pomysł by ten ogródek był właśnie taki:)
Takie projekty można zrealizować nawet wówczas gdy nie posiadamy ogrodu. Możemy tak przyozdobić nawet mały balkon czy parapet:) Możemy też zrobić taki mini ogródek z dziećmi. Ja wybrałam opcję "samotny biały żagiel", bo lubię pracować w samotności;)) Ostatnio moje rękodzielnicze zapędy umila mi słuchanie audiobooków o przygodach Sherlock'a Holmes'a:))
To tyle na dziś, paaa. Zdrowia i spokoju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)