Witajcie:)
Myślisz Drogi Czytelniku, że dam Ci ciut odsapnąć od domków? No nie dam:) Oto przed Wami domkowa, PASTELOWA dekoracja.
***
W siódmym niebie jest nieco inaczej. Tam niebiańska przestrzeń dzieli się na departamenty. Każdy departament, to inna kolorystyka. To cztery odrębne działy - PASTELOWY, CZARNO-BIAŁY, NEONOWY i NATURALNY. Nowo przybyli u wrót raju wypełniają specjalną ankietę i według niej dostają swój przydział. Można jeszcze apelować o zmianę, ale taka sytuacja ma miejsce niezwykle rzadko i przeznaczona jest głównie dla malkontentów. Tak, tak - tacy też się zdarzają i to z nimi święty Piotr ma zawsze ręce pełne roboty. Najgorzej było jednak z panem Zygmuntem. No niby nie maruda a wypełnił formularz tak, że nie wiadomo było gdzie go umieścić. Do każdego działu kwalifikował się w dwudziestu pięciu procentach! A później okazało się, że poczciwina był daltonistą.
W PASTELOWYM - króluje pani Helenka. Jest tu szefową od wszystkiego choć najwięcej uwagi poświęca nadzorowaniu mistrzów kuchni. Jej zupy-kremy nie mają sobie równych a ciasta obrosły już w legendę. Dochodzi do tego, że Aniołowie z innych departamentów proszą o przeniesienie. To jest niestety niemożliwe, bo PASTELOWY zawsze ma takie obłożenie jak lipcowy turnus w Ciechocinku.
Ostatnio u bram nieba pojawiła się babcia Żaneta. Szczupła, maleńka staruszka w fikuśnym miętowym kapeluszu, żółtych trampkach, z fantazyjnie zawiązanym pudrowo-różowym szalem i trzema walizkami.
- Witam serdecznie, proszę usiąść wygodnie w fotelu tu jest ankieta - zaczął święty Piotr i urwał w pół słowa... - Czy my się skądś znamy?
- A tak! Trzy razy już mnie tu przysyłano, ale przez te moje cholerne walizki odsyłano mnie na dół...
Święty Oddźwierny chrząknął. - Nie używamy tu takich słów... Pani Żaneto.
- Oj tam, oj tam. - Żaneta jestem a nie jakaś pani. Możesz mi nawet mówić Żania - tak właściwie całe życie się do mnie zwracano. A po drugie jedna "cholera" w te czy we wte dramatu nie zrobi - dodała z niewinną miną.
- Wspomniała pani... znaczy się - wspomniałaś coś o walizkach...
- Ach tak! No właśnie - rozjaśniła się staruszka. Nie chcieliście oclić moich bagaży! Trzy razy próbowałam. Sąsiedzi już ręce zacierali na moje mieszkanko a tu nic. Teraz też jeszcze do końca nie wierzą, że umarłam - zaśmiała się szczerze Żaneta! Pietra mają i latają co dzień na cmentarz warty robić czy aby na pewno tam jestem. Dranie nie wiedzą, że zostawiłam testament - hi,hi:)) Wszystko zapisałam rudej Ani spod piątki. Ona bidula sama ogarnia trójkę dzieci i gnieżdżą się na wynajętej kawalerce. A te jej pociechy takie grzeczne. Zawsze "dzień dobry" mówiły i przychodziły słuchać moich opowieści. A Ruda to mi zakupy robiła i sprzątała w domu. Tak z dobroci serca. Ot za zwykłe "dziękuję". Tacy ludzie to teraz rzadkość. Mi te dziewięćdziesiąt dziewięć wiosen na ziemi wystarczyło. Ale o czym to ja mówiłam - zamyśliła się melancholijnie.
- O walizkach...
- A tak. Moje długie wstępy zawsze prowadzą mnie na manowce. Człowiek ma niemalże sto lat i niczego się nie nauczył. Całe życie moje wstępy były przydługie niczym sweter po starszym bracie i tak już widać pozostało. Walizki... Dopiero teraz udało mi się je przynieść ze sobą. Wcześniej ciągle się czepialiście. A to nie ten wymiar a to rzeczy zabronione. Jak w tanich liniach lotniczych! Ludzie, ja sądziłam, że już PO to raczej jest Wam wszystko jedno. Ale jak widać służbiści są wszędzie. Dobrze chociaż, że Helenka uprzedziła mnie co do tych ankiet - poprawiła teatralnym ruchem miętowy kapelusz i dotknęła ręką pudrowo-różowej apaszki.
- Walizki... - jęknął cichutko święty Piotr.
- Ale z Ciebie namolny Anioł - zachichotała Żania. Najpierw muszę się upewnić, że będę w PASTELOWYM!
- Ostrzegam, pytania są podchwytliwe.
- Nie ze mną te numery! Wszystkie odpowiedzi wykułam na blachę tak jak i testy na prawo jazdy. Wyobrażasz sobie, że zdałam teorię za pierwszym razem a praktyczne dopiero za czwartym! Bo ten cholerny instruktor się na mnie uwziął. Upss. Miałam nie mówić "cholerny". Musisz mi wybaczyć jestem tu nowa.
Wzięła formularz i z zapałem zaczęła go wypełniać.
- No już. Skończone! Mogę iść przywitać się z Helenką? - spytała zarumieniona.
- A skąd wiesz, że się tam dostaniesz?
- Już mówiłam. Znałam pytania. Wszystko wskazuje na "PASTELOWY" możesz nawet nie sprawdzać.
Święty Piotr uniósł tylko oczy do nieba (ósmego ma się rozumieć) i powiedział standardowe przywitanie:
- Witamy w Siódmym niebie. Zakwalifikowałaś się do departamentu "PASTELOWEGO". Życzę miłego wszystkiego.
- Dziękuję - rzuciła przez ramię staruszka i potruchtała do bramy by przywitać się ze swoją przyjaciółką.
Walizki zostały przy fotelu.
Święty Piotr rozejrzał się dookoła upewniając się, że nikt nie nadchodzi. Odczekał z czystej przyzwoitości pięć minut i delikatnie zajrzał do pierwszej z nich. Przetarł oczy ze zdumienia. Zamrugał szybko sądząc, że ma przywidzenia, ale jego wyczulony nos tylko potwierdził to co zobaczył... Walizka była wypełniona po brzegi... suchą żywiecką!!!
Lekko oszołomiony popędził za Żanetą. Zastał ją nad filiżanką kawy i talerzykiem z szarlotką.
- Po co Tobie - zaczął zdyszany - tyle kiełbasy?
- Wygrałam - powiedziała triumfalnie Żaneta i zgarnęła ze stołu piątaka do kieszeni. - Mówiłam, że zajrzy! - mrugnęła znacząco do Heleny.
- Obiecałam Helence - rzuciła wyjaśniająco świętemu. - Pisała mi, że wszystko tu na najwyższym poziomie. Same pyszności. Kawior, trufle, owoce morza, schabowe, de volaille, gołąbki. No miód malina. Żarcie obłędne, ale suchej żywieckiej nie macie! To przyniosłam.
***
To tyle na dziś. Miłego tygodnia:)) Paa!