Witajcie:)
Dziś mam dla Was kilka migawek z naszego ostatniego rodzinnego wypadu pod koniec maja. Niezmiernie rzadko zdarzają się nam takie wyjazdy z powodu "niedostępności czasowej" Taty. Tym razem zupełnie przypadkowo okazało się, że ma wolny weekend więc musieliśmy to wykorzystać;)))
Na wycieczkę wybraliśmy się ze znajomymi, którzy mieli dojechać do nas nieco później. Postanowiliśmy najpierw zahaczyć o... WIOSKĘ TRAMWAJOWĄ:)))
Crich Tramway Village - bo o niej mowa, to ciekawe miejsce na rodzinny wypad. I miłe jest też to, że raz wydane pieniądze na rodzinny bilet (40funtów) pozwalają na jeszcze jeden rodzinny wstęp w ciągu dwunastu miesięcy za darmo!
Jest tam fragment starej ulicy, po której na zmianę poruszają się zabytkowe tramwaje. Do tego można obejrzeć pokaźną kolekcję tych starych maszyn w osobnym muzeum na terenie "wioski" (nazwa mocno na wyrost;)))
No nie ukrywam, że najbardziej zainteresowana tymi reliktami przeszłości byłam ja:))) Uwielbiam takie klimaty. Dlatego do samego muzeum dotarłam tylko ja, bo reszta "utknęła" na dużym placu zabaw:))))
Dobrze chociaż, że na samą przejażdżkę zabytkowym tramwajem nie musiałam nikogo namawiać.
Trasa zaskoczyła nas swoją długością a właściwie jej brakiem;) Na ostatnim przystanku - co nas mocno ubawiło - pan motorniczy przy pomocy mega długiego bambusa przekładał metalowe kształtowniki na trakcji. A do tego oparcia przesuwało się w drugą stronę i - jak siedzieliśmy na pierwszych ławkach, tak w stronę powrotną okazało się, że jedziemy jako ostatni.
Wysiedliśmy w połowie trasy, bo zauważyliśmy równoległą ścieżkę obok po której wędrowali ludzie.
Co krok czekały na nas jakieś fajne drewniane dekoracje. Tu jak widać - domino i perkusja. Była też mega "biblioteka" wydrążona w korzeniach wielkiego drzewa.
***
Nasi znajomi dotarli do nas chwilkę przed zamknięciem całej wioski. Wspólnie udaliśmy się do APARTAMENTÓW, w których mieliśmy przenocować. Jak się okazało nasze miejsca noclegowe niewiele miały wspólnego ze swoją szumną nazwą jak i ze zdjęciami, które skusiły nas do ich wynajęcia;)) Z serii - serdecznie NIE polecam. Najdroższe były chyba wypasione mikrofalówki z całego wyposażenia! Co ciekawe - nawet nie było się komu pożalić, bo owe apartamenty były całkowicie "bezzałogowe". Mailem dostaliśmy kod do głównych drzwi i szyfr do maciupeńkich skrzyneczek, w których znajdowały się nasze klucze.
Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Postanowiliśmy zwiedzić jaskinię. Padło na Poole`s Cavern w Buxton Country Park. I nie uwierzycie - odkąd jesteśmy w UK - byliśmy tu chyba tylko w trzech jaskiniach i w tej już też;))) Ach ta pamięć! Kompletnie o tym zapomnieliśmy. Ale to była jeszcze era "przeddzieciowa".
Zdjęcia nie oddają klimatu a szkoda, bo było fajnie. W odróżnieniu od polskich jaskiń, które znam ta miała "normalną podłogę" czyli chodnik, co pozwalało, że nasz przewodnik przebywał tam w... sandałach;))
***
A dziś pan taksówkarz zrobił mi dzień:))) Wracaliśmy w trójkę od fryzjera - pieszy powrót nie wchodził w grę, bo tu LEJE od wczorajszego wieczoru... Bez komentarza... Ma tak być jeszcze do czwartku!
Dostałam smsa, że taksówka już jest i zaczęliśmy się szybciutko ubierać. Ale jak wiadomo z dziećmi szybciutko nabiera nowego znaczenia;))) Pan taksówkarz zadzwonił, więc wyjaśniam że już idziemy. Każdy z nas dzierży parasol, więc instruuję dzieci przed wejściem. "Zamknąć parasol i wchodzić". Dzieci te mokre parasole zaczynają kłaść na tapicerkę (na szczęście skórzaną), więc wołam
"
PARASOL na dół, parasol na dół, parasol na dół!!!" Podchwycił to w lot pan kierowca (Hindus) i łamaną polszczyzną zaczyna mnie naśladować "parasol na dół, parasol na dół". Za chwilę wymyśla do tego melodię i zaczyna rapować:)))) No śmiałam się na cały głos!!! Uwielbiam takich pozytywnych ludzi.
Wytłumaczyłam mu później co to znaczy:)
***
To tyle na dziś. Miłego!
ps. Wiem, że u Was żar z nieba. "Zazdraszczam"!!!