Witajcie:)
Kupuję w Argosie czajnik. Czekam na zamówienie. Chwilę wcześniej kupuję tam kilka świątecznych prezentów, więc już zdążyłam się z paniami zaprzyjaźnić. Przychodzi moja kolej. Młodziutka sprzedawczyni przynosi mi mój towar.
- Miłego użytkowania - mówi z uśmiechem wręczając mi czajnik.
- Tobie też - walę odruchowo, bo spodziewałam się standardowego "miłego dnia" ;))) a myślami przecież już jestem gdzieś indziej;)
Mina pani bezcenna.
***
Mam wolny dzień. Wolny jak wolny, bo załatwiam lekarskie sprawy. W każdym razie wolny od pracy;)
W samo południe dostaję telefon ze szkoły, że mam odebrać synusia, bo jest chory... Pędzę po niego. W sumie wygląda całkiem dobrze, tylko jest mega cichutki. Pani mówi, że mam go obserwować i w razie co jutro może wrócić. Wieczorem dostaje temperatury i dużo śpi. W nocy budzi mnie bardzo rozpalony. Zbijam mu temperaturę. Rano nie ma szans bym puściła go do szkoły. Koleżanka zabiera Martusię a ja zostaję z synkiem. Później zmiana warty i zostaje Tata. Rano muszę telefonicznie powiadomić szkołę, że Mamelka nie będzie. Trzeba się nagrać na sekretarkę. Robię to za każdym razem gdy dzieci chorują.
- Tu szkoła... Jak chcesz zgłosić nieobecność dziecka wciśnij jeden. Po usłyszeniu sygnału podaj imię i nazwisko, klasę i powód nieobecności...
Sygnał...
- Dzień dobry. Marcel... klasa 6 (pomijam, że on jest w 3;) i teraz hit, hitów:
MARCEL WCIĄŻ ŻYJE. Yyyy przepraszam znaczy się WCIĄŻ JEST CHORY. Zostanie dziś w domu.
Kurtyna.
Normalnie matka roku;) Zaćmienie umysłowe jak nic;)))
***
To tyle na dziś:) Jesienne zakręcenie na maxa;))
A jak u Ciebie Drogi Czytelniku? Zaliczasz wpadki jak ja czy Jesteś bardziej przytomny;)))
Miłego, pa:)
piątek, 23 listopada 2018
niedziela, 18 listopada 2018
Jesienne dywagacje...
Witajcie:)
Jesień sprzyja "domowaniu". Dobrze jest mieć gdzieś swoją przystań, gdzie można schronić się przed wiatrem, deszczem, przed wkurzającym dniem i przeczekać do wiosny. Niezbędne atrybuty jesiennych dni to ciepłe kapciochy, koc i herbata (taca od SCHABIKOWO:)
***
Pamiętam jak za dzieciaka wkurzało mnie jak chicagowscy patrioci wielce opowiadali o miłości do ojczyzny. Organizowali polonijne festyny, zabiegali o możliwość głosowania na nowego prezydenta RP czy odsłaniali kolejny pomnik polskiego bohatera w USA. Ale jeśli ktoś ich pytał o powrót do Polski, to każdy mówił, że TU (czytaj na obczyźnie) ma już swój dom... Nie mogłam zrozumieć jak ktoś może tak bardzo kochać swój kraj a nie chce do niego wrócić...
A teraz ja - o ironio losu - wychowana na patriotycznych apelach, znająca podniosłe wiersze o Polsce, płacząca na hymnie polski z okazji stulecia niepodległości sama jestem w potrzasku. Serce tam a dupa (przepraszam co wrażliwszych za słowo) tu.
Nie, nie oszukuję się. Nigdy TU nie poczuję się jak u siebie... ale już TAM czuję się nieswojo... Ponad trzynaście lat z dala od DOMU robi swoje... Nie zarzekam się co do naszej przyszłości. Może zostaniemy tu już na zawsze a może jednak wrócimy?
Tu mamy własny dom (kredytu hipotecznego zostało już niewiele do spłacenia), oboje pracujemy dzieci chodzą do szkoły... A tam nasi bliscy...
I tak - kocham Polskę, kocham moją Bydgoszcz ale czy jestem w stanie znów na nowo się tam zaaklimatyzować? Moja lista ZA i PRZECIW jest długa i uzupełniana od lat. Sama jestem ciekawa jak to będzie...
***
A na koniec, żeby nie było zbyt melancholijnie, to spieszę by powiadomić, że ROBÓTKA 2018 już ruszyła!!! Serdecznie zapraszam:))) Szczegóły TU
W wielkim skrócie - jest taki dom w NIEGOWIE, gdzie "dzieciaki-starszaki" odnalazły swoją nową rodzinę. Każdy z nich - czy to ze względu na wiek, chorobę czy stopień niepełnosprawności zostanie w tym domu już na zawsze. Opiekunowie robią co w ich mocy by czuli się tam dobrze, ale bywa, że tęsknoty i smuteczki wyrywają się do prawdziwych rodzin - a tych już niestety nie ma lub nigdy nie było... I dla tego powstała ROBÓTKA - by móc kartką czy listem przytulić do serca jakiegoś Niegowiaka:)))
***
Miłego tygodnia:) Pa:)
Jesień sprzyja "domowaniu". Dobrze jest mieć gdzieś swoją przystań, gdzie można schronić się przed wiatrem, deszczem, przed wkurzającym dniem i przeczekać do wiosny. Niezbędne atrybuty jesiennych dni to ciepłe kapciochy, koc i herbata (taca od SCHABIKOWO:)
***
Pamiętam jak za dzieciaka wkurzało mnie jak chicagowscy patrioci wielce opowiadali o miłości do ojczyzny. Organizowali polonijne festyny, zabiegali o możliwość głosowania na nowego prezydenta RP czy odsłaniali kolejny pomnik polskiego bohatera w USA. Ale jeśli ktoś ich pytał o powrót do Polski, to każdy mówił, że TU (czytaj na obczyźnie) ma już swój dom... Nie mogłam zrozumieć jak ktoś może tak bardzo kochać swój kraj a nie chce do niego wrócić...
A teraz ja - o ironio losu - wychowana na patriotycznych apelach, znająca podniosłe wiersze o Polsce, płacząca na hymnie polski z okazji stulecia niepodległości sama jestem w potrzasku. Serce tam a dupa (przepraszam co wrażliwszych za słowo) tu.
Nie, nie oszukuję się. Nigdy TU nie poczuję się jak u siebie... ale już TAM czuję się nieswojo... Ponad trzynaście lat z dala od DOMU robi swoje... Nie zarzekam się co do naszej przyszłości. Może zostaniemy tu już na zawsze a może jednak wrócimy?
Tu mamy własny dom (kredytu hipotecznego zostało już niewiele do spłacenia), oboje pracujemy dzieci chodzą do szkoły... A tam nasi bliscy...
I tak - kocham Polskę, kocham moją Bydgoszcz ale czy jestem w stanie znów na nowo się tam zaaklimatyzować? Moja lista ZA i PRZECIW jest długa i uzupełniana od lat. Sama jestem ciekawa jak to będzie...
***
A na koniec, żeby nie było zbyt melancholijnie, to spieszę by powiadomić, że ROBÓTKA 2018 już ruszyła!!! Serdecznie zapraszam:))) Szczegóły TU
W wielkim skrócie - jest taki dom w NIEGOWIE, gdzie "dzieciaki-starszaki" odnalazły swoją nową rodzinę. Każdy z nich - czy to ze względu na wiek, chorobę czy stopień niepełnosprawności zostanie w tym domu już na zawsze. Opiekunowie robią co w ich mocy by czuli się tam dobrze, ale bywa, że tęsknoty i smuteczki wyrywają się do prawdziwych rodzin - a tych już niestety nie ma lub nigdy nie było... I dla tego powstała ROBÓTKA - by móc kartką czy listem przytulić do serca jakiegoś Niegowiaka:)))
***
Miłego tygodnia:) Pa:)
czwartek, 8 listopada 2018
Awokado i lekarz:)
Witajcie:)
Dotarła do mnie paczka, którą sama do siebie wysłałam z PL ;) A w niej m.in. taca, którą wygrałam w Schabikowie TU. Arletko, bardzo dziękuję:))) Taca jest duża, idealna na śniadania do łóżka (tylko nie ma komu;))) lub na popołudniowe herbatki.
Jest drewniana, niebieska i z czarnym tablicowym środkiem:)) Super!
I mam dla Was totalnie nie INSTAGRAMOWĄ fotkę mojego śniadania;) No, bo jakże to tak? Dwa różnokolorowe kubki i na jednym dziwny osad. Ano tak wygląda śniadanie bez filtra i ściemy;))) A ten dziwny płyn to herbata z mlekiem. No i kawa, bo tak jak już kiedyś pisałam - rano musi być jedno i drugie;))
Instagramowe jest być może tylko awokado. I tu ciekawa anegdotka;))) Z awokado nie było miłości od pierwszego wejrzenia! Absolutnie nie!!! Wieki temu (w erze przeddzieciowej) robiliśmy imprezkę, na której miała być wegetarianka. W pracy głośno zastanawiałam się nad menu i koleżanka życzliwie podała mi przepis na extra sałatkę z rzeczonym awokado. Narobiłam ilości przemysłowe. Dumna i blada zasiadłam do stołu i częstuję gości. Sobie też nakładam, bo lubię sprawdzać jak smakuje, to co zrobiłam. I fuj, tfu!!! Jakież to było paskudne!!! Przeprosiłam koleżankę, zabrałam szybko sałatkę ze stołu i od razu wylądowała w koszu... Uraz do awokado potężny trwał ponad dziewięć lat!!! I całkiem niedawno skusiłam się by kupić awokado. Oczywiście później o nim zapomniałam, bo wszak nie był to dla mnie produkt pierwszej potrzeby. Po długim czasie odnalazłam go w czeluściach lodówkowej szuflady, obrałam i zjadłam (z lekką taką niepewnością). PYYYYCHOTA!!! Bo wiecie co się okazało?!? Za pierwszym razem wrzuciłam do sałatki twarde jak kamień awokado. Skąd ja mogłam wiedzieć, że to musi być mięciusie;))) Tego mi koleżanka (zapewne sądząc, że to oczywista oczywistość) nie powiedziała!
***
Akcja z wczoraj. Dzwonię do lekarza. Oczywiście rejestrujesz się tu telefonicznie i na tę czynność musisz sobie zarezerwować - przy dobrych wiatrach - pół godziny w porywach do czterdziestu minut. Pani spytała czy to rutynowa wizyta, więc ja sądząc, że to pytanie pro forma, że tak. Na to ona - termin na piątego grudnia. (Pomijam już, że coś krzaczyło na linii i trzy razy pytałam ją o ten termin, bo ciągle zjadało słowa właśnie na dacie, którą podawała;)))) No to lekko wystraszona odległym terminem mówię, że to raczej pilna sprawa (no może nie ratuj życie, ale jednak). To pani stwierdziła, że skonsultuje to z lekarzem a on do mnie oddzwoni. "Kiedy?" , "jeszcze dziś rano". Wsiadłam na rower i w duchu zastanawiam się kiedy zadzwoni, bo nie mogę mieć przy sobie telefonu w pracy. Oczywiście w takiej wyjątkowej sytuacji jak ta muszą zrobić dla mnie wyjątek;) Dojeżdżam już niemalże do pracy (dzielą mnie może cztery minuty; nie pytajcie mnie o kilometry, bo przecież kierowcą nie jestem;))) I dzwoni doktorek - "Słucham w czym mogę pomóc"? Naświetlam sprawę, odpowiadam na pytania i lekarz stwierdza, że jednak chce mnie DZIŚ widzieć!!! Cudnie! Podaje mi nawet dwie godziny do wyboru (za dwadzieścia minut - "panie doktorze, ja już jestem przy pracy i muszę zawrócić!" oraz za półtorej godziny - znacznie lepiej.) Schodzę z roweru, obracam go w przeciwną stronę i zawracam. Jeszcze tylko telefon do mojej szefowej by szybko wklepała mi dzień wolny i gotowe;)))
A pani rejestratorka nie mogła tak od razu skoro i tak było miejsce;) Eh, ech;)))
To tyle u mnie. Miłego;)
Ps. A jak tam Wam jesień mija?
Dotarła do mnie paczka, którą sama do siebie wysłałam z PL ;) A w niej m.in. taca, którą wygrałam w Schabikowie TU. Arletko, bardzo dziękuję:))) Taca jest duża, idealna na śniadania do łóżka (tylko nie ma komu;))) lub na popołudniowe herbatki.
Jest drewniana, niebieska i z czarnym tablicowym środkiem:)) Super!
I mam dla Was totalnie nie INSTAGRAMOWĄ fotkę mojego śniadania;) No, bo jakże to tak? Dwa różnokolorowe kubki i na jednym dziwny osad. Ano tak wygląda śniadanie bez filtra i ściemy;))) A ten dziwny płyn to herbata z mlekiem. No i kawa, bo tak jak już kiedyś pisałam - rano musi być jedno i drugie;))
Instagramowe jest być może tylko awokado. I tu ciekawa anegdotka;))) Z awokado nie było miłości od pierwszego wejrzenia! Absolutnie nie!!! Wieki temu (w erze przeddzieciowej) robiliśmy imprezkę, na której miała być wegetarianka. W pracy głośno zastanawiałam się nad menu i koleżanka życzliwie podała mi przepis na extra sałatkę z rzeczonym awokado. Narobiłam ilości przemysłowe. Dumna i blada zasiadłam do stołu i częstuję gości. Sobie też nakładam, bo lubię sprawdzać jak smakuje, to co zrobiłam. I fuj, tfu!!! Jakież to było paskudne!!! Przeprosiłam koleżankę, zabrałam szybko sałatkę ze stołu i od razu wylądowała w koszu... Uraz do awokado potężny trwał ponad dziewięć lat!!! I całkiem niedawno skusiłam się by kupić awokado. Oczywiście później o nim zapomniałam, bo wszak nie był to dla mnie produkt pierwszej potrzeby. Po długim czasie odnalazłam go w czeluściach lodówkowej szuflady, obrałam i zjadłam (z lekką taką niepewnością). PYYYYCHOTA!!! Bo wiecie co się okazało?!? Za pierwszym razem wrzuciłam do sałatki twarde jak kamień awokado. Skąd ja mogłam wiedzieć, że to musi być mięciusie;))) Tego mi koleżanka (zapewne sądząc, że to oczywista oczywistość) nie powiedziała!
***
Akcja z wczoraj. Dzwonię do lekarza. Oczywiście rejestrujesz się tu telefonicznie i na tę czynność musisz sobie zarezerwować - przy dobrych wiatrach - pół godziny w porywach do czterdziestu minut. Pani spytała czy to rutynowa wizyta, więc ja sądząc, że to pytanie pro forma, że tak. Na to ona - termin na piątego grudnia. (Pomijam już, że coś krzaczyło na linii i trzy razy pytałam ją o ten termin, bo ciągle zjadało słowa właśnie na dacie, którą podawała;)))) No to lekko wystraszona odległym terminem mówię, że to raczej pilna sprawa (no może nie ratuj życie, ale jednak). To pani stwierdziła, że skonsultuje to z lekarzem a on do mnie oddzwoni. "Kiedy?" , "jeszcze dziś rano". Wsiadłam na rower i w duchu zastanawiam się kiedy zadzwoni, bo nie mogę mieć przy sobie telefonu w pracy. Oczywiście w takiej wyjątkowej sytuacji jak ta muszą zrobić dla mnie wyjątek;) Dojeżdżam już niemalże do pracy (dzielą mnie może cztery minuty; nie pytajcie mnie o kilometry, bo przecież kierowcą nie jestem;))) I dzwoni doktorek - "Słucham w czym mogę pomóc"? Naświetlam sprawę, odpowiadam na pytania i lekarz stwierdza, że jednak chce mnie DZIŚ widzieć!!! Cudnie! Podaje mi nawet dwie godziny do wyboru (za dwadzieścia minut - "panie doktorze, ja już jestem przy pracy i muszę zawrócić!" oraz za półtorej godziny - znacznie lepiej.) Schodzę z roweru, obracam go w przeciwną stronę i zawracam. Jeszcze tylko telefon do mojej szefowej by szybko wklepała mi dzień wolny i gotowe;)))
A pani rejestratorka nie mogła tak od razu skoro i tak było miejsce;) Eh, ech;)))
To tyle u mnie. Miłego;)
Ps. A jak tam Wam jesień mija?
sobota, 3 listopada 2018
Polski przerywnik;)
Witajcie:)
Za nami kolejny wyjazd do PL. Dużo, dużo się działo. Mocno i intensywnie. Czyli przerywnik w codzienności;) Zaliczone kino, lodowisko, grota solna i impreza w klubie (dawno się tak nie uśmiałam;)))) To tylko niektóre z atrakcji.
Na specjalne zamówienie mojej siostry powstał wieżowiec, który zawiśnie u niej w przedpokoju. Poprzednie dwa domki znalazły schronienie w jej kuchni;)
Zacznę od tego, że na początku października odbyło się spotkanie klasowe z mojego liceum:)) Niestety nie dane mi było w nim uczestniczyć, bo my od dawna mieliśmy bilety kupione na kolejny half term (czyli przerwę szkolną). Koleżanka, która wpadła na zorganizowanie całej imprezy poprosiła by osoby, nie mogące pojawić się na tej imprezie nagrały jakiś krótki filmik (który później przy wszystkich wyświetlono).
Na drugi dzień zostałam zasypana fotkami ze spotkania. Niezmiernie było miło zobaczyć te znajome twarze:))) Filmiki nieobecnych też do mnie dotarły. A wieczorem jeszcze tego samego dnia na whatsapp została utworzona specjalna grupa uczniów mojej klasy:))) I zaczęło się wspominanie... Przesyłaliśmy sobie stare fotki i aktualne zdjęcia naszych rodzin.
Z trzema osobami udało mi się spotkać!!! To były niezwykłe rozmowy. Jakby czas nigdy nie poszybował do przodu a my byśmy się widzieli ostatni raz tydzień temu. No może miesiąc;)))
I tu mam propozycję dla Was. Może i Wy porwiecie się na zorganizowanie takiego spotkania? Wspaniała sprawa! Poprzednie mieliśmy dziesięć lat temu:))) Mocno nieformalnie w pubie. Też było fajnie. A teraz - w restauracji - my już "ciut bardziej" wyrośnięci, bardziej dojrzali.
***
Udało mi się też być na sztuce teatralnej w sali widowiskowej fordońskiej Fundacji "Wiatrak":)))
Bardzo dobre przedstawienie. Sztuka napisana tak dawno temu a nadal niezmiernie aktualna... Miłość, małżeństwo, rodzicielstwo... trudy i radości.
***
Za mną spotkania z Rodzinką i bliskimi. Dobre rozmowy twarzą w twarz i te przez telefon (dziękuję Danusiu za dobre wiadomości:)))
Wszystkie moje wyjścia były możliwe jak zawsze tylko i wyłącznie dzięki mojej kochanej Mamci, która opiekowała się moimi (niekoniecznie grzecznymi Maluchami).
Dziękuję Ci kochana z całego serca!!!
***
Jesień na dobre zawitała do UK. Trzeba było pomyśleć o zmianach w domku. W związku z tym powstał jesienny wianek. Sztuczne dodatki przeplatają się z naturalnymi. Jestem zadowolona z efektu:)
***
Miłego weekendu! Pa:)))
Beatko Ataboh czekam na odpowiedź na maila w sprawie zabawy "podaj dalej".
Ps. Lubicie takie sentymentalne spotkania?
Za nami kolejny wyjazd do PL. Dużo, dużo się działo. Mocno i intensywnie. Czyli przerywnik w codzienności;) Zaliczone kino, lodowisko, grota solna i impreza w klubie (dawno się tak nie uśmiałam;)))) To tylko niektóre z atrakcji.
Na specjalne zamówienie mojej siostry powstał wieżowiec, który zawiśnie u niej w przedpokoju. Poprzednie dwa domki znalazły schronienie w jej kuchni;)
Zacznę od tego, że na początku października odbyło się spotkanie klasowe z mojego liceum:)) Niestety nie dane mi było w nim uczestniczyć, bo my od dawna mieliśmy bilety kupione na kolejny half term (czyli przerwę szkolną). Koleżanka, która wpadła na zorganizowanie całej imprezy poprosiła by osoby, nie mogące pojawić się na tej imprezie nagrały jakiś krótki filmik (który później przy wszystkich wyświetlono).
Na drugi dzień zostałam zasypana fotkami ze spotkania. Niezmiernie było miło zobaczyć te znajome twarze:))) Filmiki nieobecnych też do mnie dotarły. A wieczorem jeszcze tego samego dnia na whatsapp została utworzona specjalna grupa uczniów mojej klasy:))) I zaczęło się wspominanie... Przesyłaliśmy sobie stare fotki i aktualne zdjęcia naszych rodzin.
Z trzema osobami udało mi się spotkać!!! To były niezwykłe rozmowy. Jakby czas nigdy nie poszybował do przodu a my byśmy się widzieli ostatni raz tydzień temu. No może miesiąc;)))
I tu mam propozycję dla Was. Może i Wy porwiecie się na zorganizowanie takiego spotkania? Wspaniała sprawa! Poprzednie mieliśmy dziesięć lat temu:))) Mocno nieformalnie w pubie. Też było fajnie. A teraz - w restauracji - my już "ciut bardziej" wyrośnięci, bardziej dojrzali.
***
Udało mi się też być na sztuce teatralnej w sali widowiskowej fordońskiej Fundacji "Wiatrak":)))
Bardzo dobre przedstawienie. Sztuka napisana tak dawno temu a nadal niezmiernie aktualna... Miłość, małżeństwo, rodzicielstwo... trudy i radości.
***
Za mną spotkania z Rodzinką i bliskimi. Dobre rozmowy twarzą w twarz i te przez telefon (dziękuję Danusiu za dobre wiadomości:)))
Wszystkie moje wyjścia były możliwe jak zawsze tylko i wyłącznie dzięki mojej kochanej Mamci, która opiekowała się moimi (niekoniecznie grzecznymi Maluchami).
Dziękuję Ci kochana z całego serca!!!
***
Jesień na dobre zawitała do UK. Trzeba było pomyśleć o zmianach w domku. W związku z tym powstał jesienny wianek. Sztuczne dodatki przeplatają się z naturalnymi. Jestem zadowolona z efektu:)
***
Miłego weekendu! Pa:)))
Beatko Ataboh czekam na odpowiedź na maila w sprawie zabawy "podaj dalej".
Ps. Lubicie takie sentymentalne spotkania?
Subskrybuj:
Posty (Atom)