Witajcie:)
U mnie znów drewniane domki dla maleństwa tym razem dla dziewczynki:))) Ta sama Ciocia zamówiła co ostatnio, tylko inna Mama tym razem;)) No, ale wszystko zostaje w rodzinie;)
Nawet termin jakoś taki mają dzieciaczki podobny.
Tym razem to mała Oliwia zostanie posiadaczką drewnianych domków. Mam nadzieję, że takie pastele przypadną jej do gustu;)
I taka anegdotka. Pytam Ciocię o imię tego maleństwa. Ciocia mówi "OLIWIA". Ja dociekam dalej czy z "W" czy z "V" w środku, bo pisownia jest różna. I okazało się, że przyszli rodzice byli mocno zdziwieni pytaniem, bo nawet im nie przyszło do głowy się nad tym zastanawiać. Ale ziarnko niezdecydowania zostało zasiane;)))
Ostatecznie po tygodniu namysłu ich córcia otrzyma "W" w środku:) A ja ze spokojem mogłam zacząć produkcję;)))
Tak, że ten. Domek czeka na OLIWIĘ:)
I drugi do kompletu, by pierwszemu nie było smutno;)))
I uwaga, będę się CHWALIĆ;)))
Moje marynistyczne domki, które zgłosiłam na konkurs do art-piaskownicy na wyzwanie STYLE BABY zostały WYRÓŻNIENIE! TU
Jest mi niezmiernie miło, bo zostały zgłoszone aż 72 prace! Przyznano trzy miejsca na podium i dwa wyróżnienia:))) No, że tak powiem - fiu, fiu;)
Dziękuję zespołowi art-piaskownicy za taką miłą niespodziankę.
To tyle na dziś:) Uciekam, bo życie wzywa;))) Miłego dla Was:)
czwartek, 28 czerwca 2018
wtorek, 19 czerwca 2018
Nuda panie, nuda:)
Witajcie:)
Znudził mi się mój marynistyczny wieszaczek;) A decha zacna, więc żal było ją wyrzucać. Poza tym dziurki wywiercone w ścianie w konkretnym miejscu, to nie mogą się marnować;) Postanowiłam namalować coś innego. Tak oto powstał nowy wieszaczek na klucze!
Tak, tak moi mili. To ten sam pan, co przewoził gęsi!!! To Mr Mustard:)))
Przez totalny przypadek szukając u wujka Googla inspiracji obrazkowej odnalazłam autorkę tych fantastycznych obrazków!
Panie i Panowie to niesamowita SAM TOFT strona facebook TU. Wpiszcie w wyszukiwarkę a pojawią Wam się jej klimatyczne prace.
A obrazek, na którym się wzorowałam to Walking Down the Avenue TU
(Zdjęcie pochodzi ze strony Art.co.uk)
Na pewno powstanie coś jeszcze z Mr Mustard:))) Szalenie mi się podoba twórczość SAM TOFT. Jej prace idealnie trafiły w mój gust:)))
(Moje obrazki z Mr Mustard powstają tylko i wyłącznie do MOJEGO, domowego użytku. Pierwsza praca powstała jako prezent).
To tyle na dziś. Miłego, pa:)
Ps. jak Wam się podoba mój nowy wieszaczek?
Znudził mi się mój marynistyczny wieszaczek;) A decha zacna, więc żal było ją wyrzucać. Poza tym dziurki wywiercone w ścianie w konkretnym miejscu, to nie mogą się marnować;) Postanowiłam namalować coś innego. Tak oto powstał nowy wieszaczek na klucze!
Tak, tak moi mili. To ten sam pan, co przewoził gęsi!!! To Mr Mustard:)))
Przez totalny przypadek szukając u wujka Googla inspiracji obrazkowej odnalazłam autorkę tych fantastycznych obrazków!
Panie i Panowie to niesamowita SAM TOFT strona facebook TU. Wpiszcie w wyszukiwarkę a pojawią Wam się jej klimatyczne prace.
A obrazek, na którym się wzorowałam to Walking Down the Avenue TU
(Zdjęcie pochodzi ze strony Art.co.uk)
Tu jeszcze z nieprzypiłowanymi brzegami. Decha mocno stara i bałam się, że przy piłowaniu ją popsuję (tym bardziej, że oczywiście zabrałam się za to już PO pomalowaniu;))) ale decha dała radę:))
Moja interpretacja odbiega od oryginału przede wszystkim kolorystyką. Fotkę miałam odpaloną w telefonie, więc szczególików też zbytnio nie było widać, ale myślę, że duch obrazka pozostał:)
Na pewno powstanie coś jeszcze z Mr Mustard:))) Szalenie mi się podoba twórczość SAM TOFT. Jej prace idealnie trafiły w mój gust:)))
(Moje obrazki z Mr Mustard powstają tylko i wyłącznie do MOJEGO, domowego użytku. Pierwsza praca powstała jako prezent).
To tyle na dziś. Miłego, pa:)
Ps. jak Wam się podoba mój nowy wieszaczek?
czwartek, 14 czerwca 2018
Hej, ho , żagle w dłoń!
Witajcie:)
Niedługo na świecie pojawi się kolejny MARCEL. Poznałam kiedyś jego Mamę i znam jego Ciocię, która zawiezie mu te prezenty:) Pomyślałam sobie, że będzie miło przygotować dla niego taką niespodziankę.
Młody Żeglarzu - witaj na barce życia. Oto dla Ciebie dwa małe domki utrzymane w marynistycznych barwach z dodatkiem oliwkowej zieleni.
Domki dla dzieci powstają zawsze z nowego drewna.
Wyższy budynek przyozdobiłam girlandą z imieniem młodego marynarza. Na dole również rok pierwszego wypłynięcia w rejs;)))
Błękitny, oliwkowy i czerwony. Spokojne kolorki odpowiednie dla młodego zdobywcy.
Do kompletu mały niebieski domek z ciemnym dachem. Komina też nie mogło zabraknąć;)
Tu już kolory bez żadnego odstępstwa:) Niebieski w dwóch odcieniach, biały i czerwony. Do tego ster, świeżo złowiona ryba i latarnia dla tych, którzy późną nocą wracają z połowów.
Domki zgłaszam do art-piaskownicy TU do zabawy "chłopiec czy dziewczynka" ?
Mam nadzieję, że domki się spodobają. Będą fajną ozdobą i pamiątką dla MARCELKA:)
To tyle na dziś. Miłego dnia mój Drogi Czytelniku:) Pa:)
Niedługo na świecie pojawi się kolejny MARCEL. Poznałam kiedyś jego Mamę i znam jego Ciocię, która zawiezie mu te prezenty:) Pomyślałam sobie, że będzie miło przygotować dla niego taką niespodziankę.
Młody Żeglarzu - witaj na barce życia. Oto dla Ciebie dwa małe domki utrzymane w marynistycznych barwach z dodatkiem oliwkowej zieleni.
Domki dla dzieci powstają zawsze z nowego drewna.
Wyższy budynek przyozdobiłam girlandą z imieniem młodego marynarza. Na dole również rok pierwszego wypłynięcia w rejs;)))
Błękitny, oliwkowy i czerwony. Spokojne kolorki odpowiednie dla młodego zdobywcy.
Do kompletu mały niebieski domek z ciemnym dachem. Komina też nie mogło zabraknąć;)
Tu już kolory bez żadnego odstępstwa:) Niebieski w dwóch odcieniach, biały i czerwony. Do tego ster, świeżo złowiona ryba i latarnia dla tych, którzy późną nocą wracają z połowów.
Domki zgłaszam do art-piaskownicy TU do zabawy "chłopiec czy dziewczynka" ?
Mam nadzieję, że domki się spodobają. Będą fajną ozdobą i pamiątką dla MARCELKA:)
To tyle na dziś. Miłego dnia mój Drogi Czytelniku:) Pa:)
poniedziałek, 11 czerwca 2018
Zamiast urodzinowej kartki:)
Witajcie:)
Jakiś czas temu spytano mnie czy mogę zrobić jakąś SPECJALNĄ karteczkę na 40 urodziny. Szczerze mówiąc z karteczkami mi ostatnio nie po drodze, ale czasami nie wypada odmówić;) Zgodziłam się, ale po jakimś czasie wpadłam na lepszy pomysł niż kartka:) Wykonałam telefon i dostałam zielone światło.
Tak oto powstało duże PUDEŁKO (nie mylić z exploding box) na 40 urodziny.
Toaletka, torebka i szpilki - czyli niezbędnik czterdziestolatki;) Róż i szary - wiadomo. Kolory, które ostatnimi czasy u mnie rządzą;)))
Podobne pudełeczka daje się nowożeńcom. Moje pudełko posiada dziewięć przegródek a co za tym idzie - dziewięć miejsc na niespodzianki:)
Każda rzecz opisana, by nie było wątpliwości;)))
PARACETAMOL - niezastąpiony lek w UK;))) Nie mogło go tu zabraknąć!
Grosze, centy i pensy czyli pieniężny niezbędnik globtrotera;)
A w środku oprócz fioletowych cekinów - owo przesłanie. "Miej zawsze otwarte serce i umysł".
Nie mogło też zabraknąć tradycyjnych życzeń.
Pudełko osobie zamawiającej bardzo się podobało. I nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy:)))
Mam nadzieję, że Magdzie też się spodoba:)))
Co sądzicie o takich prezentach?
Miłego dnia moi Drodzy:) Pa:))
Jakiś czas temu spytano mnie czy mogę zrobić jakąś SPECJALNĄ karteczkę na 40 urodziny. Szczerze mówiąc z karteczkami mi ostatnio nie po drodze, ale czasami nie wypada odmówić;) Zgodziłam się, ale po jakimś czasie wpadłam na lepszy pomysł niż kartka:) Wykonałam telefon i dostałam zielone światło.
Tak oto powstało duże PUDEŁKO (nie mylić z exploding box) na 40 urodziny.
Toaletka, torebka i szpilki - czyli niezbędnik czterdziestolatki;) Róż i szary - wiadomo. Kolory, które ostatnimi czasy u mnie rządzą;)))
Podobne pudełeczka daje się nowożeńcom. Moje pudełko posiada dziewięć przegródek a co za tym idzie - dziewięć miejsc na niespodzianki:)
Każda rzecz opisana, by nie było wątpliwości;)))
PARACETAMOL - niezastąpiony lek w UK;))) Nie mogło go tu zabraknąć!
Grosze, centy i pensy czyli pieniężny niezbędnik globtrotera;)
A w środku oprócz fioletowych cekinów - owo przesłanie. "Miej zawsze otwarte serce i umysł".
Nie mogło też zabraknąć tradycyjnych życzeń.
Pudełko osobie zamawiającej bardzo się podobało. I nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy:)))
Mam nadzieję, że Magdzie też się spodoba:)))
Co sądzicie o takich prezentach?
Miłego dnia moi Drodzy:) Pa:))
poniedziałek, 4 czerwca 2018
Wakacyjne perturbacje:)
Witajcie:)
Za nami urlop w Hiszpanii:)) Wybraliśmy się do Lloret de Mar z wypróbowaną ekipą w składzie 2+2 czyli tak jak u nas. Muszę przyznać, że pomnik się należy koleżance za wyszukanie hotelu (ROSAMAR GARDEN RESORT) z atrakcjami typowo pod dzieci. Baseny pod chmurką, zjeżdżalnie niczym w mini aquaparku, armatki wodne, mini pole golfowe, statek piracki, place zabaw oraz dwa kryte baseny (w tym jeden z jacuzzi:) + siłownia oraz fajne animacje zrobiły swoje.
A do tego dodajcie fantastyczne jedzenie po którym każdy z nas przyjechał z "mocno zaokrąglonym" brzuszyskiem i macie komplet:))
Co ciekawe - w tej miejscowości byłam 22 lata temu - jak ten czas leci;))))
Podczas transferu z lotniska do hotelu zaginęła moja walizka!!! Wysiadaliśmy jako ostatni a tu taka niespodzianka.
Tym razem przysługiwało nam 60 kg bagażu!!!;) Co daje nam pięć walizek - cztery po 10 kg i jedna po 20 kg. Jak na nas to luksus pełną gębą. (Dla przypomnienia - pisałam o naszych bagażach już TU i TU :)
Na szczęście odnalazła się - w innym hotelu... Lekko dziabnięty współpasażer (Anglik) zabrał moją walizkę. Był z kolegami i zapewne myślał, że to któregoś z nich. Jak się zorientował, że nie, to szybko to zgłosił na recepcji a babeczka obdzwoniła pół hoteli pytając czy ktoś nie zgłaszał zaginięcia:)) Na drugi dzień mogłam m.in. ubrać dzieciom piżamy i nacieszyć się swoimi gaciami (bo wszystkie właśnie wpakowałam w ten zaginiony bagaż;)))
***
Muszę przyznać, że Lloret de Mar - z pierwszego wyjazdu pamiętałam jak przez mgłę. Tylko deptak blisko morza otoczony restauracjami, aquapark - w jakimś pobliskim miasteczku - i ruiny zamku:) No i to, że słońce popaliło mnie w czerwone plamy.
***
Miasteczko fajne z niesamowitym zameczkiem na klifie i zabytkowym kościołem w centrum.
Pozwiedzałabym zapewne więcej, gdybym nie była raczyła być tak uprzejma skręcić nogę drugiego dnia po przyjeździe;))) Na szczęście po kolejnych dwóch dniach mogłam już normalnie chodzić!!! Szok, bo tę nogę miałam już raz zwichniętą (na pierwszym roku studiów, pierwszego dnia przerwy międzysemestralnej;)))))
***
Okazało się, że Marta to BARDZO popularne imię w Hiszpanii:))) Moja córcia z dumą wyszukiwała kolejnych nazw ze swoim imieniem. Nawet najfajniejsza animatorka z naszego hotelu też miała tak na imię:)
***
Do Tossa de Mar wybraliśmy się stateczkiem. Mieliśmy też w międzyczasie obserwować ryby przez szklany pokład, ale to akurat blado wypadło. Samo miasteczko sympatyczne.
***
Do Barcelony postanowiliśmy pojechać sami lokalnym "PKS-em". Kilka dni wcześniej znaleźliśmy dworzec autobusowy, dowiedzieliśmy się o ceny, godziny odjazdów i powrotów. Zdecydowaliśmy się na 9.00. Śniadanie najwcześniej serwowano o 8.00 - zebraliśmy się na tę godzinę i trzydzieści minut później już pędziliśmy na autobus. Na miejscu okazało się, że są dzikie tłumy i osiem miejsc jest dopiero na... 10.30! Postanowiliśmy jechać mimo wszystko tym bardziej, że chłopaki mieli już kupione bilety na stadion. Czyli mieliśmy 1,5 godziny. Stwierdziliśmy, że nie ruszamy się z budynku dworca. Dzieciaki o dziwo - wytrwały bawiąc się swoimi piłeczkami kauczukowymi (hit wakacji;)))
***
A Barcelona wiadomo - piękna! MęŻowie udali się na WIADOMY stadion a my znaleźliśmy sobie inne uciechy.
Taki przecudny park z wieloma atrakcjami.
I zachwycającą fontanną.
Wróciliśmy późnym wieczorem zmęczeni i pełni wrażeń. Maluchy mówią, że to był fajny dzień. Pytam - "a co podobało Wam się najbardziej?"
"Zabawy piłeczkami na dworcu i Mc Donald`s." Tak, że ten. Warto wybrać się z dziećmi do Barcelony;)))))
***
Buziaki. Przesyłam mnóstwo energii, którą przywiozłam z wakacji;))) Pa!
Za nami urlop w Hiszpanii:)) Wybraliśmy się do Lloret de Mar z wypróbowaną ekipą w składzie 2+2 czyli tak jak u nas. Muszę przyznać, że pomnik się należy koleżance za wyszukanie hotelu (ROSAMAR GARDEN RESORT) z atrakcjami typowo pod dzieci. Baseny pod chmurką, zjeżdżalnie niczym w mini aquaparku, armatki wodne, mini pole golfowe, statek piracki, place zabaw oraz dwa kryte baseny (w tym jeden z jacuzzi:) + siłownia oraz fajne animacje zrobiły swoje.
A do tego dodajcie fantastyczne jedzenie po którym każdy z nas przyjechał z "mocno zaokrąglonym" brzuszyskiem i macie komplet:))
Co ciekawe - w tej miejscowości byłam 22 lata temu - jak ten czas leci;))))
Podczas transferu z lotniska do hotelu zaginęła moja walizka!!! Wysiadaliśmy jako ostatni a tu taka niespodzianka.
Tym razem przysługiwało nam 60 kg bagażu!!!;) Co daje nam pięć walizek - cztery po 10 kg i jedna po 20 kg. Jak na nas to luksus pełną gębą. (Dla przypomnienia - pisałam o naszych bagażach już TU i TU :)
Na szczęście odnalazła się - w innym hotelu... Lekko dziabnięty współpasażer (Anglik) zabrał moją walizkę. Był z kolegami i zapewne myślał, że to któregoś z nich. Jak się zorientował, że nie, to szybko to zgłosił na recepcji a babeczka obdzwoniła pół hoteli pytając czy ktoś nie zgłaszał zaginięcia:)) Na drugi dzień mogłam m.in. ubrać dzieciom piżamy i nacieszyć się swoimi gaciami (bo wszystkie właśnie wpakowałam w ten zaginiony bagaż;)))
***
Muszę przyznać, że Lloret de Mar - z pierwszego wyjazdu pamiętałam jak przez mgłę. Tylko deptak blisko morza otoczony restauracjami, aquapark - w jakimś pobliskim miasteczku - i ruiny zamku:) No i to, że słońce popaliło mnie w czerwone plamy.
***
Miasteczko fajne z niesamowitym zameczkiem na klifie i zabytkowym kościołem w centrum.
Pozwiedzałabym zapewne więcej, gdybym nie była raczyła być tak uprzejma skręcić nogę drugiego dnia po przyjeździe;))) Na szczęście po kolejnych dwóch dniach mogłam już normalnie chodzić!!! Szok, bo tę nogę miałam już raz zwichniętą (na pierwszym roku studiów, pierwszego dnia przerwy międzysemestralnej;)))))
***
Okazało się, że Marta to BARDZO popularne imię w Hiszpanii:))) Moja córcia z dumą wyszukiwała kolejnych nazw ze swoim imieniem. Nawet najfajniejsza animatorka z naszego hotelu też miała tak na imię:)
***
Do Tossa de Mar wybraliśmy się stateczkiem. Mieliśmy też w międzyczasie obserwować ryby przez szklany pokład, ale to akurat blado wypadło. Samo miasteczko sympatyczne.
***
Do Barcelony postanowiliśmy pojechać sami lokalnym "PKS-em". Kilka dni wcześniej znaleźliśmy dworzec autobusowy, dowiedzieliśmy się o ceny, godziny odjazdów i powrotów. Zdecydowaliśmy się na 9.00. Śniadanie najwcześniej serwowano o 8.00 - zebraliśmy się na tę godzinę i trzydzieści minut później już pędziliśmy na autobus. Na miejscu okazało się, że są dzikie tłumy i osiem miejsc jest dopiero na... 10.30! Postanowiliśmy jechać mimo wszystko tym bardziej, że chłopaki mieli już kupione bilety na stadion. Czyli mieliśmy 1,5 godziny. Stwierdziliśmy, że nie ruszamy się z budynku dworca. Dzieciaki o dziwo - wytrwały bawiąc się swoimi piłeczkami kauczukowymi (hit wakacji;)))
***
A Barcelona wiadomo - piękna! MęŻowie udali się na WIADOMY stadion a my znaleźliśmy sobie inne uciechy.
Taki przecudny park z wieloma atrakcjami.
I zachwycającą fontanną.
Wróciliśmy późnym wieczorem zmęczeni i pełni wrażeń. Maluchy mówią, że to był fajny dzień. Pytam - "a co podobało Wam się najbardziej?"
"Zabawy piłeczkami na dworcu i Mc Donald`s." Tak, że ten. Warto wybrać się z dziećmi do Barcelony;)))))
***
Buziaki. Przesyłam mnóstwo energii, którą przywiozłam z wakacji;))) Pa!
Subskrybuj:
Posty (Atom)