środa, 1 stycznia 2014

Noworoczne postanowienie i pradawna legenda

Witajcie,

Naszło mnie jakiś czas temu na wspominanie. Nie, nie będzie to podsumowanie zeszłego roku. Tylko tak po prostu... Co jakiś czas przypominają mi się różne osoby, które gdzieś tam wplątały się w moją drogę życia a teraz nie mam z nimi kontaktu, ale co jakiś czas ich wspominam.
Pamiętam Helenkę, która gdy jechaliśmy naszą *SKPL-owską (*Studenckie Koło Podróży Literackiej) ekipą do Kotliny Kłodzkiej miała specjalnie dla mnie i mojej przyjaciółki-siory przygotowane kanapki, bo wiedziała że wracając z wypadu do Wrocławia możemy być głodne (i byłyśmy oczywiście). Takiej niespodzianki nie zapomnę nigdy:) Niby nic. Kanapki. A dla nas, wtedy miały one wielką wartość. Teraz Helenka przepadła bez wieści... Ciekawe, co u niej?

A dziś przypomniał mi się pewien biedny, chory, dobry człowiek, który zapukał do naszego domu (dawno, dawno temu jak mieszkałam jeszcze z Rodzicami). Chodził od drzwi do drzwi i próbował sprzedać, to co sam zrobił - takie malutkie dzieło sztuki - tyci, tyci stateczki zawieszone na sznureczkach, które tworzyły coś na kształt dzisiejszych karuzelek, które wieszamy dzieciom nad łóżeczkami. Otworzył mu chyba mój Tato - i nie dość, że kupił tę zabaweczkę (była za symboliczne 2 złote), to jeszcze zaprosił go do nas na obiad. Ot tak, po prostu, jak dawno nie widzianego znajomego, którego chętnie gości się w domu. Nie było to nic specjalnego - zwykła zupa, ale sam fakt, że mógł ją z nami zjeść miało to dla niego znaczenie... Pamiętam, że byłam zdziwiona, że Tato zaprosił go do nas do domu - przecież go nie znał?!? A gdyby chciał nas skrzywdzić, okraść?!? Czasami właśnie strach nas paraliżuje i nie robimy tego, co było by dobre.
Kilka miesięcy po tym spotkaniu, w naszej regionalnej gazecie ukazał się artykuł o tym człowieku. Był niegdyś wielkiej sławy śpiewakiem, któremu choroba odebrała piękny głos jak i wszystko co miał. Gdzieś tam zapomniała o nim rodzina i znajomi - zaczął wieść życie bezdomnego... 
Za kazdym razem, jak przyjeżdżam do domu i patrzę na stateczki, to wspominam tamten dzień...

Dwie sytuacje. Dwie różne osoby - Helenka i mój Tato. Dla nich to były zwyczajne rzeczy. Może już o nich nie pamiętają. A ja przechowuję te wspomnienia w pamięci. Jak niewiele potrzeba, żeby sprawić innym radość:)))
Wiecie czemu to piszę? Tak sobie myślę, że to dobre postanowienie z okazji Nowego Roku - spróbować żyć tak, żeby inni też mieli dobre wspomnienia:))

ps. a tak według pradawnych legend dawno, dawno temu wygladał normalny, grudniowy dzień:)
 Dacie wiarę?


Pa:)







6 komentarzy:

  1. Podobno pamięć o takich chwilach przechowuje się w naszej głowie, ale ja myślę, że one jednak wędrują do serca i tam mieszkają na zawsze, i w odpowiednim momencie przypominają nam o sobie :))) Po prostu dobrego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to Syluś napisałaś! Serce inaczej przechowuje takie momenty niż umysł! Masz rację. Właśnie - niech to będzie dobry rok - dla nas i dla ludzi, którzy nas spotkają:)

      Usuń
  2. Takie chwile zapadają nam w pamięci bo są zwyczajne ale ważne i uczą nas człowieczeństwa. Życzę samych dobrych chwil w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie - dla mnie te dwa wydarzenia, to takie swoiste lekcje życia, które dobrze zapamiętałam! Dobrego, owocnego 2014!
      buziaki

      Usuń
  3. Hmmm, prawdziwe dary losu... Bo chodzi o to, by byc DOBRYM czlowiekiem. Takie proste, a tak trudne... Buziaki

    OdpowiedzUsuń