piątek, 10 listopada 2017

Część czwarta:))

Witajcie:)
Obiecany kolejny odcinek.


"... rano przy szosie A4 znaleziono młodego nieprzytomnego mężczyznę o nieustalonej tożsamości. Jak wynika ze wstępnych ustaleń - został potrącony przez samochód osobowy i pozostawiony bez pomocy...
...mężczyznę przewieziono do szpitala w Mamelkowie. Wszystkich, którzy byli świadkami tego zdarzenia prosi się o kontakt z komendą powiatową policji..."

***
Proboszcz Pszczółka zastanawiał się jak ma nakłonić panią Jadwigę, by w końcu udała się do lekarza. Jej zdrowie bardzo go niepokoiło. Widział jak siwiuteńka gosposia ledwo łapie oddech przy ataku kaszlu. Próbował wyręczać ją w codziennych obowiązkach, ale starsza pani za nic nie chciała ustąpić z placu boju. Był czwartek. Pomyślał, że zaprosi doktora Kowalika na sobotę, na partyjkę brydża na plebanię a przy okazji ten przyjrzy się jego gosposi.
Dziwiło go bardzo, że ta niezwykle skromna i spokojna na co dzień kobieta, potrafi być tak uparta jeśli chodzi o swoje zdrowie.

***
Agata wróciła ze szkoły podekscytowana. Rzuciła się na szyję panu Zbyszkowi i pokazała świeżo zdobytą odznakę z harcerstwa. Ten, dumny z przyszywanej wnusi zawołał ją do siebie do gabinetu. Róża w tym czasie szykowała obiad. Żaneta mimo, że już dawno przeprowadziła się do innego mieszkania przychodziła do mamy praktycznie codziennie. Teraz też próbowała coś pomóc w kuchni, ale aromat parującego mięsa zmusił ją do szybkiego odwrotu. Dokładnie tak jak w pierwszej ciąży tak i teraz zapach przygotowywanych posiłków wywoływał u niej mdłości. Właściwie musiała zmuszać się do jedzenia, bo kompletnie straciła apetyt.

Pan Zbyszek otworzył barek. Wyjął z niego drewnianą szkatułkę i pokazał Agacie jej zawartość. Małej oczy zaświeciły się niczym lampki na bożonarodzeniowej choince. Na bordowym aksamitnym materiale leżały wszystkie harcerskie odznaki i dwa znaczki Solidarności. 

***
Dolewski odebrał telefon krótko po tym jak znaleziono nieprzytomnego mężczyznę. Policja próbowała ustalić jego tożsamość. Niestety poszkodowany nie miał przy sobie żadnych dokumentów. W kieszeni zielonej kurtki odnaleziono tylko wydartą stronę z "Gazety Porannej". Pognieciona kartka była fragmentem artykułu o ostatnich odkryciach w Mamelkowie. Całość dotyczyła zagubionego  srebrnego kielicha opactwa tynieckiego oraz jego przypadkowego odnalezieniu. Oprócz tego mężczyzna miał przy sobie tylko stary wojskowy plecak z garstką ubrań i jakieś drobne monety. Nic więcej.

***
- Sprawdziliście odciski palców? - dopytywał wójt.
- Tak. Właśnie odebraliśmy faks i dlatego do Ciebie dzwonię - głos komendanta policji brzmiał mocno tajemniczo.
- No i co? Był notowany?
- Dwa miesiące temu wyszedł z paki po odsiedzeniu całego wyroku. Twardy typ. Cały pierdel o nim huczał. Siedział za napad z bronią w ręku. Przyszedł do celi i od razu podpadł chłopakom. Spuścili mu łomot taki, że przez tydzień dochodził do siebie w więziennym szpitalu, ale nie puścił pary z gęby. Twierdził, że potknął się przechodząc koło pralni. Od tego momentu automatycznie został żołnierzem Gejzy - tego zwyrola z mafii.
- I myślisz, że on tu przyjechał po nasz kielich?!?!? - oburzył się Dolewski.
- Kto go tam wie. Na wszelki wypadek zostawię przy nim jednego z naszych gdyby odzyskał przytomność.
- A jak on się w ogóle nazywa? - spytał wójt.
- Dortman. Damian Dortman. Muszę kończyć. Będziemy w kontakcie.

Dolewskiemu zrobiło się gorąco. Złapał za kluczyki od auta i wybiegł z biura.

***
Od lat wszyscy na niego mówili pan Józio. Czasami dodawali jeszcze Józio "złota rączka". Już jako czteroletni  chłopiec chodził dumny i powtarzał, że zostanie kościelnym tak jak dziadziuś i tato. Rodzicie próbowali troszkę ostudzić jego zapał i doradzili mu szkołę mechaniczną wiedząc, że ma do tych spraw smykałkę. On, owszem szkołę skończył - nawet z wyróżnieniem, ale zdania nie zmienił. Pojawiał się coraz częściej na plebani by pomóc starzejącemu się ojcu. Gdy urodził mu się syn, był przekonany, że i on pójdzie w ślady męskich przodków. Jego jednak kompletnie nie ciągnęło w te rejony. Wybrał akademię muzyczną. Tam na pierwszym roku zakochał się ze wzajemnością w ślicznej wiolonczelistce a gdy ukończyli studia wyruszyli w trasę. Udało im się dostać wspólny kontrakt na wycieczkowy statek "Oronis". Niestety rzadko kontaktowali się z panem Józefem. Sam próbował tłumaczyć to sobie specyfiką ich pracy, ale niejednokrotnie ocierał łzę gdy oglądał ich wspólne zdjęcia. Po jakimś czasie poinformowali go, że zostanie dziadkiem. Chodził wszędzie cały dumny i nie mógł się doczekać wnuka.

***
Dolewski lekko zdyszany dobiegł do kościelnej furtki. Ksiądz Pszczółka akurat wrócił z ogrodu.
- Niech będzie pochwalony - zaczął wójt. - Mam do proboszcza pytanie.
- Na wieki - zdążył odpowiedzieć pleban. - Pytaj proszę.
- Czy kościelny ma wnuki?
- Z tego co się orientuję, to ma tyko jednego wnuka.
- A czy pamięta ksiądz jak on ma na imię?
- Oczywiście, przecież pan Józio wiecznie męczy mnie tą jego fotografią z żółtą koparką - dodał zawstydzony proboszcz. - Jego wnuk to już stary koń a on cały czas mówi na niego Damianek. Jak to dziadki potrafią być zabawne. Trochę mi go żal, bo rodzina jakby zapomniała o naszym poczciwym kościelnym a to dusza nie człowiek.
- Obawiam się, że jednak sobie o nim przypomnieli...
- Co masz na myśli?
- Kojarzy ksiądz tego potrąconego wczoraj w nocy mężczyznę, który leży u nas w szpitalu?
- Tak, byłem dziś w południe u niego. Nie wygląda najlepiej.
- Właśnie się dowiedziałem - to Damian Dortman. Wnuk Józefa Dortmana.

***

To tyle na dziś:) Miłego:)

29 komentarzy:

  1. Wciągnęła mnie ta Twoja historia;) Super sprawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję:)
      Pomysłów jest sporo, więc jeszcze coś napiszę:)

      Usuń
  2. Gosiu! Po prostu szok. Zawsze pięknie pisałaś, tym razem zabrakło mi słów. Pisz, Kochana, pisz! Nawet nie wiesz jakie talencie w Tobie siedzi. Ja już czekam na ciąg dalszy. A Mamelkowo pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję pięknie:)
      Historii w mojej głowie jeszcze sporo:)

      Usuń
  3. No i wątek kryminalny w niby zwyczajnym Mamelkowie, a już miałam nadzieję, że są miejsca, gdzie takie problemy wstępu nie mają, ale szczypta pieprzu musi być.

    OdpowiedzUsuń
  4. No , no ale namieszałaś ;) WNUK kościelnego kryminalistą!!!
    Koniecznie pomyśl Kochana o pisaniu nie tylko blogowym. Już czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale super opowieść, czy ten talent to coś odświeżonego, czy nowo odkryty? Super się czyta i chce się jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję:)
      Z pisaniem nigdy nie było u mnie problemu;))

      Usuń
  6. No i masz przerąbane, bo teraz to będziemy chciały codziennie nowy odcinek czytać ! Grochola też późno zaczynała, pisz i wydawaj, każda z nas kupi Twoje dzieło !
    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi,hi pomysłów mam wystarczająco, ale doba jakby przykrótka;)
      Aktualnie tonę w remoncie pokoju Maluchów:) Ręce obydwie zajęte np. szpachelką, którą ściągałam sześć godzin starą tapetę:)

      Usuń
    2. No to mnie wyprzedziłaś o kilka dni, od poniedziałku wchodzę na ściany. A starej tapety się nie skrobie, przygotowujesz roztwór ciepłej wody z octem w proporcji 1 : 1, pryskasz obficie, czekasz 20 minut, podważasz koniec i pociągasz, powinna z łatwością odchodzić :)

      Usuń
    3. Nie znałam tego patentu;) Ja korzystałam z gorącej wody z mydłem i szpachelki do podważania;)
      PS.z tym, że u nas poprzedni remont był "po angielsku" czyli są cuda na ścianie. Zresztą w paru miejscach tapeta odeszła wraz z tynkiem;)

      Usuń
  7. Gosiu powinnaś koniecznie pomyśleć o wydaniu książki! Świetna i bardzo wciągająca historia! Nie mogę się doczekać dalszej części!
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję:)
      Pozostańmy przy blogowych wpisach;))
      Buziaki:)

      Usuń
  8. Robi się ciekawie:)
    To teraz dla odmiany, potrzymaj troszku w napięciu swoich czytelników i opublikuj coś innego, może jakieś domki:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi,hi przejrzałaś mnie na wylot!!!
      Taki miałam plan;)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  9. Ojojoj czyżby to mial byc kryminal? http://granica-istnienia.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  10. Z powiesci obyczajowej o Mamelkowie, robi sie pomaly kryminal! :)

    Czekam na dalsze czesci!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. A wszystko przerzuć to na formę książki :) świetna praca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) dziękuję:)
      Mamelkowo pozostaje nadal w wersji wirtualnej;)

      Usuń
  12. Starsze osoby potrafia być niezwykle uparte mimo, że na co dzień wyglądaja jak wcielenie anioła :)

    OdpowiedzUsuń