sobota, 28 lutego 2015

Wakacje Roku Pańskiego 2015:)

Witajcie:)
Dziś gorrrący temat - WAKACJE!!! Macie już jakieś plany?!? Nam się zamarzył TOTALNY odpoczynek. Słońce, plaża, MAJORKA, all inclusive:)) Jednym słowem - BAJKA.
Hotel wybrany, pieniądze wpłacone! Cud, miód i orzeszki!!!

A teraz Drogi Czytelniku, zanim igiełka zazdrości zdąży Cię ukłuć i ścisnąć Cię w d... dołku - posłuchaj:)

Jest jedno ale...

A właściwie nawet dwa...

MąŻ pogrzebał w sieci i zaczął czytać opinie na temat firmy, przez którą zamówiliśmy wakacje... Może być ciężko... Jedni pisali nawet o tym, że po przylocie na miejsce nie mieli załatwionego hotelu!!! Qrka, zawsze braliśmy z biura podróży a teraz jakiś znajomy z pracy od mojego MęŻa w takich superlatywach mówił o tej firmie, że się skusił:(

Ale numer dwa...

Okazało się, że zamówili nam tylko bagaż PODRĘCZNY!!!!!!!

Rozumiecie to!?!? Wyjazd na tydzień z czteroosobową rodziną i każdy ma tylko 10 kilowy bagaż podręczny!!!

I teraz uwaga. Rozwiązaniem problemu numer dwa będzie:

  1. Korzystanie li i jedynie z plaży naturystów (odpada zabieranie strojów kąpielowych).
  2. Na drogę zawiążę każdemu ręcznik na głowę niczym turban a drugi przewiążę w pasie niczym pareo.
  3. Założę sandały a pod spód japonki.
  4. Każdy dostanie po jednej bluzce i pod groźbą wykluczenia ze stada będzie obowiązywał zakaz pocenia się i wszelakiego brudzenia.
  5. Pół lotu samolotem spędzę w toalecie by "utoczyć" spory zapas mydła w płynie, który pozwoli nam zaspokoić "myciowe potrzeby" już tam na miejscu.
  6. Pierwszego dnia zaprzyjaźnię się z kimś z kuchni. Na wieczorne wyjście obrus będzie jak znalazł.
  7. Zabiorę nożyczki i sznurek - zasłona prysznicowa będzie doskonałym materiałem na niedzielne zadawanie szyku na deptaku.
  8. Przed wylotem całą rodzinę będzie obowiązywała jedna fryzura (ale do wyboru, żeby nie było) albo dredy albo maszynka ustawiona na zero.
  9. Spakuję mega długą suknię. Jedną. Codziennie będę ją trochę skracała. W dniu powrotu, będę miała z niej mini i opaskę na włosy. 
  10. MąŻ zabierze ze sobą li i jedynie strój szkocki. Kilt rozwiąże problem zabierania ze sobą siedmiu par gaci.

Poza tym spakowanie się zajmie nam góra dziesięć minut:)))

Enjoy your summer time:)


Dziś post bez zdjęć, bo na aparat też nie będzie miejsca w bagażu:)))
Miłego dnia!! A co tam:) Pa)




wtorek, 24 lutego 2015

Halina:)

Witajcie:)
Mam dziś dla Ciebie Drogi czytelniku krótką historię Haliny. Posłuchaj...


W południe Halina wyszła z psem na spacer. Była lekko przeziębiona, ale wyjście z psem musiało się odbyć. Trochę kaszlała, trochę kichała, ale ogólnie tragedii nie było. Robiąc kolejne kółko pomiędzy blokami z daleka ujrzała jakiś śmieć. Ni to szmatka ni worek - ciężko było to określić. Podeszła bliżej i szurnęła butem. Po marudziła pod nosem na wszędobylskie śmieci i tych co śmiecą, ale podniosła zawiniątko z zamiarem wyrzucenia. Rozejrzała się dookoła. Kosza nigdzie nie było. Schowała "toto" do kieszeni i postanowiła wywalić gdy już będzie bliżej domu, bo tam akurat jest śmietnik.
...
Po południu Halina udała się na próbę osiedlowego zespołu tanecznego "Argentino". Lubiła te spotkania. Fajni ludzie, miła atmosfera a do tego mogła oddać się swojej pasji. Dziś miało być wyjątkowo, bo miała przyjechać Pani ze stołecznej TV aby nakręcić cykliczny reportaż o tym co emeryci robią w wolnym czasie.

Pech chciał, że chwilę zagadała się z sąsiadką i wpadła na próbę ciut spóźniona. Weszła do salki a tam grobowa cisza tylko Pani z TV łamiącym się głosem coś opowiadała.
- Wyobraźcie sobie mili państwo - kontynuowała przejęta Pani z TV - że stała się rzecz straszna. Dziś rano będąc w pobliskim X na podobnym spotkaniu otrzymałam przepiękny prezent. 
Tu zawiesiła głos, by nadać zapewne jeszcze większego dramatu.
- Jedna z pań podarowała mi ręcznie haftowaną - wyjątkowo piękną serwetkę... Podobała mi się niezmiernie i nawet kolorystycznie idealnie pasowała do mojego salonu... I wyobraźcie sobie, mili państwo... że gdzieś po drodze do waszego klubu... zgubiłam ten prezent... Aż serce boli...

Halina, którą znów dopadł katar musiała sięgnąć po chusteczkę... Włożyła rękę do kieszeni kurtki i nagle zdrętwiała wymacawszy jej zawartość. Wyjęła rękę, w której kurczowo trzymała "toto" a oczom wszystkim zgromadzonym ukazała się haftowana serwetka...

***
Wszystkie osoby i wydarzenia jak najbardziej autentyczne. Zmienione imię głównej bohaterki i działalność klubu:)
***
Na koniec chciałam tylko napomknąć, że Mamelek zabrał się za projektowanie mebli:) Na zdjęciu niestety nie widać zbyt wyraźnie. W rzeczywistości dużo bardziej (a czemu nie kurna blaszka na odwrót:) Fotel przybrał zielonkawy deseń. Jak widać nowe kredki przypadły synusiowi do gustu.


ps. oczywiście ja byłam wówczas w pracy:)))

Miłego dnia:) Pa:)

sobota, 21 lutego 2015

Zaradna BABCIA Gosia:)

Witajcie:)
Kupiłam dziś takie cudne pastelowe tulipany:) Od razu czuć wiosnę!


Zresztą dziś w ogóle pogoda łaskawsza:) Trochę mroził wiatr, ale i tak było miło.


***
- Martusia, załóż papcie i chodź tu - wołam.
- Mamo, męczysz mnie...

***
Marcel jest trochę smutny, ale siorka próbuje go pocieszyć.
- Mamelku, chcesz mojego różowego cukierka? (mowa o plastikowym koraliku).
- Yyy (znaczy się NIE)
- A chcesz mojego zielonego cukierka?
- Yhy (znaczy się TAK) - odpowiada rozpromieniony Marcel.
- A ty masz zielonego cukierka?!? - pytam mocno zdziwiona, bo nie kojarzę takowego u nas.
- Nie - odpowiada beztrosko Martusia.

***
Zobaczcie, człowiek się robi sławny. Już robią koszulki z moją podobizną! Nie wiem czy udźwignę ten ciężar:))


Pozostając w temacie rowerowym... znaczy się nie mam prawa jazdy, pozostaje rower lub własne nogi. Nie ukrywam, że tygodniowo robię tyle kilometrów, że nie jednemu się to nawet nie śniło:)) Jak wypuszczałam się do... hmm centrum, to zawsze wracałam objuczona jak wielbłąd. W każdym ręku po kilka reklamówek a do domu przychodziłam zmachana.

Postanowiłam zakupić... "babciowy niezbędnik" w postaci torby na kółkach:)))


Powiem tak - gdybym mieszkała w PL, pewnie bym na to nie wpadła:)) A tu w UK - nic nie budzi zdziwienia. Torba wytrzymuje 25 kg:)) Można "szopingować" beztrosko!

***
A to walentynkowy prezent od mojej Mamci:)) Przywiezione dla mnie z Portugalii kuchenne ściereczki. Śliczne!!! Dziękuję Mamciu:)) Dostałam je idealnie 14.02!


***
Miłego dnia:)) Miejcie wiosnę w sercu! Pa:)

niedziela, 15 lutego 2015

Ku przestrodze!

Witajcie:)
Ten post a właściwie jego pierwsza część powstał ku przestrodze. Drogi Czytelniku - jak wydaje Ci się, że już masz wszystko z dziećmi ogarnięte, to jesteś w błędzie!!! Przedstawiam Wam Mamelka, który - gdy mama poszła dosłownie na chwilkę na górę - po rzeczy do prania, on wykombinował sobie niezłą zabawę.


I tu nie chodzi o fakt pozostawienia dziecka na moment bez opieki (bo nie oszukujmy się - mogłam być w tym czasie np. w toalecie), tylko o to, że trzeba być cały czas czujnym!!! Mój synuś wszedł najpierw na rowerek a później dostał się do zlewu i zaczął myć rączki gąbeczką do mycia naczyń.

***
Zmiana tematu. W piątek upiekłam drugi raz w życiu sama chleb:) Pierwszy raz piekłam na zakwasie, który moja Mamcia specjalnie przywiozła z PL a teraz na drożdżach. Zdecydowanie wolę tę drugą wersję:))) Jest o niebo mniej skomplikowana.


Dla chętnych podaję przepis (mam go od koleżanki z pracy)

CHLEB
  • 1 kg mąki (0,5 kg mąki chlebowej pszennej i 0,5 kg mąki żytniej/razowej)
  • 750 ml ciepłej przegotowanej wody
  • 5 dkg świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżka soli
  • 1 łyżka octu
  • ziarna: słonecznik, siemię lniane, dynia, sezam (co kto lubi - ja dałam jeszcze suszoną żurawinę)
Drożdże rozpuścić w ciepłej wodzie z łyżeczką cukru. Powoli dodawać mąkę i pozostałe składniki. Wyrobić drewnianą łyżką (jak najbardziej wykonalne:) lub ręką.

Piec ok. 55 minut w temperaturze 220 stopni. Chleb wkładamy do zimnego piekarnika i liczymy pieczenie od momentu całkowitego rozgrzania pieca (ok.10 minut).

I tyle:)) Prawda, że nic trudnego?

Smacznego:)

***
Już chyba dwa lata temu czytałam książkę pani Danuty Wałęsy "Marzenia i tajemnice" a wczoraj oglądałam film "Wałęsa człowiek z nadziei".
Powiem tak - można pana Wałęsę lubić lub nie - nie zamierzam z nikim polemizować ani popierać. Dla mnie był człowiekiem LEGENDĄ przez duże "L". Rozpoznawalny na całym świecie. Ktoś, kto zmienił bieg historii. Z wiekiem patrzę na to wszystko nieco inaczej. Jakoś mi nie po drodze z tym co teraz robi i mówi...

Zarówno książka jak i film go odbrązawia... ukazując go nie tylko jako wielkiego działacza ale przede wszystkim męża i ojca - wiecznie nieobecnego. Patrzymy na życie wielodzietnej rodziny z perspektywy - żony i matki, która musi stawić czoło - biedzie, codziennym troskom, chorobom i nieustannemu lęku o życie męża. W to wszystko wpleciona jest miłość i szacunek, ale też i swoisty bunt.

Polecam jedno i drugie. Książkę i film. Szczególnie dla tych, którym się wydaje, że cały sukces leży tylko po jednej stronie:)

Znakomita obsada. Robert Więckiewicz i Agnieszka Grochowska - według mnie są genialni. 


***
Miłego dnia:)) Pa!

ps. Jeszcze tylko dwie sprawy:

  1. przyjaciółka dodała do żon idealnych - dla kardiologa (- idealna kandydatka powinna mieć serce na dłoni i wypruwać sobie żyły)
  2. Część z Was ma lub właśnie planuje połączenia swoich blogów z google + . Niestety nie mogę komentować takich blogów, bo nie mam powiązanego konta. Nie chcę tego robić, bo nie chcę zmieniać własnych ustawień i się ujawniać. Jeśli ktoś wie, jak to obejść i komentować normalnie, to proszę o radę:))

czwartek, 12 lutego 2015

Żona idealna cz.II :)

Witajcie:))
W związku z licznymi głosami oburzenia od pozostałych grup zawodowych (pominiętych w części pierwszej) - Biuro Matrymonialne "Tulipan" pragnie uspokoić szanownych klientów i ponownie rozszerzyć swoją ofertę.

11. Żona dla kościelnego

  • idealna kandydatka powinna być "bosko" piękna i być "grzechu warta"
12. Żona dla rolnika
  • idealna kandydatka powinna mieć słomiany zapał, posiadać dorodne melony i chodzić spać z kurami
13. Żona dla stolarza
  • idealna kandydatka powinna być sucha jak wiór i używać dużo lakieru
14. Żona dla krawca
  • idealna kandydatka powinna nosić szpilki i być rozciągnięta jak guma w gaciach
15. Żona dla spawacza
  • idealna kandydatka musi "dawać ostro w palnik"
16. Żona dla piekarza
  • idealna kandydatka powinna mieć dłonie jak bochny chleba 
17. Żona dla kierowcy

  • idealna kandydatka powinna mieć aktualny przegląd i być lekko odjechana
18. Żona dla stajennego
  • idealna kandydatka powinna mieć końskie zdrowie i być chuda jak szkapa

19. Żona dla weterynarza
  • idealna kandydatka to "niezła foczka" lub zimna s...
20. Żona dla ornitologa
  • idealna kandydatka powinna "patrzeć jak sroka w gnat" i "stroić się w cudze piórka"
21. Żona dla muzyka
  • idealna kandydatka powinna kłamać jak z nut i grać na nerwach
22. Żona dla pana z firmy sprzątającej
  • idealna kandydatka powinna wyglądać jakby połknęła kij od miotły
23. Żona dla strażaka
  • idealna kandydatka powinna rozpalać jak ogień i gasić jednym spojrzeniem
24. Żona dla lekarza
  • idealna kandydatka powinna wyglądać jak BABA
25. Żona dla jurora 
  • idealna kandydatka powinna być zawsze na "TAK"
26. Żona dla geriatry
  • idealna kandydatka powinna być pomarszczona jak śliwka i pamiętać jak budowano Biskupin
27. Żona dla alpinisty
  • idealna kandydatka powinna być twarda jak skała i nie do zdobycia
28. Żona dla fryzjera
  • idealna kandydatka powinna umieć dzielić włos na czworo 
29. Żona dla barmana
  • idealna kandydatka powinna mieć "niezły bufet" i "nie wylewać za kołnierz"
30. Żona dla filantropa
  • idealna kandydatka powinna umieć dać z siebie wszystko

***
Miłego dnia:) Pa! 
ps. wszelkie ewentualne skargi i wnioski prosimy kierować do Biura Matrymonialnego "Tulipan" (codziennie od 9 do 17 oprócz sobót i niedziel)

wtorek, 10 lutego 2015

Żona idealna:)

Witajcie:))
Nie, mój Drogi Czytelniku - nie będzie dziś o mnie:))

***
Wychodząc na przeciw naszym Drogim Klientom Biura Matrymonialnego "Tulipan" pragniemy przedstawić 10 idealnych kandydatek na żony. Ideał dopasowaliśmy do odpowiednich zawodów.



1. Żona dla malarza pokojowego

  • idealna kandydatka powinna mieć wałek zamiast ręki i mieć równo pod sufitem
2. Żona dla gitarzysty

  • idealna kandydatka powinna posiadać gryf zamiast szyi i struny na plecach
3. Żona dla hydraulika

  • idealna kandydatka powinna posiadać dobrze wyprofilowane KOLANKO i mieć głębokie przemyślenia
4. Żona dla szewca
  • idealna kandydatka powinna posiadać stopy jak prawidła  
5. Żona dla jubilera

  • idealna kandydatka powinna posiadać złote uzębienie i błyszczeć w towarzystwie
6. Żona dla cukiernika

  • idealna kandydatka powinna wyglądać jak tzw. "dzidzia piernik"
7. Żona dla kustosza
  • idealna kandydatka powinna wpasować się w powiedzonko "z tyłu liceum z przodu muzeum"
8. Żona dla grabarza

  • idealna kandydatka powinna wyróżniać się "wisielczym humorem"
9. Żona dla pracownika skupu złomu
  • idealna kandydatka powinna mieć żelazne zasady
10. Żona dla sapera 
  • idealna kandydatka powinna chodzić nieustannie podminowana i mieć wybuchowy charakter

Wszystkie Panie, które pragną złożyć swoje oferty prosimy o przesłanie krótkiego CV ze zdjęciem (najlepiej dokumentującym pożądaną cechę).

***
To tyle na dziś:)) Miłego dnia:))

poniedziałek, 9 lutego 2015

Najświeższe doniesienia z M.:)

Witajcie:)
Choróbsko dało nam w kość. Zarażaliśmy się od siebie na okrągło. Zaczęło się od Martusi, później Mamelek (nie obyło się bez antybiotyku, bo bolało go ucho) a później ja... Miejmy nadzieję, że najgorsze już za nami:))

Na osłodę - muffinki - które lubię za to, że szybko się je robi i można popuścić wodze fantazji przy dekoracji. Tu z masą krówkową.


W sobotę mieliśmy mieć skuwaną podłogę w kuchni i przedpokoju. Później miały być położone nowe kafelki... Miały - bo ktoś, kto się miał tym zająć - odwołał pracę na ostatnią chwilę!!! Do piątku miałam nadzieję, że wszystko będzie zrobione zgodnie z planem a tu lipa.
Na szczęście w to miejsce wskoczyła ekipa od okien:)) Mamy nowe okno w łazience na dole i w kuchni - takie malutkie przy kuchence. W całym domu były plastiki poza tymi dwoma "staruszkami".

Te stare - mój Drogi Czytelniku - były przede wszystkim stare:)) i pojedyncze a co za tym idzie - niezbyt szczelne. Nowe to już kulturka:))  Do tego panowie, którzy FACHOWO podchodzą do tematu a na dodatek POSPRZĄTALI po sobie:) Jak najbardziej godni polecenia!



***
- Mamelek - kto to nabroił?
Nastąpiła odpowiedź nie werbalna ale jakże wymowna:))


***
Martusia przynosi z przedszkola różne obrazki. W kuchni zrobiłam z nich małą galerię:))
- Martusia, co to jest? - pytam z zaciekawieniem.
- Obrazek - odpowiada córcia.
- A co to jest? - wskazuję palcem na taśmę przyklejoną w fantazyjny sposób. W myślach zastanawiam się cóż to za wytwór dziecięcej wyobraźni - rybka, dziecko w kocyku, cukierek a może samolot? Jestem bardzo ciekawa.
- Taśma klejąca - odpowiada Martusia gasząc moje rozmyślania.


***
Maluchy pomagały mi dzisiaj dzielnie. Nie pokażę Wam co zrobiliśmy, bo muszę zdecydowanie zmodyfikować przepis:)) Ale, żeby nie było Drogi Czytelniku - smak był ok:)


***
Na fotce - nasza beznadziejna podłoga w kuchni i nowy nabytek - miętowa (a jakże:))) miotła. Została dokładnie przetestowana. Najpierw kontroli jakości dokonał Mamelek a później synek mojej przyjaciółki:))


Hmm. Zastanawiasz się Drogi Czytelniku czy ze mną wszystko w porządku jak ja już o miotle piszę? Cóż, ona jest miętowa:)) a to wszystko wyjaśnia.
Poza tym nie bądźmy tacy poważni! O heksametrach Homera będzie innym razem;)

Miłego dnia:)) Pa!

czwartek, 5 lutego 2015

Biurko i inne takie:)

Witajcie:)
Miałam Wam pokazać kubki pomalowane przez moich ARTYSTÓW w docelowym miejscu:)) Proszę bardzo. Dwustronne kubki, które spełniają dwie podstawowe funkcje: sentymentalną i użytkową.


Nie oszukujmy się jednak - stanęły na biurku - li i jedynie do zdjęcia a tak resztę czasu spędzają na półce ze względów bezpieczeństwa. Zarówno własnego (w sensie "kubkowego") jak i Maluchów:))

***
To poczyniony już jakiś czas temu dla Anstahe przepiśnik. Te kwiatki, to tylko tło do zdjęć. Bazą jest niebieski przepiśnik w białe kropeczki. Dłuuugo zastanawiałam się nad tym jak ma wyglądać. Postawiłam na delikatne akcenty.


***

- Na przykład Cię nie lubię - oznajmia Martusia.
- Na przykład jest mi przykro - odpowiadam z uśmiechem, bo przyznam tekst dobry. Siedzę tyłem, więc nie widać mojego uśmiechu.
- Na przykład też jest mi przykro - kończy córcia.

***
Dzwoni telefon. Numer z Wielkiej Brytanii. Zazwyczaj, gdy widzę taki numer, to wiem, że to jakieś pierdoły - albo chcą wcisnąć jakiś produkt bankowy albo twierdzą, że miałam wypadek samochodowy i mogę ubiegać się o odszkodowanie i inne tego typu bzdety. Zazwyczaj jest to automatyczna sekretarka, która zaczyna rozmowę mniej więcej tak - "słuchaj uważnie, bo to bardzo istotne" itd.
Tym razem było inaczej.
- Halo? -
- Czy rozmawiam z panią Małgorzatą? - pyta uprzejmy głos rasowego akwizytora.
- Tak. Przy telefonie - odpowiadam sucho. W myślach zastanawiam się kto do cholery udostępnił mój numer kolejnemu naciągaczowi. Pewnie będzie chciał mi wcisnąć ubezpieczenie na życie (o tak, jedna ubezpieczalnia jest tu baaardzo popularna wśród polskiej społeczności. Wszystko można załatwić po polsku a jak przyjdzie co do czego, to mówią takim angielskim, że pewnie tylko w Cambridge na wykładach można taki usłyszeć:). A do tego okazuje się, że odszkodowanie otrzymasz, ale w ekstremalnych przypadkach - np. nie gdy obetniesz sobie kawałek palca, tylko jak konkretnie "upitoli" ci pół ręki, nie jak zwichniesz nogę, tylko od razu złamana - i to pewnie w trzech miejscach.
- Czy możemy się jutro umówić na spotkanie... - tu nastąpił ciąg dalszy uprzejmej przemowy, ale Maluchy skutecznie zakłóciły jej odbiór.
- NA JAKIE SPOTKANIE?!?!? - pytam już średnio uprzejmie.
- Duszpasterskie - kończy lekko speszony ksiądz.

***
Miłego dnia:)) Pa!

poniedziałek, 2 lutego 2015

Bal i "miszczu" :)

Witajcie:)
Zacznę od tego, że już od miesiąca szykowaliśmy się na BAL dla dzieci. MąŻ miał tego dnia grać na imprezie karnawałowej, więc wstępnie rozmawiałam z koleżanką, żeby poszła ze mną ogarnąć Maluchy:) Okazało się, że z grania nic nie wyszło, więc ustaliliśmy, że wyjdziemy rodzinnie. Martusia bardzo chciała być księżniczką, to nawet nie wymyślałam nic innego. Dla Mamelka miałam strój policjanta (no zachwycony nie był, ale dzień przed - dał się namówić na próbne przymiarki i nawet chwilę wytrzymał:)
Rozmowy z Martusią o balu trwały już od tygodnia. Modliłam się w duchu, żeby tylko choróbsko nas nie rozłożyło.
I wczoraj był ten wielki dzień. Dzień BALU. Martusia cała przejęta stroiła się w piękną sukienkę, nawet bez problemu się dała uczesać. Mamelek płacząc ubierał bluzę policjanta.
Nie myśl Drogi Czytelniku, że jestem wyrodną Matką, która unieszczęśliwia syna na siłę. O nie! Jestem tylko Matką, która doskonale pamięta bal z przed dwóch lat (tak, tak - wybrałam się tam SAMA z dwuletnią Martusią i czteromiesięcznym Mamelkiem - dobrze, że pomogli mi znajomi, bo z Mamelkiem na ręku nie byłam w stanie nadążyć za przemieszczającą się z prędkością światła córcią:))) Martę przebrałam wówczas za kotka. Też mocno nie chciała założyć tego stroju a później była przeszczęśliwa:))
Wracając do tegorocznego balu - byliśmy tam AŻ 10 minut (słownie: dziesięć)!!! Mamelek jak zobaczył to zbiorowisko dzieci + rodziców i ciemną salę (kto wymyśla ciemne sale dla dzieci?!?!) to cały czas płakał i nie dało się nic zrobić.
Martusia weszła tylko na chwilkę i ... też powiedziała, że chce już wracać do domu. Tyle było z balu:)))
***
Rano wyszło szydło z worka - Mamelka rozłożyła temperatura. Nigdzie dzisiaj nie wyszliśmy, choć mieliśmy zaplanowaną wizytę u znajomych.

Za to na wieczór wzięłam się w końcu za skrócenie zasłon z pokoju Maluchów. Zabierałam się do tego od jakiegoś czasu i coś się zebrać nie mogłam. Trzeba było skrócić, bo zasłaniały cały kaloryfer a co za tym idzie - zasłaniały źródło ciepła.
Dlaczego nie mogłam się za to zabrać wcześniej? Otóż mój Drogi Czytelniku - ja tak bardzo nie lubię niczego odmierzać, przymierzać i kombinować. Gdyby to była tylko jedna zasłona - to luz, bo by nie było porównania a tak - trzeba się było bardziej przyłożyć:))
I uwaga co zrobiłam ja - Mama "Miszczu" Gosia:)))

Z namaszczeniem i wielkim pietyzmem - przy użyciu nowej kredy do materiału i nowej miarki - odliczyłam i zaznaczyłam, gdzie należy wyciąć. I wycięłam. Osobno górę ze sznureczkami i osobno dół. Następnie misternie przypięłam szpilkami. I zszyłam. Z równie wielkim namaszczeniem.
Dumna i blada oglądam swe dzieło a tam - uwaga, uwaga - nie dość, że przyszyłam materiał odwrotnie - czyli zszyciem na prawej stronie (to jeszcze nic - oddychaj Drogi Czytelniku, oddychaj:) to jeszcze przyszyłam z powrotem to co przed momentem z takim trudem obcinałam:))) Po prostu padłam!!! Miszczu jak nic:))

To już fotki (robione mocno wieczorową porą z włączonym światłem tylko w przedpokoju)  - prawidłowo zszytych zasłonek:)) Wypranych i wyprasowanych.


Jeden zielony pasek zdaje się być ciut nad drugim - ale to już nie moja wina - taką lipę odwaliła IKEA:)))

***
Witam kolejnych obserwatorów:))) Cieszę się także niezmiernie z ilości komentarzy. Dziękuję, że tu zaglądacie i piszecie do mnie:)))

***

Miłej nocy. Tak, tak - pora na sen:)) Pa!

ps. Na blogu u Edyty jest mała prośba TU. Córeczka jej znajomej - trzyletnia Alicja zachorowała na raka... Edytka postanowiła zorganizować kiermasz z kartkami - gdyby ktoś mógł wysłać "kartkowe przydasie" do Edytki - a ona wraz z uczniami przygotuje prace. Wszystkie szczegóły na jej blogu. Z góry DZIĘKUJĘ!!!