Witajcie:))
Miecio uchylił rąbka tajemnicy. Całkiem przez przypadek. Zacznę od początku. Kiedy skończyli chrapać (tak, tak niepozorny Miecio chrapie niczym stary niedźwiedź a wątła Klara piłuje niczym rosły drwal ze stumilowego lasu:))) Anielica zawołała mnie na górę. Ja tam nie poszłam. Ja tam wpadłam niczym torpeda tratując po drodze kilka klocków, które Mamelek raczył ku własnej uciesze powyrzucać na schody. Wyhamowałam pod samymi drzwiami, poprawiłam rozwiany włos i jak gdyby nigdy nic weszłam do środka. Chwilę się zakotłowało a zmieszany Pan Pluszak Wędrowniś z niewinną miną próbował coś zakryć. Próbował, ale moje bystre oko dojrzało owo "coś". Z walizuni wystawały zdjęcia a niektóre nawet walały się po podłodze!!! Zrobiłam krok w ich stronę. Podniosłam to, które spadło najbliżej mojej nogi. Nie mogłam uwierzyć! Na fotce był Pan Mieczysław w jakimś sklepie, ale nie jako zwykły klient tylko... kasjer!!! Wyobrażacie to sobie - Pan Misio i supermarket?!?! A to ci nowina:))
Mieciulo wyjął zdjęcie z mojej ręki i uśmiechnął się:
- "Jakoś musiałem zarobić na kaucję dla Klary".
- "Jaką kaucję?!?! Gdzie?!?!?" - krzyknęłam oszołomiona wiadomością.
- "Aaaa, bo chcieli ją zatrzymać w kasynie w Los Angeles - zaczął spokojnie Miecio.
- Ktoś podrzucił jej do stołu fałszywe żetony, gdy zaczęła wygrywać. Zazdrość dopada wszędzie - westchnął. - Nie mogli znieść tego, że wygrywała trzynasty raz z rzędu - ciągnął swą opowieść. Podrzucili fałszywki i zawołali ochronę. Ta z kolei wezwała Policję. Resztę już znasz. Zatrudniłem się w pierwszym lepszym supermarkecie. - Ale wiesz co? - spytał nie czekając na odpowiedź. - To była fajna praca. Wyobraź sobie, że spotkałem tam moją kuzynę Odżo z Irlandii !!! Dasz wiarę! Ja i ona w Los Angeles w tym samym sklepie i w tym samym czasie!!!"
Na chwilę zamilkł i pochylił się nad stertą fotek. Wygrzebał jedną z nich i mi podał.
"Zjazd Rodzinny u wujka Leona" - powiedział z dumą.
- "Załapałeś się na zjazd rodzinny"?!? - spytałam zdumiona. - "Ty to masz fart" - dorzuciłam z podziwem.
- "Jaki tam fart" - żachnął się Miecio. - Zrobili go specjalnie dla mnie. To znaczy dla nas - poprawił się szybciutko. Dawno się nie widzieliśmy a poza tym każdy był ciekaw co to za Anioł z tej Klary".
Ładny mi Anioł - pomyślałam. O mało co nie skończyłaby w pudle!"
Naszą rozmowę przerwała rozanielona Klara.
- "Zapraszam na podwieczorek".
Cóż było robić. Człowiek rad nie rad musiał schować dalsze pytania do kieszeni i udać się do dużego pokoju gdzie kusiło ciacho. Mnie zachęcać nie trzeba było:))
- O, moje ulubione kwiaty. - Pamiętałaś - rozczuliłam się spoglądając na tulipany. - I w tym obłędnym kolorze!!!
Nic dziwnego - pomyślałam, że Mieciu gotów był pracować w nieznanym LA, żeby tylko uchronić takiego Anioła:)))
ps. Na koniec perełka z mojej pracy. Rozmawiałam ostatnio z koleżanką Słowaczką na temat przygotowań do jej ślubu (w Polsce z Polakiem:). Mówiła, że już dużo ma załatwione, ale zostały jeszcze takie "pierdolinki":))) Czyż to nie cudne słowo:)) Ja byłam zachwycona:))) Pa i nie zawracajcie sobie głowy pierdolinkami. Nie warto!
BLOGERZY KOCHANI I BLOGERKI! POMÓŻMY FRANKOWI!!! Chłopiec choruje na nowotwór i bardzo, bardzo mocno potrzebuje naszej pomocy, pokażmy, jak duża siła tkwi w blogerach!! Więcej informacji na blogu
OdpowiedzUsuńWłaczę się w akcję i niech moc będzie z nami:)))
UsuńO jej, ciacho wyglada przesmacznie!!!
OdpowiedzUsuńJak się spotkamy to i degustacja nastąpi:)))
Usuń