poniedziałek, 19 czerwca 2017

Exploding box w hurtowych ilościach;)

Witajcie:)

Dziś chcecie czy nie chcecie zaleję Was pudełkowymi fotkami;) Narobiło znów się ich trochę, więc dołączam "ku pamięci":))

Pierwszy exploding box dla pewnej małej panienki. A na dodatek i dla jej rodziców.


Ostatni w tym roku z kategorii "Pierwsza Komunia Święta".


Pudełeczko z podziękowaniem. Pierwszy raz użyłam szydełkowych kwiatków, które dzielnie dzierga dla mnie Moja Kochana Mamcia:)))
(Dziękuję Ci jeszcze raz!!!!)


I ostatni exploding box również z podziękowaniem. Wszędzie jak widać muszą być motyle;))) I coś mnie wzięło przy produkcji na fiolety.


***
A na koniec, żeby nie było, że tylko pudełka i pudełka, to mam dla Was kolaż z "Wesołego Dnia Dziecka w Laxton Hall", na którym byliśmy w tę sobotę. Impreza znana od lat a dopiero teraz udało nam się na nią dotrzeć (i to tylko dzięki uprzejmości mojej koleżanki, która wpakowała nas w swoje auto i przywiozła - K. - Dziękujemy!!!).
Informacje o całej imprezie TU.


Powiem Wam, że impreza z serii "fiu, fiu". Pełen rozmach! O samym Laxton Hall już kiedyś pisałam TU. Przepiękne miejsce. Morze zieleni.
W sobotę przywitały nas dzikie tłumy, afrykańskie upały i świetna zabawa. Dużo atrakcji dla małych i dużych. Jedynym minusem była niemożność rozpalenia grilla, o której organizatorzy zapomnieli wspomnieć;) Polacy jak to Polacy - każdy przyjechał z własną kiełbachą i grillem. Miał być przecież piknik pełną gębą ;) Ale i tak było super! ostatecznie dzień zakończył się spontanicznym grillem u znajomych w ogródku;)

Ps. A jak Wam minął weekend?
Pozdrawiam i miłego tygodnia życzę Wam i sobie;))) Pa:)


środa, 7 czerwca 2017

Rozmiar ma znaczenie:)

Witajcie:)
Dziś będzie długo i z dużą ilością zdjęć.
Dwa lata temu, gdy wybieraliśmy się na Majorkę miałam dylemat jak spakować się TYLKO w podręczny bagaż. Pisałam o tym TU. Wówczas podręczny 10 kilowy bagaż wydawał mi się żartem urlopowym:) A okazało się, że od tamtego czasu wszędzie śmigamy tylko z podręcznym i jest luz!

Pierwsza fotka z Bułgarii i wyjaśnienie czemu znów piszę o bagażach;))


Uwierzcie mi na słowo, że dziesięć kilo na głowę, to naprawdę sporo:) I z tym bagażowym luzem śmiało zabrałam się za wybór wakacji. Padło na Bułgarię, bo ciągnęło nas w tamtym kierunku mocno. Wiele dobrego słyszeliśmy, nie byliśmy wcześniej, więc trzeba było to sprawdzić. Znalazłam hotel, przelot i transfer na lotnisko. Wszystko pięknie. MąŻ zajął się resztą. Już w myślach cieszyłam się na wyjazd gdy pewnego dnia MąŻ tak delikatnie do mnie zagaił, że tym razem mamy - uwaga, uwaga - 6 kilowy bagaż!!! No i cały misterny plan w ... (jakby to powiedział Siara;). Okazało się, że linie lotnicze, które oferowały najtańsze bilety na nasz przelot (Thomas Cook Airlines) - zapewniają tylko tyci bagaż podręczny (bez dodatkowych torebek czy plecaczków jak to obecnie ma Ryanair!) To się nazywa strzał w kolano, bo przecież sama to wyszukałam!!!

Tak - mój Drogi Czytelniku - rozmiar ma znaczenie:))) No, ale nie byłabym sobą, gdybym nie wzięła tego na wesoło. Suma summarum - spakowałam siebie i dzieci tak, że na lotnisku okazało się, że spokojnie mogłabym coś tam dołożyć:))) A zabrałam nawet podręczne żelazko!!!
Tylko MęŻa torba miała ponad 7 kilo - ale on pakował się sam:))

A teraz - czas już na resztę fotek. Najpierw pokażę Wam Nessebar, który mnie totalnie zauroczył. Nic dziwnego, że jest wpisany na listę UNESCO! Jest zabytkiem zarówno archeologicznym jak i architektonicznym. Perełka!!!




Skusiłam się i weszłam do jednego z zabytkowych kościółków (Church of the Holy Saviour z 1609 roku). Maleńka świątynia, w której nie było praktycznie nic poza zachwycającymi malowidłami ściennymi przedstawiającymi żywot Jezusa. Najbardziej zdumiał mnie fakt, że te XVII wieczne cuda przetrwały mimo, że turyści robili tam tonę zdjęć i dotykali je!


W sumie byłam w Nessebar trzy razy i za każdym razem odnalazłam coś nowego w zależności jaką drogę wybrałam. Między innymi - te oto zdjęcia, które przedstawiają dawne miasto i dzisiejszy jego wygląd.



Praktycznie na każdym kroku w Nessebar natykałam się na takie nekrologi. Jak dla mnie ciekawy zwyczaj. Umieszczano je głownie na drzwiach domów, na drzewach i płotach. Dodam, że nie zdejmowano ich zaraz po ogłoszeniu śmierci danej osoby tylko wisiały tam bardzo długo. Takie swoiste pożegnanie się z bliskimi.


A to już nasze Sunny Beach, w którym mieliśmy hotel.


Typowo turystyczna miejscowość, gdzie piękne hotele i apartamenty przeplatały się ze starymi pamiętającymi lepsze czasy budynkami;))


I jeszcze tekst Mamelka jak zobaczył tę karetkę - "Mamo, czy tu jest szpital dla WONSZÓW"? Przez chwilę zdębiałam a dopiero później dotarło do mnie, że synuś zobaczył symbol medycyny czyli Laskę Eskulapa:)))


W Bułgarii bez problemu dogadacie się po polsku i rosyjsku (czasami nawet prędzej niż po angielsku;)

Pogodę mieliśmy różną - jak na złość - bo w UK były akurat wielkie niespodziewane upały!!! Takie życie;) Jak lubicie mocne słońce, to lepiej wybrać inny miesiąc na wycieczkę do Bułgarii:))

To tyle na dziś. Miłego dnia:) Pa:)