sobota, 30 sierpnia 2014

Naleśniory i talerze:)

Witajcie:))
Dziś mam dla Was naleśniory:) Phi, wyrwie Ci się Drogi Czytelniku - nic odkrywczego. Niby tak a niby nie! Do ciasta dodałam wiórki kokosowe a nadzienie, to już eksperyment (ale baardzo udany:) Opakowanie twarogu (trójkąt z Piątnicy), mała śmietana, ćwierć kilo świeżych malin i  uwaga, uwaga - kilka karmelowych biszkoptów. Wszystko razem wymieszać i już. Można posypać cukrem pudrem i polać śmietanką jeszcze na górze:))


Ten konkretny talerzyk znalazł się tu nie przez przypadek. Wiąże się z nim pewna historia. Jest u nas sklep "Dunelm" (wszystko WOW, ale ceny powalały a do tego daleko - jak dla mnie). Kiedyś do niego zaglądałam a później dałam sobie z nim spokój. Aż do teraz, jak okazało się, że nigdzie nie mogę znaleźć fajnych zasłon. "Do rzeczy, do rzeczy" ponaglisz Drogi Czytelniku - co ma talerz do zasłony? A jednak ma. Namówiłam MęŻa, żeby zawiózł mnie do tego sklepu. Udało mi się znaleźć fajne zasłony (w promocji) do sypialni i dużego pokoju. Wróciłam szczęśliwa do domu. Okazało się, że okno w salonie jest ciut wyższe i zasłony są przykrótkawe (kto by tam się bawił w przyziemne zadania w postaci mierzenia okna:)) i powędrowały do małego pokoju. Na drugi dzień pojechaliśmy tam znowu. Sklep jest ogromny i ma rewelacyjny asortyment. A ceny jak się okazuje, już tak nie straszą.
Uświadomiłam sobie, że nawet nie udało mi się zerknąć na przydasie kuchenne, które są na pierwszym piętrze. Cóż było robić - wymyśliłam, że pojadę tam rowerem przed pracą:)) Wypatrzyłam fajne duperelki do łazienki i wyhaczyłam na regale z przecenami - 12 częściowy komplet naczyń!!!! To był ostatni karton a cena TYLKO 13,45 !!! To jakby ktoś za darmo proponował! Podumałam, podumałam,  podrapałam się po głowie i stwierdziłam "biorę"! Łazienkowe zakupy schowałam do plecaczka a naczynia miałam w planach przewieźć w koszyczku - niestety, ten odmówił współpracy. Na szczęście praca była blisko:)) Gorszy był powrót do domu! Taki 12 częściowy komplet trochę waży. Siatkę przewiesiłam przez kierownicę, ale zahaczała mi o kolano. Do tego dochodził problem na każdym zakręcie, gdzie przepisowo zawsze wystawiam rękę sygnalizując w ten sposób, którą drogę wybieram. Ciężka siata kompletnie mi to uniemożliwiała!!! Ale co, że niby nie dam rady?! W życiu!!! Chcieć to móc:)) (Przypomniałam sobie opowieść o tym, jak pewna mama wychowująca samotnie trójkę dzieci, przewiozła wielki dywan przez pół Bydgoszczy rowerem (sic!) Jak ona mogła, to i ja:))


Miłego dnia! Pa:)
Ps. Żegna Was Gosia - przewóz różnogabarytowych przesyłek. Szybko, tanio, ekologicznie (rowerem oczywiście:))

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rzecz gustu:)

Witajcie:))
Stara prawda głosi, że o gustach się nie dyskutuje, ale... tapeta w łazience (sic!) i na dodatek czarna w rybki wymaga kilku słów:))
Tak, tak - poprzedni właściciele oprócz syfu i zwierzyńca mieli fantazję! A dzięki nim, teraz ja mogę cieszyć się tym "głębokim" klimatem:)

***
Pozostając w temacie gustów. Do końca mego ziemskiego żywota pozostanie dla mnie zagadką dlaczego matki w UK decydują się dać swoim synom na imię Richard?!? Czemu mnie to dziwi? Otóż mój Drogi Czytelniku - zdrobnienie od tego imiemia to Dick. A "dick" w języku angielskim oznacza nic innego jak wulgarna nazwa męskiego przyrodzenia!!! I teraz Drogi Czytelniku mam nadzieję, że bardziej rozumiesz moje zdziwienie. Któż o zdrowych zmysłach chce, żeby wołano na jego syna - za przeproszeniem - ch...?!!!!???
No, może znam jeden wyjątek ( u mnie w pracy), gdzie matka chyba od razu wiedziała kogo powiła:)))
***
Jeśli macie nadmiar ugotowanego makaronu (my mieliśmy:)) i nie patrz tak zdziwionym wzrokiem Drogi Czytelniku - to nie ja!!! To posiekajcie go drobniutko i dodajcie do mięsa mielonego (wszystko inne typu jajko, przyprawy, cebulka i bułka tarta bez zmian). Całkiem fajny smak:))


Miłego dnia Wam życzę:) Pa!

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Przygody w nowym domu:))

Witajcie:))
Martusia miała mieć drzemkę. MIAŁA, ale... wybrała się do łazienki po pastę do zębów. Wysmarowała nią - siebie, braciszka, ścianę w kibelku, drzwi od łazienki, drabinę, zasłonkę w swoim pokoju, prześcieradło, pieska-maskotkę i magnetofon!!!
***
Wzięłam się za szorowanie murowanej szopki. Uzbroiłam się w miskę, ciepłą wodę z płynem, gąbkę, ścierkę i gumowe rękawiczki. Po chwili woda nabrała koloru iście czarciej czerni. Pozbywałam się kilograma pajęczyn gdy usłyszałam, że woła mnie Martusia. Wybiegłam do niej, by sprawdzić co się dzieje. Wracam a tam w mojej misce są już Mamelka zabawki, które ten z dumą umieścił.
Wyjęłam, umyłam i szoruję dalej. Przybiega córcia i krzyczy: "Mamelek nie ma butów!!!". Wychylam się i rzeczywiście - butów brak.
- "Gdzie są buty?!"
- "Wrzuciłam do siada"
Podchodzę do płota a tam leżą jego buty i nasza szufelka. Wzięłam krzesło, kij od miotły i zabrałam się za "wyławianie fantów". Jakie słowa cisnęły mi się na usta zachowam dla siebie:)))
***
Wymieniłam puszeczki - były w takiej cenie, że nie można było ich nie przygarnąć:))

Ale, żeby nie było, że jestem rozrzutna - stare już znalazły nowe zastosowanie!
***
A tak wygląda moja nowa sypialnia:)) Prawda, że stylowo;)


Miłego dnia:))Pa!
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie a szczególnie tych, którzy tak jak ja zmagają się z remontami wszelkiej maści:)

piątek, 22 sierpnia 2014

Kuchnia czyli rzut beretem do ideału:)

Witajcie:))
Część gratków jeszcze czeka w pudłach, bo nie mam skręconych wszystkich szaf i szafeczek. Czekam.
Zaczęłam ustawianie od serca domu czyli od kuchni:)) Mam tu wszystko co chciałam - białe meble i kafelki, garść mięty przeplatanej "baby pink" i zielenią.
Kran (JEDEN kurek a nie dwa osobne!!!) jest wyciągany, co ułatwia jego obsługę. W końcu doczekałam się też zmywarki i już doceniam "zaoszczędzony" czas:)))




Anielica Klara dumnie pilnuje cukru;)


Kafelki!!! A tak je podziwiałam na innych blogach:))


Pozostaje przemalować ściany (chociaż aż tak mnie ona o dziwo nie razi:)) i zmienić podłogę, bo ta jest trochę krzywa:))


Uwielbiam moją nową kuchnię:)))

Ciekawa jestem jakie Wy lubicie najbardziej pomieszczenia w Waszych domach?

Miłego dnia:)) Pa!

niedziela, 17 sierpnia 2014

Pierwszy sen:)

Witajcie:)
Nadaję z nowego domku:))) Ufff. Stres opadł, przeprowadzka za nami. Teraz tylko MEGA remont i już:))
Podobno pierwszy sen na nowym miejscu ma znaczenie. No, to uwaga Czytelniku Drogi - senniki w dłoń i odczytaj to morfeuszowskie przesłanie:)) Sen z drugiej nocy, bo z pierwszej, to nic nie pamiętam.
Otóż śniło mi się, że mój własny, prywatny MąŻ chciał mnie zabić!!!! Sen tak realistyczny, że obudziłam się totalnie spanikowana i zlana potem. Chciał roztrzaskać mi SZPADLEM krtań!!!!
To tyle:)))
Ciekawa jestem czy miało to związek z tym, że wczoraj z kolegą rozmawialiśmy o tym, że w banku mamy tak ustawiony kredyt, że w razie śmierci - druga osoba ma spłacony cały dom?

Fotka z szafki w kuchni:))


I druga z fragmentem pokoju Maluchów. Słodko śpią, więc mogłam coś do Was napisać.


To tyle na dziś. Trzeba działać dalej:))
Miłej niedzielki. Pa:))

Ps. Muszę sprawdzić w szopce czy mamy jakiś szpadel:))))

środa, 13 sierpnia 2014

Pakowanie i coś na ząb:)

Witajcie:))
Pakowanie w toku:) Każdy robi co może, żebyśmy niczego nie zapomnieli zabrać do nowego domku!


Czas ucieka. Stresik daje o sobie znać. Wczoraj przyszłam z Mamelkiem ciut wcześniej po Martusię do przedszkola. Przysiadłam na ławeczce... a tam tak błogo pachniało lawendą... Na płytkach wyłożonych przy ławeczce odcisnął się ślad tych cudnych roślin. Taki króciutki relaksik pozwolił na podładowanie bateryjek:)))


***
Pracuję z dwiema diabetyczkami - okrąglutką Sonią i chudziutką Parul.
Sonia nieustannie coś żuje, podjada itd. Parul nigdy nie widziałam by poza wyznaczonymi przerwami coś jadła. Sonia zaczyna przeszukiwać swoje saszetki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Załamana znajduje tylko orzechy.
- Your sugar is low? - spytała Parul z troską, patrząc na zmartwioną koleżankę.
- No, my belly is hungry:) - odpowiedziała Sonia.
***
Ze słowem "hungry" mam jeszcze jedną historyjkę:)))
Pierwsza praca jaka mi się trafiła w UK, to fabryka zajmująca się pakowaniem suszonych owoców, orzechów, wiórek kokosowych i mączki kukurydzianej. Bla, bla, bla nie zagłębiając się w temat byłam w takim miejscu pierwszy raz w życiu. Maszyny, kartony i pośpiech, bo wszystko musiało być na wczoraj. Praca ciężka, ale mi się nawet podobała. Drugi dzień w pracy (angielski poziom "hello", "yes", "no" + oczywiście jedno niecenzuralne słowo, które można zastąpić pokazując środkowy palec:))) Popsuła się maszyna, na której pracowałam i przez to mieliśmy tyły ze wszystkim. Mój (nazwijmy go po polsku) "kierownik" chodził zdenerwowany i ciągle powtarzał "I`m hungry". Dziwiło mnie, że tu taki problem a on ciągle, że jest głodny. Hungry i hungry. Pomyślałam idź i się najedz i tyle:) Wróciłam do domu i opowiadam mojemu (wtedy jeszcze nie MęŻowi) całe zdarzenie. A on oświecił mnie, że mój "kieras" mówił "angry" a nie"hungry". Ot i wyjaśniło się, że bidula nie o żarełku mówił, tylko że jest wkurzony:)))
***
Jak jesteś "hungry", to mam dziś pomysł "na danie z rybki". Tak na szybko.



  • filety z łososia,
  • makaron "orzo" 500g (to taki włoski makaron wyglądający jak ziarenka ryżu:))
  • śmietana,
  • woda,
  • mąka,
  • sól, pieprz i przyprawa do ryb,
  • koperek,
  • ser
Włożyć ugotowany makaron na spód żaroodpornego naczynia. Na to filety z łososia (obtoczone w przyprawach do ryb, soli i pieprzu) oraz pozostałą część makaronu. To wszystko zalewamy miksturką (śmietana + woda + mąka +  koperek). Zalewy powinno wyjść od ok. pół kubka do 3/4. Zapiekamy całość ok. 40 minut (zaglądając od czasu do czasu przez szybkę:)) w ok.180 stopniach.
Smacznego:)

Miłego dnia:)) Oby do soboty:))) Pa

sobota, 9 sierpnia 2014

Klucze na drewnianą rocznicę:)

Witajcie:))
Dostaliśmy klucze!!! Przeprowadzka 15.08!!! Prawie wpasowało się w naszą piątą rocznicę ślubu, którą mieliśmy wczoraj:))



Pierwsze wrażenia po wejściu do nowego domu:
Augiasz, w porównaniu do ludzi, od których kupiliśmy dom, to perfekcyjna pani domu:)))

Wrażenia ogólne:
  • Drzwi wejściowe nie były zamknięte na zamek - ot, taki angielski luz!!! Czyli dom stał trzy dni otwarty!!!
  • Syf syfem pogania! Okna i konserwatorium w życiu nie widziały szmaty:)) Błoto wszędzie. A lodówka (w zabudowie!!!) kwitła w najlepsze i powalała zapachem. (Zapas penicyliny byłby zapewniony do końca życia:)))
  • Syf i syf. Czy ja już wspominałam o syfie? :))
  • Sierść w każdym możliwym zakamarku - w lodówce, w szufladzie w sypialni i na podłogach oczywiście!!! Jednym słowem - syf:)
  • Plusem jest to, że zostawili nam w ogrodzie trampolinę. Kupimy tylko do niej siatkę zabezpieczającą i Maluchy będą miały gdzie spożytkować swoją energię:)))
  • Zostawili nam też tabletki do zmywarki:))) Tak, tak - zmywarkę też mam w zabudowie ( i nawet jest czysta!!!).
Ale za to jestem pewna, że fotki before/after, które KIEDYŚ zrobię będą powalające:))
***
W dwa dni wyszorowałam: kuchenne okno, blaty, szafki i szuflady oraz lodówkę. Ogarnęłam trzy pokoje na górze - włącznie z oknami (faza wstępna:) i schody. Zaczęłam myć okna konserwatorium (połowa za mną:) i łazienkę. MąŻ za pomocą magicznego parowego urządzonka ściągał tapety w salonie. Maluchy w tym czasie zajęły się eksploracją ogródka i domowych zakamarków:))) Co chwila było słychać ich krzyki oraz nawoływania (głównie mnie - niestety:)) Pierwszego dnia, gdy wróciliśmy do starego domku na drzemkę musiałam... wykąpać dzieci:)))

Oto fotki (te mniej drastyczne:)) naszego domu.


...a tu już bez lukru. Syf nabrał dla mnie nowego znaczenia:))) I pomyśleć, że ja się przejmowałam, że miałam bałagan w domu. Teraz już wiem, że ja miałam cuuudnie:))) Hi, hi - człowiek nigdy nie przestaje się dziwić! Co innego bałagan a co innego syf!


Powiem tylko tyle, że nawet mój nabyty i starannie pielęgnowany optymizm był lekuchno nadwyrężony:))))

ps. i tak Drogi Czytelniku oszczędziłam Ci najbardziej "hardcorowych" fotek:))

Miłego dnia:)) Pa!


czwartek, 7 sierpnia 2014

Wakacje (nie mylić z wypoczynkiem:)

Witajcie:))
Wczoraj wróciliśmy z namiotowych wakacji w Abergele w Walii. Skłamałabym pisząc, że odpoczęłam:))) ale podobać mi się podobało! Gdyby kogoś podkusiło rozbijać namiot przy płocie (a ten płot stałby sobie przy BARDZO ruchliwej ulicy), to niech później nie jest zdziwiony, że słabo śpi:))) Do tego wszędobylskie (drące dzioby bladym świtem) mewy + kilka razy nocna ulewa i jest komplet! A rano nie ma zmiłuj - Mamelka akumulatorki ładują się dość szybko:))

Ruuuszamy!!! Mamelkowa fotorelacja z wakacji rozpoczęta:)


To nasze drugie rodzinne wakacje pod namiotami. O pierwszych pisałam TU. Tym razem byliśmy tydzień i wykupiliśmy pole namiotowe z prądem (ma to duże znaczenie, bo jak były zimne noce, to grzaliśmy się farelką:)) I niech mi nikt nie mówi, że z Maluchami się nie da "namiotować"! Przy odrobinie dobrej woli i odpowiedniej organizacji (tj. znalezieniu fajnego pola pod kątem dzieci - nasze było z krytym basenem, salonami gier, placami zabaw) wszystko jest możliwe:)) Pole znalazła Iza - dla której wielkie ukłony:))) Byliśmy z tymi samymi (wypróbowanymi)  znajomymi co ostatnio:))) Razem dwie rodzinki + Babcia (bez której pomocy, opieki i troski, którą obdarzała równo swoje, jak i przyszywane wnuki, było by znacznie ciężej:))) DZIĘKUJEMY!!!


Naszą przygodę zaczęliśmy od bajecznego (niestety nie dostępnego do ogólnego zwiedzania) Gwrych Castle w pobliżu Abergele w hrabstwie Conwy. Nadal robi imponujące wrażenie mimo, że wewnątrz jest  ruiną... Kiedyś było tam 128 pomieszczeń!!! Już widzę te szalone bale, na których imprezowali wybrańcy losu:))


Llandudno, Great Orme. Na samą górę wjechaliśmy autem a później wędrowaliśmy trochę pieszo. Można było wybrać zabytkowy Great Orme Tramway, ale jak się okazało bilety dostępne były tylko na samym dole bądź na szczycie (a nie jak chcieliśmy w połowie trasy, gdzie też była stacja:) Zjawiskowe widoki, turkusowa woda i relaks zapewniony:))


Great Orme Copper Mine - najstarsza udostępniona do zwiedzania kopalnia metalu na świecie. Niektóre tunele powstały 4 tysiące lat temu!!! Bardzo wąskie przejścia, ale dobrze zabezpieczone i nie stanowiły większego problemu dla małych nóżek oraz psich łap (tak, tak z nami wędrowali jacyś turyści z psem:)))


Urocze Llandudno Pier czyli molo.
Llandudno zwane "królową walijskich kurortów" kusi pięknymi widokami, odrestaurowanymi hotelami, których nie brakuje przy samym deptaku i atmosferą leniwego dnia:))


Bodnant Garden - położony przy Tal-y-Cafn (powierzchnia 32 ha!!!) ogród botaniczny i arboretum. Trochę obawiałam się czy Maluchy nie oberwą całego dostępnego kwiecia, ale dały radę:))



Ffestiniog, Harbour Statopn, Portmadog - i podróż zabytkowym pociągiem. Dodam, że Maluchy w ogóle pierwszy raz jechały koleją - takie czasy! Najpierw samochód i samolot a później przyszedł czas na pociąg:))


Zaliczyliśmy jeszcze basen, wesołe miasteczko, spacery plażami (kamienistą i piaszczystą), wieczorne występy dla dzieci organizowane na terenie kempingu oraz WIELKI hazard (przepuściliśmy całe 3 funty - hi, hi) w mini kasynie:)))

Podsumowując - wakacje się udały! Maluchy miały moc atrakcji a rodzice odpoczną innym razem:)))

Ciekawa jestem czy lubicie namioty? A może jak wakacje, to tylko w hotelu i all inclusive?

Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia:)) Pa!

piątek, 1 sierpnia 2014

Pele Mele czy Memo Board?

Witajcie:))
Dawno temu mojej Siostrze udało się upolować na wyprzedaży w "Pepco" tablicę-serce. Poprosiłam, żeby też mi taką kupiła. Tak oto stałam się posiadaczką czerwonego "Pele Mele":))
I mam pytanie: czy to jest tak, że każde "Pele Mele" to "Memo Board" ale nie każde "Memo Board" to "Pele Mele"? Różnica polega na tych tasiemkach, pomiędzy które możemy coś włożyć i tym, że jest obite materiałem?? Bo samo "Memo Board" może być przecież tylko korkowe, czy ze zwykłej deski. (Coś na zasadzie, że każdy storczyk jest kwiatem, ale nie każdy kwiat jest storczykiem? Dobrze myślę?)

A wracając do sedna dzisiejszego posta. Przyszedł czas na zmiany. Tablica już się trochę przykurzyła i kolorystycznie nie pasowała do wizji "nowej kuchni". Nie chciałam jednak się jej pozbywać, bo podobał mi się jej kształt a poza tym spełniała się wyśmienicie w swojej roli:)) Postanowiłam dać jej nowe "ubranko". Tak oto z czerwonej przeobraziła się w miętową! Zdziwiony tym wyborem Drogi Czytelniku chyba nie jesteś:)))


Do przeróbki wykorzystałam piękny nowy materiał, który będzie idealnie komponował się z pozostałymi miętowymi dodatkami, tasiemkę w babeczki i pinezki, o których pisałam TU. Taka przeróbka jest banalnie prosta - bolały mnie tylko trochę palce od wduszania pinezek:)))


A tak wyglądało serce na samym początku.


Mam słabość do takich tablic, więc mam ich już trochę. Ciekawa jestem czy znajdę na nie wszystkie miejsce w nowym domu:)))

Miłego, spokojnego dnia Wam życzę:)) Pa:))