Witajcie:)
Reakcja lawinowa. Pierwszy "książkowy" domek za mną, powstały kolejne. Tym razem ciut mniej nasycone słowem pisanym:)
Gdy tworzyłam nowy wieszak na ubrania z tyłu głowy miałam to by powstał też nowy wieszaczek na klucze... I powstał:)
Okrągły tył wypatrzony w internecie. Mój tylko tym się różni, że był w poprzednim wcieleniu... deską do podawania serów:)) Z cyklu nowe życie w Mamelkowie.
Tym razem celowo polakierowałam "niebo" by uzyskać efekt intensywnej nocnej głębi. Domki pozostawiłam bez lakieru. Pochlapałam tylko ciut farbą:)
Jest dużo mniejszy od wieszaka na ubrania, ale tak miało być.
Nastąpiła mała domkowa roszada i wieszaczek ma doborowe towarzystwo.
Dwa poniżej nabrały nowego sznytu i przywędrowały z kuchni.
Ten wyższy to praojciec wszystkich domków. To już jego trzecie wcielenie. A uściślając - w każdym życiu jest domkiem, tylko front mu się zmienia w zależności od moich fantazji i potrzeb:)
A ten powstał nowiusi nowiuteńki, bo w pierwotnym zamyśle tylko on miał towarzyszyć wieszaczkowi.
Na każdym zdjęciu wyszedł inny kolor ściany:) W rzeczywistości jest to zwykły szary a nie bladoniebieski jakby się mogło wydawać.
To tyle na dziś:) Dobrych drobnych gestów życzę od świata. Uśmiechu i dobrego słowa!
niedziela, 26 lipca 2020
poniedziałek, 20 lipca 2020
Książkowy domek:)
Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z autorskim pomysłem na drewniane domki:) Czyli książkowy domek po mojemu! Uwaga - dużo zdjęć!
Co kocham najbardziej robić? Drewniane domki i czytać książki:) Każdy kto mnie zna wie, że jak wciągnie mnie dana historia, to książkę pochłaniam w kilka godzin czy maksymslnie w jeden dzień!
Baza domku powstała już daaawno temu, ale niefortunnie pomalowałam ją farbą... która okazała się zbyt stara. Nastąpiła jakaś fermentacja i zapach a właściwie smród był nie do zniesienia (przynajmniej dla mnie).
Przeleżało to to w przewiewnym miejscu trzy miesiące zapomniane przez cały świat aż przy sprzątaniu się na to natknęłam. Udało się - "zapaszek" zniknął:) Reszta to już był impuls.
Postanowiłam zrobić taki pseudo dekupaż ze starej książki. Od razu uprzedzam i stopuję święte oburzenie - książka to egzemplarz bardzo niskich lotów prozy nie nadająca się absolutnie do niczego.
Chciałam go nawet polakierować, bo bałam się ciut o te stare kartki. Zaczęłam od tyłu... i porażka na całej linii. Tak, że ten - przód już sobie podarowałam:)
Pochlapałam go farbą a nawet użyłam pasty strukturalnej (domowej roboty)!
Efekt starych gazet, którymi wykładana była podłoga przy remoncie - całkowicie zamierzony:)))
Gwoździe, śruba, kartki i małe deseczki - łączy je wspólny mianownik - starość.
Portret rodzinny:) Czyli miejscowość "Mamelkowo" , o której Wam kiedyś pisałam...
A inspiracją przy pracy była dla mnie ta książka. Niezwykła, magiczna, niezapomniana... Miałam wrażenie jakbym zanurzyła się w innej, fascynującej, alternatywnej rzeczywistości.
Później dorwałam się do reszty...
Owszem. Jest tu pewien schemat i jakaś tam powtarzalność. Ale gdy dawkujemy sobie te lektury, pozwalamy wpleść pomiędzy - inne czytadełka, to później docenimy bardziej... Szkoda, że już nic nowego nie przeczytamy...
To tyle na dziś, paaa. Niech to będzie dobry dzień:)
Dziś przychodzę do Was z autorskim pomysłem na drewniane domki:) Czyli książkowy domek po mojemu! Uwaga - dużo zdjęć!
Co kocham najbardziej robić? Drewniane domki i czytać książki:) Każdy kto mnie zna wie, że jak wciągnie mnie dana historia, to książkę pochłaniam w kilka godzin czy maksymslnie w jeden dzień!
Baza domku powstała już daaawno temu, ale niefortunnie pomalowałam ją farbą... która okazała się zbyt stara. Nastąpiła jakaś fermentacja i zapach a właściwie smród był nie do zniesienia (przynajmniej dla mnie).
Przeleżało to to w przewiewnym miejscu trzy miesiące zapomniane przez cały świat aż przy sprzątaniu się na to natknęłam. Udało się - "zapaszek" zniknął:) Reszta to już był impuls.
Postanowiłam zrobić taki pseudo dekupaż ze starej książki. Od razu uprzedzam i stopuję święte oburzenie - książka to egzemplarz bardzo niskich lotów prozy nie nadająca się absolutnie do niczego.
Chciałam go nawet polakierować, bo bałam się ciut o te stare kartki. Zaczęłam od tyłu... i porażka na całej linii. Tak, że ten - przód już sobie podarowałam:)
Pochlapałam go farbą a nawet użyłam pasty strukturalnej (domowej roboty)!
Efekt starych gazet, którymi wykładana była podłoga przy remoncie - całkowicie zamierzony:)))
Gwoździe, śruba, kartki i małe deseczki - łączy je wspólny mianownik - starość.
Portret rodzinny:) Czyli miejscowość "Mamelkowo" , o której Wam kiedyś pisałam...
A inspiracją przy pracy była dla mnie ta książka. Niezwykła, magiczna, niezapomniana... Miałam wrażenie jakbym zanurzyła się w innej, fascynującej, alternatywnej rzeczywistości.
Później dorwałam się do reszty...
Owszem. Jest tu pewien schemat i jakaś tam powtarzalność. Ale gdy dawkujemy sobie te lektury, pozwalamy wpleść pomiędzy - inne czytadełka, to później docenimy bardziej... Szkoda, że już nic nowego nie przeczytamy...
To tyle na dziś, paaa. Niech to będzie dobry dzień:)
piątek, 17 lipca 2020
Jeszcze leniuchowanie:)
Witajcie:)
Dziś oficjalny koniec roku szkolnego w naszej szkole:) Główną robotę w tym temacie "odwalał" MąŻ - nie będę ukrywać. Ale za te wszystkie lata, gdzie to głównie ja zajmował się wszystkimi pracami szkolnymi, to chyba dobry podział;))
Wyszło słonko, więc jest dobrze. Jeszcze siedzę w domu. Jeszcze łapię chwile bez pośpiechu, bez przymusu spoglądania na zegarek.
Znów pochłaniam książki, bo w ferworze prac ogrodowych nie było na to czasu.
Od stycznia zaczęłam zapisywać na nowo książki, które przeczytałam, bo złapałam się na tym, że kompletnie zapominam i czytam coś drugi raz. I niekoniecznie dlatego, że to jest aż tak fascynujące:)
Tu skusiłam się na książkę, którą ktoś się mocno zachwycał - zobaczymy.
***
W tak zwanym międzyczasie powstała karteczka dla mojej kochanej Mamy i kochanego Taty. Mam to niebywałe szczęście mieć FANTASTYCZNYCH Rodziców. Bliskich sercu (mimo fizycznej odległości) i takich, na których zawsze mogę polegać, którzy mnie wspierają i z którymi mogę rozmawiać o wszystkim.
Przy okazji naszych świąt zawsze dostajemy karteczki albo paczki. Nieustannie okazują nam swoją miłość. Rozmawiamy ze sobą codziennie. Czasami krócej, czasami dłużej. Postanowiłam ich zaskoczyć taką karteczką i magnesami z naszymi zdjeciami:) Podobało się i to jest najważniejsze.
To tyle na dziś. Ściskam mocno i życzę dobrego weekendu! Paaa!
Dziś oficjalny koniec roku szkolnego w naszej szkole:) Główną robotę w tym temacie "odwalał" MąŻ - nie będę ukrywać. Ale za te wszystkie lata, gdzie to głównie ja zajmował się wszystkimi pracami szkolnymi, to chyba dobry podział;))
Wyszło słonko, więc jest dobrze. Jeszcze siedzę w domu. Jeszcze łapię chwile bez pośpiechu, bez przymusu spoglądania na zegarek.
Znów pochłaniam książki, bo w ferworze prac ogrodowych nie było na to czasu.
Od stycznia zaczęłam zapisywać na nowo książki, które przeczytałam, bo złapałam się na tym, że kompletnie zapominam i czytam coś drugi raz. I niekoniecznie dlatego, że to jest aż tak fascynujące:)
Tu skusiłam się na książkę, którą ktoś się mocno zachwycał - zobaczymy.
***
W tak zwanym międzyczasie powstała karteczka dla mojej kochanej Mamy i kochanego Taty. Mam to niebywałe szczęście mieć FANTASTYCZNYCH Rodziców. Bliskich sercu (mimo fizycznej odległości) i takich, na których zawsze mogę polegać, którzy mnie wspierają i z którymi mogę rozmawiać o wszystkim.
Przy okazji naszych świąt zawsze dostajemy karteczki albo paczki. Nieustannie okazują nam swoją miłość. Rozmawiamy ze sobą codziennie. Czasami krócej, czasami dłużej. Postanowiłam ich zaskoczyć taką karteczką i magnesami z naszymi zdjeciami:) Podobało się i to jest najważniejsze.
To tyle na dziś. Ściskam mocno i życzę dobrego weekendu! Paaa!
niedziela, 5 lipca 2020
Lipcowo-niedzielnie:)
Witajcie:)
Za nami kolejnych kilkanaście pracowitych godzin. Strych zyskał podłogę (do tej pory była tylko do połowy całej powierzchni) i całkiem nowy porządek. Zdjęć Wam zaoszczędzę - strych jak strych:)
Ogródek cieszy i odwdzięcza się za pracę.
Ławka powędrowała w nowe miejsce i ustąpiła jabłoni, którą udało mi się kupić w bajecznie niskiej cenie.
Pojawiła się też szałwia.
Wszystko rośnie. Chwasty też. Jest co robić, ale taka praca cieszy. To "stara" fotka, bo trawa już urosła WSZĘDZIE! Pozbyliśmy się dziur w trawniku:)
Róża pierwszy raz od kilku lat zakwitła! Całe to ogrodowe szaleństwo i jej wyszło na dobre!
Dzieci szły na urodziny do koleżanki z córci klasy. Zamiast prezentu powstało pudełko z "wkładką" w środku.
A dziś pierwszy raz mogliśmy uczestniczyć w normalnej mszy świętej w kościele! Jak tego brakowało.
Moi drodzy, dobrego tygodnia życzę:) Paaa!
ps. a w środę pierwszy raz od czterech miesięcy idę do fryzjera:)
Za nami kolejnych kilkanaście pracowitych godzin. Strych zyskał podłogę (do tej pory była tylko do połowy całej powierzchni) i całkiem nowy porządek. Zdjęć Wam zaoszczędzę - strych jak strych:)
Ogródek cieszy i odwdzięcza się za pracę.
Ławka powędrowała w nowe miejsce i ustąpiła jabłoni, którą udało mi się kupić w bajecznie niskiej cenie.
Pojawiła się też szałwia.
Wszystko rośnie. Chwasty też. Jest co robić, ale taka praca cieszy. To "stara" fotka, bo trawa już urosła WSZĘDZIE! Pozbyliśmy się dziur w trawniku:)
Róża pierwszy raz od kilku lat zakwitła! Całe to ogrodowe szaleństwo i jej wyszło na dobre!
Dzieci szły na urodziny do koleżanki z córci klasy. Zamiast prezentu powstało pudełko z "wkładką" w środku.
A dziś pierwszy raz mogliśmy uczestniczyć w normalnej mszy świętej w kościele! Jak tego brakowało.
Moi drodzy, dobrego tygodnia życzę:) Paaa!
ps. a w środę pierwszy raz od czterech miesięcy idę do fryzjera:)