Witajcie:)
Niech to będzie dobry dzień!
Dobry dzień
A teraz kiedy kładę się spać,
myślę o dniu który mija.
Dopiero się zaczął i minęła chwila
a już swoją nitkę zwija.
Widziałam dzisiaj radość i smutek,
widziałam niezwykłe cuda,
A jutro czeka tyle niespodzianek,
jeśli obudzić się uda.
(fragment piosenki "Dobry dzień"
tekst i kompozycja Robert Friedrich
"Arka Noego")
środa, 24 lutego 2016
czwartek, 18 lutego 2016
W co się bawić podczas choroby?
Witajcie:)
Tak właśnie, feriowo-chorobowo. Czy to nie wspaniale, że miałam tydzień urlopu, dzieci tydzień wolnego i wszyscy jesteśmy chorzy?!?!? No, ale nie poddajemy się tak łatwo!!! Między jedną falą temperatury i lekarstwem na jej zbicie zawsze można, w miarę sił i chęci się pobawić:)
***
Uwaga, zaczynamy. Ostrzegam, będzie duuużo zdjęć:) Są robione w różnych porach dnia, stąd ich jakość, ale przeżyjecie;)
Kupiłam, za śmieszne pieniądze, zestaw do budowy mini miasta.
W zestawie były nalepki, tekturki do budowy dachów, markizy z pianki i instrukcja. Zabawa przednia:)
Tylko jedna uwaga - kto przy zdrowych zmysłach daje tylko jedne FIOLETOWE drzwi?!?!? O mało nie skończyło się mega zadymą. Zabawę uratował zestaw fioletowych okien;)
Do tego dołożyliśmy kolej i samochody i powstało PRAWDZIWE miasto:)
***
Marta zrobiła sobie "sanki" znaczy się łyżwy:)
***
W tak zwanym międzyczasie obejrzeliśmy nasze kryształy, które sami wyhodowaliśmy z zestawu, który Martusia dostała na urodzinki od Renki TU. Dziękujemy:)
***
Marta wycina, klei i maluje nieustannie:) Choroba w niczym jej nie przeszkadza.
Tu samolot.
Zestaw laleczek - te ich miny są z angielskiej piosenki dla dzieci.
***
Znalazłam MEGA stronę z pomysłami do zabawy i nauki dla dzieci TU. Niestety blog już nie jest aktualizowany, ale nadal jest kopalnią nietuzinkowych projektów!!!
Kwiaty to pomysł właśnie z URWISKOWA.
Wazonik to już nasza radosna twórczość - plastikowa butelka po mydle w płynie i motylki z dziurkacza:)
Samochód - po niewielkiej modyfikacji, ale też stamtąd:) W oryginale - koła były na gumkach, my zastąpiliśmy słomkami:)
I ostatni pomysł z tej stronki, to własnoręcznie zrobiona gra KOLEKCJONER. Też lekko po tuningu;) Narysowałam trasę, Martusia pokolorowała każde pole.
My kolekcjonujemy zakrętki (w oryginale obrazki z samochodami). Wygrywa ten, kto zbierze jak najwięcej zakrętek. Teraz już codziennie w nią gramy:)
Ciekawym patentem jest też kostka w plastikowym słoiczku:) Marcel miał wielką frajdę, przy każdym jej użyciu:)) Nie trzeba jej gonić po całym dywanie!
***
Zabawa w literki i nazwy. Marcel podawał Martusi każdą kartę, mówił co na niej jest a Marta patrząc na nią zapisywała wszystko poprawnie.
***
I zabawa najświeższa - wykorzystujemy wielgachny karton - tu kajak:)
Oraz zajęcia w podgrupach;)
***
- Śniadanie na stole - nawołuję rano Maluchy.
Cisza.
- Zapraszam do stołu - wołam niestrudzona.
Cisza.
- Dalej, jemy śniadanko.
- Nie mogę, boli mnie brzuch - oznajmia Martusia.
- Nie mogę, boli mnie kaszelek - wtóruje Mamelek.
***
Uff, tyle na dziś:) W poniedziałek powrót do pracy, szkoły i przedszkola.
Miłego dnia:) Pa:)
Tak właśnie, feriowo-chorobowo. Czy to nie wspaniale, że miałam tydzień urlopu, dzieci tydzień wolnego i wszyscy jesteśmy chorzy?!?!? No, ale nie poddajemy się tak łatwo!!! Między jedną falą temperatury i lekarstwem na jej zbicie zawsze można, w miarę sił i chęci się pobawić:)
***
Uwaga, zaczynamy. Ostrzegam, będzie duuużo zdjęć:) Są robione w różnych porach dnia, stąd ich jakość, ale przeżyjecie;)
Kupiłam, za śmieszne pieniądze, zestaw do budowy mini miasta.
W zestawie były nalepki, tekturki do budowy dachów, markizy z pianki i instrukcja. Zabawa przednia:)
Tylko jedna uwaga - kto przy zdrowych zmysłach daje tylko jedne FIOLETOWE drzwi?!?!? O mało nie skończyło się mega zadymą. Zabawę uratował zestaw fioletowych okien;)
Do tego dołożyliśmy kolej i samochody i powstało PRAWDZIWE miasto:)
***
Marta zrobiła sobie "sanki" znaczy się łyżwy:)
***
W tak zwanym międzyczasie obejrzeliśmy nasze kryształy, które sami wyhodowaliśmy z zestawu, który Martusia dostała na urodzinki od Renki TU. Dziękujemy:)
***
Marta wycina, klei i maluje nieustannie:) Choroba w niczym jej nie przeszkadza.
Tu samolot.
Zestaw laleczek - te ich miny są z angielskiej piosenki dla dzieci.
***
Znalazłam MEGA stronę z pomysłami do zabawy i nauki dla dzieci TU. Niestety blog już nie jest aktualizowany, ale nadal jest kopalnią nietuzinkowych projektów!!!
Kwiaty to pomysł właśnie z URWISKOWA.
Wazonik to już nasza radosna twórczość - plastikowa butelka po mydle w płynie i motylki z dziurkacza:)
Samochód - po niewielkiej modyfikacji, ale też stamtąd:) W oryginale - koła były na gumkach, my zastąpiliśmy słomkami:)
I ostatni pomysł z tej stronki, to własnoręcznie zrobiona gra KOLEKCJONER. Też lekko po tuningu;) Narysowałam trasę, Martusia pokolorowała każde pole.
My kolekcjonujemy zakrętki (w oryginale obrazki z samochodami). Wygrywa ten, kto zbierze jak najwięcej zakrętek. Teraz już codziennie w nią gramy:)
Ciekawym patentem jest też kostka w plastikowym słoiczku:) Marcel miał wielką frajdę, przy każdym jej użyciu:)) Nie trzeba jej gonić po całym dywanie!
***
Zabawa w literki i nazwy. Marcel podawał Martusi każdą kartę, mówił co na niej jest a Marta patrząc na nią zapisywała wszystko poprawnie.
***
I zabawa najświeższa - wykorzystujemy wielgachny karton - tu kajak:)
Oraz zajęcia w podgrupach;)
***
- Śniadanie na stole - nawołuję rano Maluchy.
Cisza.
- Zapraszam do stołu - wołam niestrudzona.
Cisza.
- Dalej, jemy śniadanko.
- Nie mogę, boli mnie brzuch - oznajmia Martusia.
- Nie mogę, boli mnie kaszelek - wtóruje Mamelek.
***
Uff, tyle na dziś:) W poniedziałek powrót do pracy, szkoły i przedszkola.
Miłego dnia:) Pa:)
sobota, 13 lutego 2016
Zabawy różne różniste:)
Witajcie:)
Pamiętacie jak pisałam o remoncie przedpokoju? Dla przypomnienia TU. To teraz doszła nowa firanka:) Koleżanka, która była u nas z wizytą powiedziała mi o niej i nie było rady - trzeba było kupić;) Dziękuję J :)
Uwierzcie mi, że to co było na oknie wcześniej - było w porównaniu z tym delikatnie mówiąc "niepasowne".
***
Dziś kilka propozycji zabaw.
Kaszkę mannę używam tylko do pieczenia sernika. A że sernika nie piekę zbyt często, to kaszce skończył się termin ważności:( Potrzebowałam zniknąć na dłużej w kuchni, więc Mamelek dostał ją do zabawy:)
***
Dzieci polubiły pitny jogurt. Trafiły się kolorowe buteleczki, więc wykorzystaliśmy je tak:
***
A zabawa, która cieszy się u nas nie lada wzięciem, to BINGO:
W zestawie były karty z numerkami, maszyna losująca i kuleczki z cyframi. Osobno dokupiłam pisaki do bingo. Zawsze ta gra kojarzyła mi się ze staruszkami, którzy w to grają w jakimś sennym klubie seniora:) Chyba nie tylko ja miałam takie skojarzenie, bo na opakowaniu, też m.in. pokazana jest starsza pani.
Zasady poznałam dopiero w zeszłym roku na wczasach. Tajniki gry objaśniał mi wielki fan tej gry kolega D:)
Moje Maluchy uwielbiają się w to bawić. Specjalnie dla nich zmodyfikowałam zasady, tak by każdy mógł krzyknąć upragnione BINGO:)))
To super zabawa dla tych co lubią i znają cyferki a także dla tych, którzy dopiero uczą się liczyć.
***
Od poniedziałku zaczynamy ferie:)) Niech moc będzie z nami;)
Miłego dnia, pa:)
Pamiętacie jak pisałam o remoncie przedpokoju? Dla przypomnienia TU. To teraz doszła nowa firanka:) Koleżanka, która była u nas z wizytą powiedziała mi o niej i nie było rady - trzeba było kupić;) Dziękuję J :)
Uwierzcie mi, że to co było na oknie wcześniej - było w porównaniu z tym delikatnie mówiąc "niepasowne".
***
Dziś kilka propozycji zabaw.
Kaszkę mannę używam tylko do pieczenia sernika. A że sernika nie piekę zbyt często, to kaszce skończył się termin ważności:( Potrzebowałam zniknąć na dłużej w kuchni, więc Mamelek dostał ją do zabawy:)
***
Dzieci polubiły pitny jogurt. Trafiły się kolorowe buteleczki, więc wykorzystaliśmy je tak:
***
A zabawa, która cieszy się u nas nie lada wzięciem, to BINGO:
W zestawie były karty z numerkami, maszyna losująca i kuleczki z cyframi. Osobno dokupiłam pisaki do bingo. Zawsze ta gra kojarzyła mi się ze staruszkami, którzy w to grają w jakimś sennym klubie seniora:) Chyba nie tylko ja miałam takie skojarzenie, bo na opakowaniu, też m.in. pokazana jest starsza pani.
Zasady poznałam dopiero w zeszłym roku na wczasach. Tajniki gry objaśniał mi wielki fan tej gry kolega D:)
Moje Maluchy uwielbiają się w to bawić. Specjalnie dla nich zmodyfikowałam zasady, tak by każdy mógł krzyknąć upragnione BINGO:)))
To super zabawa dla tych co lubią i znają cyferki a także dla tych, którzy dopiero uczą się liczyć.
***
Od poniedziałku zaczynamy ferie:)) Niech moc będzie z nami;)
Miłego dnia, pa:)
środa, 3 lutego 2016
Szkoła i takie tam:)
Witajcie:)
Dziś, mam dla Was szkolne klimaty.
Przez dwa pierwsze lata nauki dzieci w UK dostają darmowe obiady (bez względu na status materialny czy liczebność rodziny!). Jedynym obowiązkiem rodzica w tej kwestii jest zamówienie przez internet wybranego posiłku (bo jest wybór:) Ja z reguły "zaklepuję" obiady z wyprzedzeniem by nie zapomnieć.
Jakiś czas temu - zaraz po half termie - dostajemy smsa (ja i MąŻ), że mamy w trybie pilnym przynieść dziecku jakąś kanapkę, bo nie zamówiliśmy obiadu. Chwila konsternacji. MąŻ mrozi mnie spojrzeniem i mówi: "podobno zamówiłaś obiady". Tak się złożyło, że zrobiłam to 3 dni wcześniej i nie omieszkałam o tym wspomnieć. Ja w pięć sekund robię kanapkę. MąŻ w pięć sekund jedzie do szkoły i... w pięć sekund wraca... z kanapką w ręku. Zdziwienie maluje mi się na twarzy a jemu lekuchny nerw (bo akurat asystował koledze przy zakładaniu oświetlenia w szopie i musiał to przerwać). Pytam czemu wrócił z kanapką?!?!? A on - pani się pomyliła - to jakiś inny rodzic zapomniał zamówić obiadu...
Dodam tylko, że moja córka jest JEDYNYM dzieckiem o takim imieniu w szkole!!! Nie wspominając już o nazwisku:)
Ojtam, ojtam.
***
Jeśli dziecko nie chce jeść szkolnych obiadków, rodzice powinni wyposażyć dziecko w lunchbox z jakąś kanapką czy inną przekąską. Marta mimo, że ma obiad, ostatnio wspomniała Tacie, że chciałaby też mieć do szkoły lunchbox, bo inne dzieci mają... Wczoraj daliśmy jej więc winogronka...
Wracam z przedszkola zostało mi jakieś pół godziny do wyjścia z pracy. Wychodzę z łazienki, w której się szykowałam i widzę - "nieodebrane połączenie". Telefon stacjonarny, kierunkowy naszego "W". Oddzwaniam. Okazuje się, że to Marty szkoła. Pytam co się stało. Pani coś tłumaczy, ale nie do końca rozumiem, więc pytam jeszcze raz. Pani informuje mnie, że był problem z Martą, ale już ok. Ukłucie paniki. Próbuję się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi. Czy jakiś wypadek, czy coś się stało. Pani jeszcze raz zapewnia mnie, że wszystko ok. i mówi, że nie zna szczegółów, bo do nas dzwoniła jej koleżanka, która akurat rozmawia przez telefon. Jadąc do pracy jeszcze myślę o całej sprawie.
Wracam do domu. MąŻ pyta czy rozmawiałam z kimś ze szkoły, bo on dostał informację na pocztę głosową, "że ma się pilnie skontaktować". Mówię mu, że oddzwoniłam, ale nie wiem o co chodziło. A on do mnie, że UWAGA, UWAGA - oni spanikowali, bo Marta w porze obiadu wyciągnęła lunchbox i nie wiedzieli czy ma zamówiony obiad czy nie!!! Zadzwonili więc do nas a dopiero PÓŹNIEJ sprawdzili, że ma zamówiony i dali jej gorący posiłek.
Gratuluję. Zejście rodzica na zawał level hard!!!
***
I tekst z tutejszej Polskiej Szkoły Sobotniej
Pani pyta trzecioklasistów.
- Kto wie co to są TATRY?
Cisza. Honor klasy ratuje jedna ręka w górze.
- Nie wiecie? - lekko oburzonym tonem pyta chłopiec. - To przecież piwo!!! - odpowiada dumny.
Na to pani tłumiąc śmiech mówi:
- Piwo to TATRA a TATRY to są góry.
***
To tyle ze szkolnych klimatów:) Miłego dnia moi mili, pa:)
Dziś, mam dla Was szkolne klimaty.
Przez dwa pierwsze lata nauki dzieci w UK dostają darmowe obiady (bez względu na status materialny czy liczebność rodziny!). Jedynym obowiązkiem rodzica w tej kwestii jest zamówienie przez internet wybranego posiłku (bo jest wybór:) Ja z reguły "zaklepuję" obiady z wyprzedzeniem by nie zapomnieć.
Jakiś czas temu - zaraz po half termie - dostajemy smsa (ja i MąŻ), że mamy w trybie pilnym przynieść dziecku jakąś kanapkę, bo nie zamówiliśmy obiadu. Chwila konsternacji. MąŻ mrozi mnie spojrzeniem i mówi: "podobno zamówiłaś obiady". Tak się złożyło, że zrobiłam to 3 dni wcześniej i nie omieszkałam o tym wspomnieć. Ja w pięć sekund robię kanapkę. MąŻ w pięć sekund jedzie do szkoły i... w pięć sekund wraca... z kanapką w ręku. Zdziwienie maluje mi się na twarzy a jemu lekuchny nerw (bo akurat asystował koledze przy zakładaniu oświetlenia w szopie i musiał to przerwać). Pytam czemu wrócił z kanapką?!?!? A on - pani się pomyliła - to jakiś inny rodzic zapomniał zamówić obiadu...
Dodam tylko, że moja córka jest JEDYNYM dzieckiem o takim imieniu w szkole!!! Nie wspominając już o nazwisku:)
Ojtam, ojtam.
***
Jeśli dziecko nie chce jeść szkolnych obiadków, rodzice powinni wyposażyć dziecko w lunchbox z jakąś kanapką czy inną przekąską. Marta mimo, że ma obiad, ostatnio wspomniała Tacie, że chciałaby też mieć do szkoły lunchbox, bo inne dzieci mają... Wczoraj daliśmy jej więc winogronka...
Wracam z przedszkola zostało mi jakieś pół godziny do wyjścia z pracy. Wychodzę z łazienki, w której się szykowałam i widzę - "nieodebrane połączenie". Telefon stacjonarny, kierunkowy naszego "W". Oddzwaniam. Okazuje się, że to Marty szkoła. Pytam co się stało. Pani coś tłumaczy, ale nie do końca rozumiem, więc pytam jeszcze raz. Pani informuje mnie, że był problem z Martą, ale już ok. Ukłucie paniki. Próbuję się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi. Czy jakiś wypadek, czy coś się stało. Pani jeszcze raz zapewnia mnie, że wszystko ok. i mówi, że nie zna szczegółów, bo do nas dzwoniła jej koleżanka, która akurat rozmawia przez telefon. Jadąc do pracy jeszcze myślę o całej sprawie.
Wracam do domu. MąŻ pyta czy rozmawiałam z kimś ze szkoły, bo on dostał informację na pocztę głosową, "że ma się pilnie skontaktować". Mówię mu, że oddzwoniłam, ale nie wiem o co chodziło. A on do mnie, że UWAGA, UWAGA - oni spanikowali, bo Marta w porze obiadu wyciągnęła lunchbox i nie wiedzieli czy ma zamówiony obiad czy nie!!! Zadzwonili więc do nas a dopiero PÓŹNIEJ sprawdzili, że ma zamówiony i dali jej gorący posiłek.
Gratuluję. Zejście rodzica na zawał level hard!!!
***
I tekst z tutejszej Polskiej Szkoły Sobotniej
Pani pyta trzecioklasistów.
- Kto wie co to są TATRY?
Cisza. Honor klasy ratuje jedna ręka w górze.
- Nie wiecie? - lekko oburzonym tonem pyta chłopiec. - To przecież piwo!!! - odpowiada dumny.
Na to pani tłumiąc śmiech mówi:
- Piwo to TATRA a TATRY to są góry.
***
To tyle ze szkolnych klimatów:) Miłego dnia moi mili, pa:)