Witajcie:)))
Najpiękniejszym dodatkiem w domu są moim zdaniem świeże kwiaty. Bez względu na to czy kochamy stylowe róże, zwykłe polne chabry czy egzotyczne Crane flower - każde będą fantastycznym uzupełnieniem całości.
Nic tak nie pieści oczu jak widok kruchych płatków i delikatnych liści. Kwiaty wprowadzają niesamowity nastrój i pozwalają cieszyć się ich pięknem ilekroć na nie spojrzymy...
Teraz, kiedy Maluchy są nadal maluchami czyli osobnikami przemieszczającymi się z prędkością światła świeże kwiaty lądują głównie na moim szerokim parapecie w salonie. Jak dzieci podrosną, to będę je stawiała, tak jak lubię najbardziej - na stole.
Kwiaty, które Wam dziś prezentuję, to przemiły, totalnie nieoczekiwany gest... od członków zespołu kościelnego z mojej parafii:))) No nie ukrywam - łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu... Kwiaty i kartka były podziękowaniem za (jak to zabawnie ujęły dziewczyny:) "wypożyczenie twojego MęŻa na próby i podczas Mszy Świętej" oraz za wyrozumiałość i za to, że w tym czasie sama pilnuję dzieci:)) DZIĘKUJĘ jeszcze raz:))) To niezmiernie miłe.
Nasz zespół - to taka spontaniczna inicjatywa, w której mój MąŻ dotrzymuje kroku grając na gitarze. Mamy jeszcze skrzypaczkę i drugiego gitarzystę (ucznia mojego MęŻa) oraz chórzystów. Robią co mogą by uatrakcyjnić Mszę Świętą a ja w tym czasie robię co mogę, by moje Maluchy nie rozniosły kościoła:))) I stąd to podziękowanie:)))
U nas jest tylko jedna Msza Święta niedzielna. Nie ukrywam, że lekko nie jest:) Marcel miał taki okres, że większość czasu spędzał w zakrystii i siłą nie można go było stamtąd wyciągnąć, bo darł się w niebogłosy:))) A tam - zaglądał do szafy z ornatami, próbował dostać się do sejfu, otwierał i zamykał drzwi prowadzące na ołtarz, sprawdzał stabilność świeczników itp. Na szczęście nasz Ksiądz jest wyrozumiały i dzielnie to znosił. Marta w tym czasie "szukała mrówek i pająków" w zakamarkach pomieszczenia, które my zawsze "okupujemy" - czyli coś pomiędzy korytarzem a kruchtą. Siedzenie "normalnie" tam gdzie reszta osób odpada, bo Martusia kula się pomiędzy ławkami przechodząc ludziom pod nogami a Marcel ucieka od ołtarza do wyjścia i tak w kółko:)))
***
Ciekawa jestem jakie kwiaty najczęściej królują w Waszych domach? Czym kierujecie się przy ich kupnie - kolorem, kształtem, zapachem?
Miłego dnia:)) Pa:))
wtorek, 29 lipca 2014
sobota, 26 lipca 2014
Techniczne zmiany i upał
Witajcie:)))
Zacznę od tego, że po miesiącach (sic!) starań wreszcie udało mi się opanować opcję "LINK" w bloggerze!!! Wcześniej, gdy wspominałam o jakimś innym blogu musiałam podawać cały adres strony lub nazwę, bo nie mogłam ogarnąć tego przekierowywania. Teraz będę pisała tylko słowo "TU" i jak się na to kliknie, to "w magiczny sposób" Drogi Czytelniku przeniesiesz się w odpowiednie miejsce. Teleportacja pełną gębą:)))
Sprawa druga. Musiałam zrezygnować z mojej poprzedniej ulubionej czcionki, którą miałam na blogu:((( bo przestała czytać polskie znaki. Nie wiem dlaczego?!?!? Sprawdzałam w ustawieniach i niby wszystko jest ok, ale jak wyświetlam bloga, to już nie jest ok. To tak tytułem tych technicznych zmian:)))
***
Upał jaki jest każdy widzi - powiedziałby ktoś parafrazując znane powiedzenie:))
Upał w Mamelkowie jest taki, że aż "PAN z przejścia dla pieszych" jest cały mokry:))) Koszulka przyklejona do klaty! (w rzeczywistości wygląda jeszcze zabawniej tylko, że mój telefon nie jest w stanie tego dokładnie uchwycić). Na termometrze było i 38 stopni a Maluchy każdą wolną chwilkę spędzają w ogródku czy na spacerkach:))
Kupiłam szarą skrzyneczkę. Jest niewielka. Taka w sam raz na parapet czy półkę.
Czy ja już mówiłam, że planuję mieć szary salon?!?! I nawet udało mi się przekonać do tego MęŻa:)))
Wreszcie trafiłam na czapki kucharskie dla moich skarbów:))) Mamelkowi chyba przerobię na bardziej męską, bo w sklepie niestety nie było wyboru. Za to cena (oczywiście:))) była taka, że dwa razy się nie zastanawiałam!
Miłego sobotniego leniuchowania życzę:))) Pa:))
Zacznę od tego, że po miesiącach (sic!) starań wreszcie udało mi się opanować opcję "LINK" w bloggerze!!! Wcześniej, gdy wspominałam o jakimś innym blogu musiałam podawać cały adres strony lub nazwę, bo nie mogłam ogarnąć tego przekierowywania. Teraz będę pisała tylko słowo "TU" i jak się na to kliknie, to "w magiczny sposób" Drogi Czytelniku przeniesiesz się w odpowiednie miejsce. Teleportacja pełną gębą:)))
Sprawa druga. Musiałam zrezygnować z mojej poprzedniej ulubionej czcionki, którą miałam na blogu:((( bo przestała czytać polskie znaki. Nie wiem dlaczego?!?!? Sprawdzałam w ustawieniach i niby wszystko jest ok, ale jak wyświetlam bloga, to już nie jest ok. To tak tytułem tych technicznych zmian:)))
***
Upał jaki jest każdy widzi - powiedziałby ktoś parafrazując znane powiedzenie:))
Upał w Mamelkowie jest taki, że aż "PAN z przejścia dla pieszych" jest cały mokry:))) Koszulka przyklejona do klaty! (w rzeczywistości wygląda jeszcze zabawniej tylko, że mój telefon nie jest w stanie tego dokładnie uchwycić). Na termometrze było i 38 stopni a Maluchy każdą wolną chwilkę spędzają w ogródku czy na spacerkach:))
Kupiłam szarą skrzyneczkę. Jest niewielka. Taka w sam raz na parapet czy półkę.
Czy ja już mówiłam, że planuję mieć szary salon?!?! I nawet udało mi się przekonać do tego MęŻa:)))
Wreszcie trafiłam na czapki kucharskie dla moich skarbów:))) Mamelkowi chyba przerobię na bardziej męską, bo w sklepie niestety nie było wyboru. Za to cena (oczywiście:))) była taka, że dwa razy się nie zastanawiałam!
Miłego sobotniego leniuchowania życzę:))) Pa:))
czwartek, 24 lipca 2014
Love ROWER?
Witajcie:)))
Dojrzałam do tego, że muszę mieć koszyk na rower. W te upały ani siatunia ani plecak nie zdają egzaminu. A bagażnik ma tak malutką klapunię, że mogę tam śmiało włożyć chyba tylko bilet:))) I to autobusowy miejski, żeby sprawa była jasna.
Poszłam do sklepu a tam był jeden jedyny, ale wgnieciony:( Koleżanka doradziła mi więc sklep ALDI, który od czasu do czasu ma różny "tematyczny" asortyment. Cena prawie taka sama 9,99 (pens taniej:)) Ale jakoś nie było po drodze (aż do wczoraj). Wpadam, patrzę jeszcze są - uff! Udało się:))) I wiecie co? Promocja:))) Nowa lepsza żona zaoszczędziła 3 funty:))) To się nazywa fart!
Pozostając w rowerowym temacie. Dziś Maluchy bawiły się na tarasie pod płachtą przykrywającą rower. Ręce umazane po pachy. I co się okazało?!!? Spadł łańcuch (oczywiście sam:)
MąŻ będzie miał wieczorem zajęcie. Wczoraj montował koszyk i "przenosił" lampkę a dziś - łańcuch:))) Myślę, że miłość do roweru przelała się już na wszystkich członków rodzinki:)))
A na koniec w związku z upałami nasze ulubione lody - z serkiem mascarpone i pistacjami (oczywiście tu w UK, bo w Bydgoszczy mam pyszniejsze z prawdziwej lodziarni:)))
Ciekawa jestem jakie są Wasze ulubione lodowe smaki?
Pa, pa:))) W siatkę życia łapcie tylko te kolorowe chwile:))) Niczym wytrawny lepidopterolog (pan/pani od motyli:))))
Dojrzałam do tego, że muszę mieć koszyk na rower. W te upały ani siatunia ani plecak nie zdają egzaminu. A bagażnik ma tak malutką klapunię, że mogę tam śmiało włożyć chyba tylko bilet:))) I to autobusowy miejski, żeby sprawa była jasna.
Poszłam do sklepu a tam był jeden jedyny, ale wgnieciony:( Koleżanka doradziła mi więc sklep ALDI, który od czasu do czasu ma różny "tematyczny" asortyment. Cena prawie taka sama 9,99 (pens taniej:)) Ale jakoś nie było po drodze (aż do wczoraj). Wpadam, patrzę jeszcze są - uff! Udało się:))) I wiecie co? Promocja:))) Nowa lepsza żona zaoszczędziła 3 funty:))) To się nazywa fart!
Pozostając w rowerowym temacie. Dziś Maluchy bawiły się na tarasie pod płachtą przykrywającą rower. Ręce umazane po pachy. I co się okazało?!!? Spadł łańcuch (oczywiście sam:)
MąŻ będzie miał wieczorem zajęcie. Wczoraj montował koszyk i "przenosił" lampkę a dziś - łańcuch:))) Myślę, że miłość do roweru przelała się już na wszystkich członków rodzinki:)))
A na koniec w związku z upałami nasze ulubione lody - z serkiem mascarpone i pistacjami (oczywiście tu w UK, bo w Bydgoszczy mam pyszniejsze z prawdziwej lodziarni:)))
Ciekawa jestem jakie są Wasze ulubione lodowe smaki?
Pa, pa:))) W siatkę życia łapcie tylko te kolorowe chwile:))) Niczym wytrawny lepidopterolog (pan/pani od motyli:))))
poniedziałek, 21 lipca 2014
Lodówek i gad:)
Witajcie:))
"Najsamprzód" jak obyczaj stary karze spieszę powitać w mamelkowych skromnych progach nowe osoby:))) Niezmiernie mi miło gościć Was u siebie!
***
Ostatnio bardzo popularnymi prezentami z podróży zrobiły się wszelakiej maści magnesy. Dużo osób - wiedząc, że ktoś wyjeżdża przypomina - "kup magnes":)) Sama też mam takie pamiątki na lodówce. Ostatnio jak byliśmy w PL też dostałam takie zadanie i... niestety się z niego nie wywiązałam, bo wszędzie były tylko z POLSKĄ a ja miałam przywieść konkretny z napisem BYDGOSZCZ. Nawet na lotnisku nie mieli:((
Wytłumaczyłam się (choć wcale się nie zarzekałam, że spełnię prośbę na 100%) i rzuciłam, że MOŻE KIEDYŚ (tak, tak - jak coś obiecuję, to wolę mówić asekuracyjnie, bo strasznie nie lubię, jak ktoś się do czegoś zobowiązuje a później nie dotrzymuje słowa!) sama zrobię taki magnes.
W reszcie nadeszło owe kiedyś i powstał ten oto "lodówek" jak je uroczo nazywa Martusia:))
Taki oto drobiazg - mam nadzieję, że spodoba się obdarowanej:))
***
Szydełko i druty pozostają poza moim zasięgiem - jak na razie oczywiście:))) Obiecuję sama sobie, że się nauczę. (Chyba bardziej bym chciała na szydełku!)
Martusia chciała węża. Bawiła się różnymi paskami i sznurkami i udawała, że ma właśnie to zwierzątko. Postanowiłam spełnić jej marzenie i jakiś miesiąc z hakiem temu powstał z za małego szalika ten oto gad-kanapowiec:)
Szału nie ma, choć córcia bardzo go polubiła i często się nim bawi (więc czemu o tym piszę?!?!). Ano Drogi Czytelniku piszę o tym dlatego, że Martusia prezentując go wczoraj przez skype`a Babci mówi "a ja chcę mój szalik z powrotem"...
Dlatego Drogi Czytelniku - mały apel - z rozwagą wybieraj materiał wtórny, z którego ma coś powstać, bo później już tego nie odkręcisz:)))
***
Mamelek rano zaszeleścił w łóżeczku - a to znak, że muszę zejść na dół zrobić mleko. Martusia jeszcze spała. Krzątam się po kuchni i słyszę:
- Mamuuuunia, mami!!!!
- Robię mleczko - odpowiadam.
- Maaaami, maaami!!!!
- Co się stało?!? -wołam w lekkiej panice.
- Mamelek powiedział "MAMA"!
(Tak, tak mój synuś ogólnie mówi tylko "BABA" jako "mama", "tata", "baba" a resztę nawija w swoim języku:))) Stąd ten entuzjazm u mojej córci:)))
Miłego dnia:))) Pa!
"Najsamprzód" jak obyczaj stary karze spieszę powitać w mamelkowych skromnych progach nowe osoby:))) Niezmiernie mi miło gościć Was u siebie!
***
Ostatnio bardzo popularnymi prezentami z podróży zrobiły się wszelakiej maści magnesy. Dużo osób - wiedząc, że ktoś wyjeżdża przypomina - "kup magnes":)) Sama też mam takie pamiątki na lodówce. Ostatnio jak byliśmy w PL też dostałam takie zadanie i... niestety się z niego nie wywiązałam, bo wszędzie były tylko z POLSKĄ a ja miałam przywieść konkretny z napisem BYDGOSZCZ. Nawet na lotnisku nie mieli:((
Wytłumaczyłam się (choć wcale się nie zarzekałam, że spełnię prośbę na 100%) i rzuciłam, że MOŻE KIEDYŚ (tak, tak - jak coś obiecuję, to wolę mówić asekuracyjnie, bo strasznie nie lubię, jak ktoś się do czegoś zobowiązuje a później nie dotrzymuje słowa!) sama zrobię taki magnes.
W reszcie nadeszło owe kiedyś i powstał ten oto "lodówek" jak je uroczo nazywa Martusia:))
Taki oto drobiazg - mam nadzieję, że spodoba się obdarowanej:))
***
Szydełko i druty pozostają poza moim zasięgiem - jak na razie oczywiście:))) Obiecuję sama sobie, że się nauczę. (Chyba bardziej bym chciała na szydełku!)
Martusia chciała węża. Bawiła się różnymi paskami i sznurkami i udawała, że ma właśnie to zwierzątko. Postanowiłam spełnić jej marzenie i jakiś miesiąc z hakiem temu powstał z za małego szalika ten oto gad-kanapowiec:)
Szału nie ma, choć córcia bardzo go polubiła i często się nim bawi (więc czemu o tym piszę?!?!). Ano Drogi Czytelniku piszę o tym dlatego, że Martusia prezentując go wczoraj przez skype`a Babci mówi "a ja chcę mój szalik z powrotem"...
Dlatego Drogi Czytelniku - mały apel - z rozwagą wybieraj materiał wtórny, z którego ma coś powstać, bo później już tego nie odkręcisz:)))
***
Mamelek rano zaszeleścił w łóżeczku - a to znak, że muszę zejść na dół zrobić mleko. Martusia jeszcze spała. Krzątam się po kuchni i słyszę:
- Mamuuuunia, mami!!!!
- Robię mleczko - odpowiadam.
- Maaaami, maaami!!!!
- Co się stało?!? -wołam w lekkiej panice.
- Mamelek powiedział "MAMA"!
(Tak, tak mój synuś ogólnie mówi tylko "BABA" jako "mama", "tata", "baba" a resztę nawija w swoim języku:))) Stąd ten entuzjazm u mojej córci:)))
Miłego dnia:))) Pa!
środa, 16 lipca 2014
Nic nie muszę:)))
Witajcie:))
Lubię ten stan, kiedy nic nie muszę:)
Fotel, który gromadzi niezliczoną (i wciąż powiększającą się) kolekcję rzeczy do prasowania można zignorować. Obiad można ugotować w wielkim garze na dwa dni, książkę - która kusi (ale powieki takie ciężkie) przeczytać innym razem, zabawki - które nieustannie "same" wyskakują z wielkiej skrzyni tworząc codzienny krajobraz domowego chaosu - przesunąć nogą w kąt i udawać, że ich tam nie ma:))) Wrzucić na luz i zamiast brać się za odkurzanie (kolejny raz) - pójść na spacer z całą rodzinką:)))
Pozwolić, wbrew regułom, przyklejać naklejki, gdzie fantazja pozwoli:))). Niech się Maluchy bawią. A co tam:))
Kiedyś lubiłam mieć wszystko zaplanowane, ułożone a później byłam zła, że jest "jakaś obsuwa w realizacji planu" albo co gorsza, w ogóle nie wypalił. Dziś wiem, że na dużo spraw nie mam wpływu. Nadal lubię wieczorem choć trochę rozplanować następny dzień, ale już bez tej "spinki" co dawniej:)))
***
Przemalowałam skrzyneczkę (wiadomo na jaki:))) Kupiłam ją jako fioletową (a jak dokładnie wyglądała można zobaczyć w moim PIERWSZYM poście - TU :)
***
ps. gdybyście się kiedyś zastanawiali, to słuchawki od telefonu można wyprać w 30 stopniach program - "quick wash" i nadal działają bez zarzutu:))) a ich gumowe przezroczyste osłonki wspaniale się żuje (testowały, to dwa niewielkie osobniki z wyrazem pewnego zdumienia na twarzy:)
...ale oczywiście CI - CHO - SZA!!! bo słuchawki należą do Taty:)))
Miłego dnia z serii "nic nie muszę" Wam życzę:))) Pa:))
Lubię ten stan, kiedy nic nie muszę:)
Fotel, który gromadzi niezliczoną (i wciąż powiększającą się) kolekcję rzeczy do prasowania można zignorować. Obiad można ugotować w wielkim garze na dwa dni, książkę - która kusi (ale powieki takie ciężkie) przeczytać innym razem, zabawki - które nieustannie "same" wyskakują z wielkiej skrzyni tworząc codzienny krajobraz domowego chaosu - przesunąć nogą w kąt i udawać, że ich tam nie ma:))) Wrzucić na luz i zamiast brać się za odkurzanie (kolejny raz) - pójść na spacer z całą rodzinką:)))
Pozwolić, wbrew regułom, przyklejać naklejki, gdzie fantazja pozwoli:))). Niech się Maluchy bawią. A co tam:))
Kiedyś lubiłam mieć wszystko zaplanowane, ułożone a później byłam zła, że jest "jakaś obsuwa w realizacji planu" albo co gorsza, w ogóle nie wypalił. Dziś wiem, że na dużo spraw nie mam wpływu. Nadal lubię wieczorem choć trochę rozplanować następny dzień, ale już bez tej "spinki" co dawniej:)))
***
Przemalowałam skrzyneczkę (wiadomo na jaki:))) Kupiłam ją jako fioletową (a jak dokładnie wyglądała można zobaczyć w moim PIERWSZYM poście - TU :)
***
ps. gdybyście się kiedyś zastanawiali, to słuchawki od telefonu można wyprać w 30 stopniach program - "quick wash" i nadal działają bez zarzutu:))) a ich gumowe przezroczyste osłonki wspaniale się żuje (testowały, to dwa niewielkie osobniki z wyrazem pewnego zdumienia na twarzy:)
...ale oczywiście CI - CHO - SZA!!! bo słuchawki należą do Taty:)))
niedziela, 13 lipca 2014
Japonki DIY/ Flip-flop DIY
Witajcie:))
Wczoraj była pięęękna pogoda. Słońce robiło co mogło, by każdy był zadowolony:))) My byliśmy. Najpierw długaśny spacer z dawno nie widzianą "ciocią" (Martusia już od rana przeżywała, że ją w końcu spotka). Później drzemka (kto spał, ten spał:). Obiad i reszta dnia w ogródku! Maluchy szczęśliwe robiły co chciały (w grę wchodziły: wysypywanie piasku z piaskownicy na ścieżkę, zrywanie wszelakich listków, listeczków i płatków - cud, że jeszcze coś pozostało; przekładanie kamieni, przerzucanie kory itp.) Ja siedziałam na progu domu... i wpatrzona we własne (przyodziane li i jedynie w japonki) stopy stwierdziłam, że trzeba się ich już pozbyć. Nie stóp, rzecz jasna, tylko klapciorków:) Tym bardziej, że w pokoju na górze czekała na mnie nowa nie śmigana para zakupiona podczas ostatnich wieeelkich zakupów. Aż tu nagle doznałam olśnienia! Mogę je przecież przerobić!!! (Widziałam kiedyś coś takiego na pomysłodawcy.pl bądź kobieceinspiracje.pl - obie strony są baardzo podobne a czasami wręcz identyczne).
Japonki DIY
Potrzebne będą:
Odcinamy stare paski. Ocieramy łzę wzruszenia żegnając się z nimi. Pozostawiamy podeszwę oraz - "zaczepy", które przytrzymywały paski pod spodem. Z najdłuższego kawałka materiału (u mnie to były getry) wycinamy dwa paski. Po jednym na każdy klapek. Nie mogą być one ani zbyt szerokie (bo się nie zmieszczą w otworku) ani zbyt wąskie (bo wówczas mogą się łatwo zerwać). Przeplatamy je przez górny otwór i od spodu o zaczep (pomagamy sobie patyczkiem). Następnie znów przewlekamy tak, by pasek powrócił do przodu. Tak jak na zdjęciu. Później przywiązujemy dwa krótsze paski (każdy osobno) pozostawiając w przodzie trochę miejsca (na palce). Zaplatamy warkocze:)
Obcinamy sterczące końcówki materiałów. Następnie je delikatnie zszywamy. I tyle w temacie:))) Jak ktoś ma fantazję i potrzebę, to może doszyć koraliki, guziki czy inne ozdoby. Mi się podoba tak jak jest, więc nie kombinuję.
Ps. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to użyłam dwóch odcieni różu i cudną MIĘTĘ:)
Miłej niedzielki:)) Pa!
Wczoraj była pięęękna pogoda. Słońce robiło co mogło, by każdy był zadowolony:))) My byliśmy. Najpierw długaśny spacer z dawno nie widzianą "ciocią" (Martusia już od rana przeżywała, że ją w końcu spotka). Później drzemka (kto spał, ten spał:). Obiad i reszta dnia w ogródku! Maluchy szczęśliwe robiły co chciały (w grę wchodziły: wysypywanie piasku z piaskownicy na ścieżkę, zrywanie wszelakich listków, listeczków i płatków - cud, że jeszcze coś pozostało; przekładanie kamieni, przerzucanie kory itp.) Ja siedziałam na progu domu... i wpatrzona we własne (przyodziane li i jedynie w japonki) stopy stwierdziłam, że trzeba się ich już pozbyć. Nie stóp, rzecz jasna, tylko klapciorków:) Tym bardziej, że w pokoju na górze czekała na mnie nowa nie śmigana para zakupiona podczas ostatnich wieeelkich zakupów. Aż tu nagle doznałam olśnienia! Mogę je przecież przerobić!!! (Widziałam kiedyś coś takiego na pomysłodawcy.pl bądź kobieceinspiracje.pl - obie strony są baardzo podobne a czasami wręcz identyczne).
Japonki DIY
Potrzebne będą:
- stare, zmęczone życiem japonki:)
- trzy kolory materiałów (w tej roli wystąpiły zeszłoroczne getry i bluzka oraz pasek od spodni, który też zaliczył już wędrówkę dusz:)
- nożyczki,
- tępo zakończony patyczek (u mnie szczątki urządzenia do baniek mydlanych:)
- igła i nitka
Odcinamy stare paski. Ocieramy łzę wzruszenia żegnając się z nimi. Pozostawiamy podeszwę oraz - "zaczepy", które przytrzymywały paski pod spodem. Z najdłuższego kawałka materiału (u mnie to były getry) wycinamy dwa paski. Po jednym na każdy klapek. Nie mogą być one ani zbyt szerokie (bo się nie zmieszczą w otworku) ani zbyt wąskie (bo wówczas mogą się łatwo zerwać). Przeplatamy je przez górny otwór i od spodu o zaczep (pomagamy sobie patyczkiem). Następnie znów przewlekamy tak, by pasek powrócił do przodu. Tak jak na zdjęciu. Później przywiązujemy dwa krótsze paski (każdy osobno) pozostawiając w przodzie trochę miejsca (na palce). Zaplatamy warkocze:)
Obcinamy sterczące końcówki materiałów. Następnie je delikatnie zszywamy. I tyle w temacie:))) Jak ktoś ma fantazję i potrzebę, to może doszyć koraliki, guziki czy inne ozdoby. Mi się podoba tak jak jest, więc nie kombinuję.
Ps. Gdyby ktoś miał wątpliwości, to użyłam dwóch odcieni różu i cudną MIĘTĘ:)
Miłej niedzielki:)) Pa!
piątek, 11 lipca 2014
Krowy i zakrętki:)
Witajcie:))
W związku z deszczem siedzimy w domu. Przynajmniej miałam czas, żeby rano upiec ciasto:))) Maluchy znudzone jak bąki. Dzień bez spaceru, to dzień spisany na straty!
Pomyślałam, że nadszedł czas na prezentacje moich prywatnych krów:))) Oto one - Pela i Mela!!! Proszę z szacunkiem, gdyż damy są już starej daty. Zamieszkały ze mną jeszcze w moich studenckich czasach a później przeżyły transport do UK. Kiedyś dzielnie siedziały na słoikach i strzegły ich zawartości:)))
Podczas gdy przygotowywałam ciasto Maluchy najpierw snuły się bez ładu i składu po domostwie, aż przypomniałam sobie o zakrętkach! Wiem, że to dobry sposób na nudę:)))
Zbieram je od dłuższego czasu. Na zdjęciu tylko część kolekcji! Głównie są po mleku i sokach. Mają odpowiednią wielkość, więc jestem spokojna, że Mamelek ich nie połknie. Martusia lubi je wozić pociągiem i traktorkiem a Marcel przesypuje je z jednego kubeczka do drugiego, przekłada do miseczek itd. Zabawa zakrętkami wystarcza akurat na przygotowanie czegoś w kuchni:))))
Miłego dnia:)) Pa!
W związku z deszczem siedzimy w domu. Przynajmniej miałam czas, żeby rano upiec ciasto:))) Maluchy znudzone jak bąki. Dzień bez spaceru, to dzień spisany na straty!
Pomyślałam, że nadszedł czas na prezentacje moich prywatnych krów:))) Oto one - Pela i Mela!!! Proszę z szacunkiem, gdyż damy są już starej daty. Zamieszkały ze mną jeszcze w moich studenckich czasach a później przeżyły transport do UK. Kiedyś dzielnie siedziały na słoikach i strzegły ich zawartości:)))
Podczas gdy przygotowywałam ciasto Maluchy najpierw snuły się bez ładu i składu po domostwie, aż przypomniałam sobie o zakrętkach! Wiem, że to dobry sposób na nudę:)))
Zbieram je od dłuższego czasu. Na zdjęciu tylko część kolekcji! Głównie są po mleku i sokach. Mają odpowiednią wielkość, więc jestem spokojna, że Mamelek ich nie połknie. Martusia lubi je wozić pociągiem i traktorkiem a Marcel przesypuje je z jednego kubeczka do drugiego, przekłada do miseczek itd. Zabawa zakrętkami wystarcza akurat na przygotowanie czegoś w kuchni:))))
Miłego dnia:)) Pa!
środa, 9 lipca 2014
Staram się
Witajcie:))
Dziś refleksyjnie...
Czytelniku Drogi zaglądając do Mamelkowa może masz wrażenie, że albo się mnie troski nie imają albo ze mnie jakaś mega optymistka:)))
Nic bardziej mylnego! Problemy i stres dnia codziennego u nas na normalnym poziomie. Raz ich więcej, raz mniej, ale... Nie urastają one u mnie do rangi tragedii! Celebruję tylko zwycięstwa a nie porażki:))) Choćby to były tylko maleńkie szczęścia, to je doceniam. A smutkom - mówię "nie do zobaczenia"!
Też mam noce nieprzespane, ktoś mnie wkurzy w pracy, załapię doła czy wyłapię lęk o bliżej nie zidentyfikowaną przyszłość. NORMALKA!!!
... ale, nie rozpamiętuję w nieskończoność przykrych spraw - pomyślę, przetrawię i staram się o nich zapomnieć. Staram się...
Za to z przyjemnością uśmiechnę się przed snem na wspomnienie czegoś miłego - ot, ktoś w sklepie mnie przepuścił w kolejce, uśmiechnął się staruszek, którego mijam codziennie na spacerze, spotkałam dawno nie widzianą znajomą, jadąc do pracy mijałam łabędzie, które "urządzały" sobie zawody w najlepszym ślizgu po wodzie...
Staram się dostrzegać plusy we wszystkich sytuacjach.
Np. nie "wielbię" jeździć na rowerze, ale muszę, więc tłumaczę to tak:
Jedynie choroba czy śmierć, to takie dwie sprawy, których nie umiem "pogodnie" wytłumaczyć... Wszystko inne zazwyczaj z perspektywy czasu staje się błahe...
Dlatego STARAM SIĘ:))))
Miłego dnia:)
Dziś refleksyjnie...
Czytelniku Drogi zaglądając do Mamelkowa może masz wrażenie, że albo się mnie troski nie imają albo ze mnie jakaś mega optymistka:)))
Nic bardziej mylnego! Problemy i stres dnia codziennego u nas na normalnym poziomie. Raz ich więcej, raz mniej, ale... Nie urastają one u mnie do rangi tragedii! Celebruję tylko zwycięstwa a nie porażki:))) Choćby to były tylko maleńkie szczęścia, to je doceniam. A smutkom - mówię "nie do zobaczenia"!
Też mam noce nieprzespane, ktoś mnie wkurzy w pracy, załapię doła czy wyłapię lęk o bliżej nie zidentyfikowaną przyszłość. NORMALKA!!!
... ale, nie rozpamiętuję w nieskończoność przykrych spraw - pomyślę, przetrawię i staram się o nich zapomnieć. Staram się...
Za to z przyjemnością uśmiechnę się przed snem na wspomnienie czegoś miłego - ot, ktoś w sklepie mnie przepuścił w kolejce, uśmiechnął się staruszek, którego mijam codziennie na spacerze, spotkałam dawno nie widzianą znajomą, jadąc do pracy mijałam łabędzie, które "urządzały" sobie zawody w najlepszym ślizgu po wodzie...
Staram się dostrzegać plusy we wszystkich sytuacjach.
Np. nie "wielbię" jeździć na rowerze, ale muszę, więc tłumaczę to tak:
- mam darmową godzinkę sportu każdego "roboczego dnia",
- mam czas na rozmyślania,
- jestem niezależna. Wyjeżdżam o której chcę i nie stresuję się, że mój kierowca wziął urlop a ja nie mam jak dojechać.
Jedynie choroba czy śmierć, to takie dwie sprawy, których nie umiem "pogodnie" wytłumaczyć... Wszystko inne zazwyczaj z perspektywy czasu staje się błahe...
Dlatego STARAM SIĘ:))))
Miłego dnia:)
niedziela, 6 lipca 2014
Farciara - kolejny dowód:)
Witajcie:)))
Radość wielka, że boso pobiegłabym w świat:))) No, może w moich minty trampczakach!
Cóż takiego się stało? - spytasz Drogi Czytelniku. WYGRAŁAM!!!!!! Pierwszą nagrodę w "konkursie piknikowym" zorganizowanym przez Magdę z bloga All things pretty oraz GRUPĘ FACHOWIEC. Będę posiadaczką tego cudnego kosza!!!
A nie mówiłam, że jestem farciarą:)))) Dziękuję jeszcze raz!
****
Wczoraj wzięłam się za przemalowywanie kuchennego zegara, co by bidulek pasował do nowego domku!!! Ciemny brąz nijak się ma do moich wizji, więc znów padło na minty:)))))
MąŻ lekuchno zatroskany spytał dlaczego go zmieniłam (bo w obecnej pasuje jak przysłowiowy "kwiatek do kożucha" :)))) Chyba zaczyna się "bać" tych moich minty wizji:))))
Miłej niedzielki Wam życzę:)))) Pa:)))
Radość wielka, że boso pobiegłabym w świat:))) No, może w moich minty trampczakach!
Cóż takiego się stało? - spytasz Drogi Czytelniku. WYGRAŁAM!!!!!! Pierwszą nagrodę w "konkursie piknikowym" zorganizowanym przez Magdę z bloga All things pretty oraz GRUPĘ FACHOWIEC. Będę posiadaczką tego cudnego kosza!!!
A nie mówiłam, że jestem farciarą:)))) Dziękuję jeszcze raz!
****
Wczoraj wzięłam się za przemalowywanie kuchennego zegara, co by bidulek pasował do nowego domku!!! Ciemny brąz nijak się ma do moich wizji, więc znów padło na minty:)))))
MąŻ lekuchno zatroskany spytał dlaczego go zmieniłam (bo w obecnej pasuje jak przysłowiowy "kwiatek do kożucha" :)))) Chyba zaczyna się "bać" tych moich minty wizji:))))
piątek, 4 lipca 2014
Klops, lizaki i skype:)
Witajcie:)))
Mój MąŻ w pogoni za spełnieniem swojego marzenia o gorzkiej czekoladzie (o zawartości 100% kakao) - pisałam o tym w poście P.K.K.P czyli "PRAWIE, kocyk, kaczor i pudełko" poprosił kolejnego kolegę, który wybierał się w rodzinne strony do Ghany o gorzką czekoladę. Wyraźnie sprecyzował swoją prośbę i dodatkowo wysłał mu smsa z przypomnieniem, że czekolada ma być KONIECZNIE dark.
Dziś wrócił z pracy z uśmiechem na twarzy i pokazał mi prezent:
Dokładnie ta sama MLECZNA czekolada zrobiona w 100 % z kakao z Ghany, którą dostał ostatnio:))) Tylko szata graficzna zmieniona ze względu na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Brazylia 2014:)))
Cóż, jakby to skomentowała Martusia - "a to klops!"
***
Staram się kontaktować z moją rodzinką przez skype'a cztery razy w tygodniu. Odpalam kompa, dzwonię i zaczyna się... Maluchy zamieniają się w rasowych aktorów mając tak oddaną widownię:)))
Najpierw Martusia woła wszystkich domowników po kolei. Każdy musi się zameldować. Gdy kogoś brakuje, to pozostali członkowie rodziny muszą wytłumaczyć absencję. Śmiejemy się, że sprawdza listę obecności:))) Później pada hasło - "Mami, pokaż Babciowi". Ustawiam ekran na wprost dzieci i zaczynają się "wygłupy". Z rozkładanej sofy zabierają materac, kładą w poprzek i robią "ślizgaweczkę", gonią się, rysują, kłócą się i kochają - ot, życie:)))
Ostatnimi czasy Martusia ciągle wypytywała Babcię o lizaki i lody. Nie można było normalnie porozmawiać, bo co chwilę były wstawki typu "Babciaaaa a masz lizaczka?", "Dziadek, widziałeł gdzieś lizaczki ?", "a kupisz mi loda? i tak ciągle:)))
Dziadkowie postanowili zrobić wnuczce niespodziankę. Kupili jej mnóstwo lizaczków-serduszek, zapakowali w folię bąbelkową i priorytetem wysłali do nas:))) Nietknięta koperta czekała, aż Martusia wróci z przedszkola. Pokazuję jej prezent, ta cała przejęta i ucieszona woła "lizaczki!!!!" Radość wielka, ale po chwili coś jej się przypomniało. Zagląda do paczuszki i z lekuchnym rozczarowaniem pyta "a loda nie ma?"
***
Na drugi dzień Martusia ładnie podziękowała za przesyłeczkę. Rozmawia z Babcią i Ciocią. Przed ekran nie zmieścił się Dziadek. Młoda pyta o Dziadka i mówi, że chciałaby go ukochać. Babcia zatroskana tłumaczy "oj Martusiu, przez skype'a się nie da..." Na to Mama Gosia podsuwa przebiegły plan - "Martusiu, musisz u nas uściskać pana listonosza a ten w Polsce uściska Dziadka" :)))))
(Ciekawa jestem, który pan listonosz by był bardziej zdziwiony:)))))
***
Tyle na dziś z Mamelkowa:))) Pozdrawiamy cieplutko!!! Miłego weekendu. Pa:)
Mój MąŻ w pogoni za spełnieniem swojego marzenia o gorzkiej czekoladzie (o zawartości 100% kakao) - pisałam o tym w poście P.K.K.P czyli "PRAWIE, kocyk, kaczor i pudełko" poprosił kolejnego kolegę, który wybierał się w rodzinne strony do Ghany o gorzką czekoladę. Wyraźnie sprecyzował swoją prośbę i dodatkowo wysłał mu smsa z przypomnieniem, że czekolada ma być KONIECZNIE dark.
Dziś wrócił z pracy z uśmiechem na twarzy i pokazał mi prezent:
Dokładnie ta sama MLECZNA czekolada zrobiona w 100 % z kakao z Ghany, którą dostał ostatnio:))) Tylko szata graficzna zmieniona ze względu na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej Brazylia 2014:)))
Cóż, jakby to skomentowała Martusia - "a to klops!"
***
Staram się kontaktować z moją rodzinką przez skype'a cztery razy w tygodniu. Odpalam kompa, dzwonię i zaczyna się... Maluchy zamieniają się w rasowych aktorów mając tak oddaną widownię:)))
Najpierw Martusia woła wszystkich domowników po kolei. Każdy musi się zameldować. Gdy kogoś brakuje, to pozostali członkowie rodziny muszą wytłumaczyć absencję. Śmiejemy się, że sprawdza listę obecności:))) Później pada hasło - "Mami, pokaż Babciowi". Ustawiam ekran na wprost dzieci i zaczynają się "wygłupy". Z rozkładanej sofy zabierają materac, kładą w poprzek i robią "ślizgaweczkę", gonią się, rysują, kłócą się i kochają - ot, życie:)))
Ostatnimi czasy Martusia ciągle wypytywała Babcię o lizaki i lody. Nie można było normalnie porozmawiać, bo co chwilę były wstawki typu "Babciaaaa a masz lizaczka?", "Dziadek, widziałeł gdzieś lizaczki ?", "a kupisz mi loda? i tak ciągle:)))
Dziadkowie postanowili zrobić wnuczce niespodziankę. Kupili jej mnóstwo lizaczków-serduszek, zapakowali w folię bąbelkową i priorytetem wysłali do nas:))) Nietknięta koperta czekała, aż Martusia wróci z przedszkola. Pokazuję jej prezent, ta cała przejęta i ucieszona woła "lizaczki!!!!" Radość wielka, ale po chwili coś jej się przypomniało. Zagląda do paczuszki i z lekuchnym rozczarowaniem pyta "a loda nie ma?"
***
Na drugi dzień Martusia ładnie podziękowała za przesyłeczkę. Rozmawia z Babcią i Ciocią. Przed ekran nie zmieścił się Dziadek. Młoda pyta o Dziadka i mówi, że chciałaby go ukochać. Babcia zatroskana tłumaczy "oj Martusiu, przez skype'a się nie da..." Na to Mama Gosia podsuwa przebiegły plan - "Martusiu, musisz u nas uściskać pana listonosza a ten w Polsce uściska Dziadka" :)))))
(Ciekawa jestem, który pan listonosz by był bardziej zdziwiony:)))))
***
Tyle na dziś z Mamelkowa:))) Pozdrawiamy cieplutko!!! Miłego weekendu. Pa:)
środa, 2 lipca 2014
Stare mapy i rodzinna "fotografia"
Witajcie:))
Dziś w me ręce wpadły trzy repliki starych map:))) Chwila namysłu (po co mi one?!?) i decyzja - biorę. Można je przecież wykorzystać w różnoraki sposób! Oprawić w antyramę - by były ozdobą na ścianie. Pobawić się w poszukiwaczy skarbów:))) Czy użyć do większego projektu jako tło!
I cena - 3 mapy za 1 funcika:))) W idealnym stanie! Żal było zostawić:)))
Wszystko jest sprawą gustu i smaku. Wiadomo! Przedstawiam zatem NAJLEPSZY (moim zdaniem) chleb w Anglii. Z buraczkiem i jabłkiem:))) Pychota!!! Maluchom też smakuje. Pokazuję Wam, bo może ktoś z "piekarskimi zapędami" się skusi i zrobi podobny. Brzmi dziwnie, ale smakuje wyśmienicie. Można go kupić w sklepie Co-operative:))) Ostrzegam - szybko znika, więc trzeba być czujnym!
Na deserek Mamelkowo serwuje dziś bezy z bitą śmietaną, malinami i nektarynkami oraz mlecznym wafelkiem:)) Smacznego!
Martusi spodobały się kolorowe samoprzylepne karteczki, które zauważyła w kuchni. Spytała czy może wziąć pomarańczowe i na nich pomalować. W wielkim skupieniu powstały "fotografie" wszystkich członków naszej rodziny. Sama wpadła na taki pomysł!!! Wytłumaczyła dokładnie, kto jest na jakim obrazku:)))) Uwielbiam takie rysunki!!! Postanowiłam je oprawić i na pewno znajdą swoje miejsce w naszym nowym domku:))))
Pozdrawiam cieplutko i przesyłam pozytywne fluidy:))) Pa:)))
ps. dziewczyny z bloga Addicted to crafts wspierają swoją koleżankę chorą na raka - młodą mamusię dwójki szkrabów. Szczegóły na facebook.com/AgatavsCancer oraz gdy klikniecie na tę świnkę, która zagościła na moim blogu w prawym górnym rogu. Można pomóc:)))
Dziś w me ręce wpadły trzy repliki starych map:))) Chwila namysłu (po co mi one?!?) i decyzja - biorę. Można je przecież wykorzystać w różnoraki sposób! Oprawić w antyramę - by były ozdobą na ścianie. Pobawić się w poszukiwaczy skarbów:))) Czy użyć do większego projektu jako tło!
I cena - 3 mapy za 1 funcika:))) W idealnym stanie! Żal było zostawić:)))
Wszystko jest sprawą gustu i smaku. Wiadomo! Przedstawiam zatem NAJLEPSZY (moim zdaniem) chleb w Anglii. Z buraczkiem i jabłkiem:))) Pychota!!! Maluchom też smakuje. Pokazuję Wam, bo może ktoś z "piekarskimi zapędami" się skusi i zrobi podobny. Brzmi dziwnie, ale smakuje wyśmienicie. Można go kupić w sklepie Co-operative:))) Ostrzegam - szybko znika, więc trzeba być czujnym!
Na deserek Mamelkowo serwuje dziś bezy z bitą śmietaną, malinami i nektarynkami oraz mlecznym wafelkiem:)) Smacznego!
Martusi spodobały się kolorowe samoprzylepne karteczki, które zauważyła w kuchni. Spytała czy może wziąć pomarańczowe i na nich pomalować. W wielkim skupieniu powstały "fotografie" wszystkich członków naszej rodziny. Sama wpadła na taki pomysł!!! Wytłumaczyła dokładnie, kto jest na jakim obrazku:)))) Uwielbiam takie rysunki!!! Postanowiłam je oprawić i na pewno znajdą swoje miejsce w naszym nowym domku:))))
Pozdrawiam cieplutko i przesyłam pozytywne fluidy:))) Pa:)))
ps. dziewczyny z bloga Addicted to crafts wspierają swoją koleżankę chorą na raka - młodą mamusię dwójki szkrabów. Szczegóły na facebook.com/AgatavsCancer oraz gdy klikniecie na tę świnkę, która zagościła na moim blogu w prawym górnym rogu. Można pomóc:)))