Witajcie:)
Dotarliśmy do PL, więc Święta zgodnie z planem w gronie rodzinnym.
Przychodzę dziś do Was z życzeniami:)
Dużo miłości, czasu na dobre rozmowy, serdecznego uścisku, szczerych życzeń, spokoju i zdrowia. Bliskich, których kochacie na wyciągnięcie ręki lub jeśli to niemożliwe, to w sercu...
Pokoju...
Zrozumienia i ciepła...
Radości...
I co najważniejsze:
Błogosławieństwa Bożej Dzieciny.
Gosia z Mamelkowa:)
Ps.Dziękuję też za wszystkie życzenia, które do mnie docierają w różnych formach i z różnych stron:)
poniedziałek, 23 grudnia 2019
środa, 18 grudnia 2019
Grudniowe aktywności:)
Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z naszymi świątecznymi zabawami;)
Uuuu nuda, pomyśli ktoś. Pół internetu zawalone takimi zabawami! Phi!
A co, to ja dorzucam nasze;) Żeby zapchało łącza.
Już Wam kiedyś pisałam (kto z nami długo, ten wie), że od 1 grudnia do Świąt w adwentowym kalendarzu gromadzimy wszelkiego rodzaju aktywności "okołoświąteczne". Osobny czekoladowy kalendarz też mamy;))
Oto kilka z propozycji, które robiliśmy w tym roku (kolejność przypadkowa):
* Łańcuchy na choinkę,
*kolorowe szyszki (choinko-bombki),
*skarpetkowy Olaf (ten jest akurat Mamelkowy),
* szopka 3D ze Świętą Rodziną (stodoła jak ją na drugi dzień synuś nazwał, bo zabrakło odpowiedniego słowa;)
*aniołki z rolek po WIADOMYM papierze i spódniczkach z przekładek w ciastkach (które Mama była uprzejma sama zeżreć;))
*sanie świętego Mikołaja ze skrzyneczki, w której przywieźliśmy suszone owoce z ostatnich wakacji;)
* zimowe mini czapeczki dla lalek,
*lampioniki z małych słoiczków i filcowych nalepek
Całość "karteczek z zadaniami" trzymamy w wiszącej choince, którą kiedyś już pokazywałam (dla przypomnienia pokażę innym razem;) Codziennie wkładam zadania, bo nigdy nie wiem jaki będzie dzień i na co starczy nam siły i czasu. Wszystko zrobiliśmy z tego co było w domu. Niczego - oprócz filcowych nalepek - specjalnie nie kupowałam. Nowiusieńką szopkę 3D wysłała nam moja Mamcia jeszcze w zeszłym roku, ale nie zdążyliśmy jej wówczas wykorzystać. A teraz jak znalazł!
***
Dziś mój synuś miał w szkole ostatnie świąteczne przedstawienie. Za rok już będzie to tylko koncert.
Otrzymał rolę jednego z Mędrców (Króla). Przejęty mocno wczoraj rozrysował mi na kartkach całą inscenizację łącznie z aktorami!
***
Pierniczków w tym roku nie piekliśmy, bo... pierwszy raz od 10 lat spędzimy Święta w PL:)) Moja Mamcia już upiekła i razem będziemy je dekorować!
Spytacie dlaczego nigdy nie byliśmy w tym czasie w PL skoro tyle razy w roku tam latamy? Sprawa jest nad wyraz prozaiczna, przyziemna i smutna... nasze firmy OFICJALNIE nie zezwalają w tym okresie na urlop... Mój MąŻ pierwszy dostał zielone światło na wyjazd a ja zaczęłam moje starania dokładnie 4 stycznia 2019 roku!!! Poruszyłam niebo i ziemię. Pisałam listy do kadr, rozmawiałam z samym szefem szefów (który jest niedostępny dla szaraczków). Ile mnie to nerwów kosztowało i ile się naczekałam na odpowiedź (którą dostałam stosunkowo niedawno). A do tego ile się żalu i zawiści ze strony niektórych współpracowników na mnie wylało, to już tylko ja wiem... No, ale się udało i Święta spędzimy w Bydgoszczy:)))
To tyle na dziś. Uściski do walizki;) I miłego:)
Dziś przychodzę do Was z naszymi świątecznymi zabawami;)
Uuuu nuda, pomyśli ktoś. Pół internetu zawalone takimi zabawami! Phi!
A co, to ja dorzucam nasze;) Żeby zapchało łącza.
Już Wam kiedyś pisałam (kto z nami długo, ten wie), że od 1 grudnia do Świąt w adwentowym kalendarzu gromadzimy wszelkiego rodzaju aktywności "okołoświąteczne". Osobny czekoladowy kalendarz też mamy;))
Oto kilka z propozycji, które robiliśmy w tym roku (kolejność przypadkowa):
* Łańcuchy na choinkę,
*kolorowe szyszki (choinko-bombki),
*skarpetkowy Olaf (ten jest akurat Mamelkowy),
* szopka 3D ze Świętą Rodziną (stodoła jak ją na drugi dzień synuś nazwał, bo zabrakło odpowiedniego słowa;)
*aniołki z rolek po WIADOMYM papierze i spódniczkach z przekładek w ciastkach (które Mama była uprzejma sama zeżreć;))
*sanie świętego Mikołaja ze skrzyneczki, w której przywieźliśmy suszone owoce z ostatnich wakacji;)
* zimowe mini czapeczki dla lalek,
*lampioniki z małych słoiczków i filcowych nalepek
Całość "karteczek z zadaniami" trzymamy w wiszącej choince, którą kiedyś już pokazywałam (dla przypomnienia pokażę innym razem;) Codziennie wkładam zadania, bo nigdy nie wiem jaki będzie dzień i na co starczy nam siły i czasu. Wszystko zrobiliśmy z tego co było w domu. Niczego - oprócz filcowych nalepek - specjalnie nie kupowałam. Nowiusieńką szopkę 3D wysłała nam moja Mamcia jeszcze w zeszłym roku, ale nie zdążyliśmy jej wówczas wykorzystać. A teraz jak znalazł!
***
Dziś mój synuś miał w szkole ostatnie świąteczne przedstawienie. Za rok już będzie to tylko koncert.
Otrzymał rolę jednego z Mędrców (Króla). Przejęty mocno wczoraj rozrysował mi na kartkach całą inscenizację łącznie z aktorami!
***
Pierniczków w tym roku nie piekliśmy, bo... pierwszy raz od 10 lat spędzimy Święta w PL:)) Moja Mamcia już upiekła i razem będziemy je dekorować!
Spytacie dlaczego nigdy nie byliśmy w tym czasie w PL skoro tyle razy w roku tam latamy? Sprawa jest nad wyraz prozaiczna, przyziemna i smutna... nasze firmy OFICJALNIE nie zezwalają w tym okresie na urlop... Mój MąŻ pierwszy dostał zielone światło na wyjazd a ja zaczęłam moje starania dokładnie 4 stycznia 2019 roku!!! Poruszyłam niebo i ziemię. Pisałam listy do kadr, rozmawiałam z samym szefem szefów (który jest niedostępny dla szaraczków). Ile mnie to nerwów kosztowało i ile się naczekałam na odpowiedź (którą dostałam stosunkowo niedawno). A do tego ile się żalu i zawiści ze strony niektórych współpracowników na mnie wylało, to już tylko ja wiem... No, ale się udało i Święta spędzimy w Bydgoszczy:)))
To tyle na dziś. Uściski do walizki;) I miłego:)
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Zimowe antydepresanty:)
Witajcie:)
Lubię każdą porę roku pod warunkiem, że jest ładna pogoda;) A jak nie ma to trzeba sobie jakoś radzić.
Kupuję i zapalam piękne świeczki.
Tę wybierałam... pół godziny:))) Wszystko jest ważne - zapach i opakowanie. Skusił mnie niebanalny aromat, niezwykły kolor szkła... i drewniane wieczko z przesłaniem!
Kuszą ulubione perfumy:) Pierwszy raz dostałam je chyba trzy lata temu po choinkę. I był to zdecydowanie trafiony prezent;)
Dobra książka jest alternatywą dla najbardziej badziewiastej pogody;))
Słodycze, to wiadomo - kto mnie zna ten wie:) Robią robotę!
Ps. ale tu bywam wybredna;)))
Herbata.
Chwała temu, kto pierwszy raz na świecie zalał napar z liści:))) Lubię. Lubię bardzo. Szczególnie ziołowe, miętowe, zielone z czymś tam, udziwnione. Różne:) Tylko samej zielonej nie cierpię. Bleee. Wymoczona woda z ryby;)))
I uwielbiam puszki z łakociami:) Kupuję sobie i znajomym. Szkoda tylko, że nie zawsze zawartość jest godna opakowania;))) Ale co tam - cieszą oko!
To chyba jakaś pozostałość z dzieciństwa, gdzie asortyment sklepowy nie rozpieszczał. I gdyby nie paczki od rodziny z RFN, to bym w życiu kolorowych słodkości nie widziała;))) Rajusiu, jakie to były czasy! Pierwsze LEGO z Pewexu i Barbie! A teraz - wszystko się wylewa i przelewa z każdej strony...
Tak czy siak, jak widać sentyment do puszek pozostał:)
To tyle na dziś:) Miłego dnia!
ps. a jakie są Wasze sposoby na zimowe paskudnie pogodowo dni?
Lubię każdą porę roku pod warunkiem, że jest ładna pogoda;) A jak nie ma to trzeba sobie jakoś radzić.
Kupuję i zapalam piękne świeczki.
Tę wybierałam... pół godziny:))) Wszystko jest ważne - zapach i opakowanie. Skusił mnie niebanalny aromat, niezwykły kolor szkła... i drewniane wieczko z przesłaniem!
Kuszą ulubione perfumy:) Pierwszy raz dostałam je chyba trzy lata temu po choinkę. I był to zdecydowanie trafiony prezent;)
Dobra książka jest alternatywą dla najbardziej badziewiastej pogody;))
Słodycze, to wiadomo - kto mnie zna ten wie:) Robią robotę!
Ps. ale tu bywam wybredna;)))
Herbata.
Chwała temu, kto pierwszy raz na świecie zalał napar z liści:))) Lubię. Lubię bardzo. Szczególnie ziołowe, miętowe, zielone z czymś tam, udziwnione. Różne:) Tylko samej zielonej nie cierpię. Bleee. Wymoczona woda z ryby;)))
I uwielbiam puszki z łakociami:) Kupuję sobie i znajomym. Szkoda tylko, że nie zawsze zawartość jest godna opakowania;))) Ale co tam - cieszą oko!
To chyba jakaś pozostałość z dzieciństwa, gdzie asortyment sklepowy nie rozpieszczał. I gdyby nie paczki od rodziny z RFN, to bym w życiu kolorowych słodkości nie widziała;))) Rajusiu, jakie to były czasy! Pierwsze LEGO z Pewexu i Barbie! A teraz - wszystko się wylewa i przelewa z każdej strony...
Tak czy siak, jak widać sentyment do puszek pozostał:)
To tyle na dziś:) Miłego dnia!
ps. a jakie są Wasze sposoby na zimowe paskudnie pogodowo dni?
niedziela, 1 grudnia 2019
Powiało świętami:)
Witajcie:)
Domki dotarły do nowej właścicielki, więc mogę już pokazać:)
Tak mi się spodobała zabawa w domkowe dekoracje na plastrze drewna, że znów się za to zabrałam:)
Boże Narodzenie tuż za rogiem, dlatego moje domki już mocno zimowe i świąteczne.
Paweł i Marcin znali się od zawsze. Nawet do bidula trafili tego samego dnia i tego samego dnia go opuścili...
Później ich drogi się rozeszły. Inne domy, szkoły, inne życie.
***
Paweł początkowo nie chciał zgodzić się na propozycję żony, by po śmierci teścia sprzedać jego dom. Kochał go mocną męską miłością. Chwilami szorstką i nieporadną. Ale to właśnie on zastępował mu jego własnych rodziców, których nigdy nie poznał. Nie mógł sobie wyobrazić by po tym domu chodził ktoś obcy... Po domu, który tatuńcio - jak czule nazywał teścia - właściwie wybudował sam. Widać w nim było też rękę i serce teściowej, która zmarła zbyt szybko by mógł jej przekazać radosną nowinę, że znów zostanie babcią...
***
Siedział przed kominkiem wtulony w żonę i rozmyślał.
- Mężu, nad czym tak dumasz?
- Nad tym, że jednak trzeba będzie to zrobić...
- O czym mówisz Pawełku?
- Trzeba sprzedać ten dom... Martwię się tylko o ludzi, którzy tu mają zamieszkać. Będziemy BARDZO bliskimi sąsiadami... A jak się nie dogadamy?
- No co Ty! - powiedziała głośno Anka. - Tato nad tym czuwa. Zawsze miał nosa do dobrych ludzi. Zaufaj mi, będzie dobrze - dodała z pewnością w głosie.
***
Nie mogła zasnąć. Sama mocno denerwowała się jutrzejszym dniem. Przy Pawle udawała, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę martwiła się.
A jeśli faktycznie Ci ludzie okażą się okropni? Albo będą strasznie głośni a oni tak cenili spokój jaki tu mieli...
Nie mogła dać po sobie poznać, że też się boi. Potrzebowali tych pieniędzy bardzo i to było jedyne rozwiązanie. Szczególnie teraz gdy jest w ciąży a Paweł miał wypadek i pewnie szef zwolni go z pracy...
***
Obudził się w dobrym nastroju. Śnił mu się tatuńcio, który siedział w tej swojej ulubionej koszuli w kratę i czytał książkę. Oderwał się od niej tylko na chwilę i powiedział z uśmiechem:
- Synku, wszystko będzie dobrze!
***
Spotkanie zaplanowane było na 9.30. Miał jeszcze dwie godziny. Anka wyszła z psem.
Zaparzył kawę i zabrał się do gotowania owsianki. Zadzwonił telefon.
- Halo, czy to pan Paweł Brzeziński? - spytał nieznajomy kobiecy głos w słuchawce. - Czy moglibyśmy przyjechać obejrzeć dom już teraz? Jesteśmy w pobliżu - dodała szybko.
- Dobrze - zaczął nerwowo Paweł. - W sumie chcieliśmy pokazać ten dom wspólnie a żona wyszła z psem na spacer...
- Może zdąży do tego czasu wrócić - rzuciła kobieta. - To zaraz będziemy.
Nie minęło 10 minut a na podjeździe pojawił się zielony samochód. Paweł wziął kule i pokuśtykał do furtki.
Z auta energicznie wyszła młoda uśmiechnięta kobieta z wyraźnie zarysowanym ciążowym brzuszkiem. Za nią szybko wyskoczył - na oko - pięcioletni chłopiec.
- Dzień dobry - zamachała radośnie w stronę Pawła. - To ja dzwoniłam, mam na imię Agnieszka, to Dawid - wskazała na chłopca.
Z pojazdu niezdarnie wychodził o kulach mężczyzna.
- A to mój mąż Marcin - jak widać znajdą się wspólne tematy - pokazała dłonią jego złamaną nogę.
Paweł nie wierzył własnym oczom. Marcin! Ten Marcin, z którym przez sześć długich lat byli w bidulu nierozłączni. Poznali się od razu. Padli sobie w ramiona bez słów.
Tatuńcio miał rację! Będzie dobrze!
***
Dziś dość długo, ale musiałam przecież Wam opisać historię mieszkańców tych dwóch domków:)
Dobrej niedzieli! Paaa:)
Domki dotarły do nowej właścicielki, więc mogę już pokazać:)
Tak mi się spodobała zabawa w domkowe dekoracje na plastrze drewna, że znów się za to zabrałam:)
Boże Narodzenie tuż za rogiem, dlatego moje domki już mocno zimowe i świąteczne.
Paweł i Marcin znali się od zawsze. Nawet do bidula trafili tego samego dnia i tego samego dnia go opuścili...
Później ich drogi się rozeszły. Inne domy, szkoły, inne życie.
***
Paweł początkowo nie chciał zgodzić się na propozycję żony, by po śmierci teścia sprzedać jego dom. Kochał go mocną męską miłością. Chwilami szorstką i nieporadną. Ale to właśnie on zastępował mu jego własnych rodziców, których nigdy nie poznał. Nie mógł sobie wyobrazić by po tym domu chodził ktoś obcy... Po domu, który tatuńcio - jak czule nazywał teścia - właściwie wybudował sam. Widać w nim było też rękę i serce teściowej, która zmarła zbyt szybko by mógł jej przekazać radosną nowinę, że znów zostanie babcią...
***
Siedział przed kominkiem wtulony w żonę i rozmyślał.
- Mężu, nad czym tak dumasz?
- Nad tym, że jednak trzeba będzie to zrobić...
- O czym mówisz Pawełku?
- Trzeba sprzedać ten dom... Martwię się tylko o ludzi, którzy tu mają zamieszkać. Będziemy BARDZO bliskimi sąsiadami... A jak się nie dogadamy?
- No co Ty! - powiedziała głośno Anka. - Tato nad tym czuwa. Zawsze miał nosa do dobrych ludzi. Zaufaj mi, będzie dobrze - dodała z pewnością w głosie.
***
Nie mogła zasnąć. Sama mocno denerwowała się jutrzejszym dniem. Przy Pawle udawała, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę martwiła się.
A jeśli faktycznie Ci ludzie okażą się okropni? Albo będą strasznie głośni a oni tak cenili spokój jaki tu mieli...
Nie mogła dać po sobie poznać, że też się boi. Potrzebowali tych pieniędzy bardzo i to było jedyne rozwiązanie. Szczególnie teraz gdy jest w ciąży a Paweł miał wypadek i pewnie szef zwolni go z pracy...
***
Obudził się w dobrym nastroju. Śnił mu się tatuńcio, który siedział w tej swojej ulubionej koszuli w kratę i czytał książkę. Oderwał się od niej tylko na chwilę i powiedział z uśmiechem:
- Synku, wszystko będzie dobrze!
***
Spotkanie zaplanowane było na 9.30. Miał jeszcze dwie godziny. Anka wyszła z psem.
Zaparzył kawę i zabrał się do gotowania owsianki. Zadzwonił telefon.
- Halo, czy to pan Paweł Brzeziński? - spytał nieznajomy kobiecy głos w słuchawce. - Czy moglibyśmy przyjechać obejrzeć dom już teraz? Jesteśmy w pobliżu - dodała szybko.
- Dobrze - zaczął nerwowo Paweł. - W sumie chcieliśmy pokazać ten dom wspólnie a żona wyszła z psem na spacer...
- Może zdąży do tego czasu wrócić - rzuciła kobieta. - To zaraz będziemy.
Nie minęło 10 minut a na podjeździe pojawił się zielony samochód. Paweł wziął kule i pokuśtykał do furtki.
Z auta energicznie wyszła młoda uśmiechnięta kobieta z wyraźnie zarysowanym ciążowym brzuszkiem. Za nią szybko wyskoczył - na oko - pięcioletni chłopiec.
- Dzień dobry - zamachała radośnie w stronę Pawła. - To ja dzwoniłam, mam na imię Agnieszka, to Dawid - wskazała na chłopca.
Z pojazdu niezdarnie wychodził o kulach mężczyzna.
- A to mój mąż Marcin - jak widać znajdą się wspólne tematy - pokazała dłonią jego złamaną nogę.
Paweł nie wierzył własnym oczom. Marcin! Ten Marcin, z którym przez sześć długich lat byli w bidulu nierozłączni. Poznali się od razu. Padli sobie w ramiona bez słów.
Tatuńcio miał rację! Będzie dobrze!
***
Dziś dość długo, ale musiałam przecież Wam opisać historię mieszkańców tych dwóch domków:)
Dobrej niedzieli! Paaa:)
niedziela, 24 listopada 2019
W rustykalnym klimacie:)
Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z jednym urodzinowym domkiem. I z jego jednym zdjęciem, bo okazało się, że nie włożyłam karty do aparatu i cała sesja... "poszła się bujać" ;) Ogólnie od dłuższego czasu fotki robię tylko telefonem, bo jest wygodniej i szybciej. A tu akurat chciałam zaszaleć z aparatem... no i zaszalałam:)))
Tak, że ten. Delektujcie się jedną fotką:)))
Z wytycznych - miał to być domek na ścianę i miał mieć to mega serce. To wszystko jest;)
Domek chciałam utrzymać w takim rustykalnym klimacie, bo uważam że pasuje do reszty wystroju. Nie wiem czy widać, ale drewienko oczywiście miejscami potraktowałam złotą farbą. Podoba mi się bardzo jak mieni się w świetle.
Dodałam materiałowy napis, bo domek zawiśnie w przedpokoju (będzie witał gości:)
Został ciepło przyjęty przez obdarowaną, więc się cieszę:)
***
Dziś tak mega króciutko. Uściski i dobrej niedzieli. Paaa!
Dziś przychodzę do Was z jednym urodzinowym domkiem. I z jego jednym zdjęciem, bo okazało się, że nie włożyłam karty do aparatu i cała sesja... "poszła się bujać" ;) Ogólnie od dłuższego czasu fotki robię tylko telefonem, bo jest wygodniej i szybciej. A tu akurat chciałam zaszaleć z aparatem... no i zaszalałam:)))
Tak, że ten. Delektujcie się jedną fotką:)))
Z wytycznych - miał to być domek na ścianę i miał mieć to mega serce. To wszystko jest;)
Domek chciałam utrzymać w takim rustykalnym klimacie, bo uważam że pasuje do reszty wystroju. Nie wiem czy widać, ale drewienko oczywiście miejscami potraktowałam złotą farbą. Podoba mi się bardzo jak mieni się w świetle.
Dodałam materiałowy napis, bo domek zawiśnie w przedpokoju (będzie witał gości:)
Został ciepło przyjęty przez obdarowaną, więc się cieszę:)
***
Dziś tak mega króciutko. Uściski i dobrej niedzieli. Paaa!
niedziela, 17 listopada 2019
Zwykle niezwykle:)
Witajcie:)
Mam takie szczęście, że w codziennych zwykłych rzeczach potrafię znaleźć te niezwykłe:)
Na plaży - pęknięta muszelka a jakże niezwykła. Znalazłam ją w UK:) Samo plażowanie nad morzem jako tako mnie nie wciąga, ale już spacerowanie jego brzegiem w poszukiwaniu "skarbów" natury zdecydowanie TAK.
Codziennie jadąc do pracy mijam drzewo, które uśmiecha się do mnie sercem:) Ja je tam widzę a Wy?
Naprzeciwko lokalu, w którym mieliśmy wesele ktoś na znaku przykleił serduszko:) Widocznie jeździ tędy autobus pełen miłości;)))
Staram się by rację bytu miała ta sentencja:
Ale bywa i tak, że świat wywraca się do góry nogami i brakuje sił na uśmiech...
Włos się jeży na głowie od niektórych sytuacji.
A moja twarz do złudzenia przypomina tę;)))
Ot, życie!
Ps. Kochani ruszyła ROBÓTKA, z którą jestem całym sercem:)
By poczuć ciepło w sercu nie trzeba wiele... Można wysłać kartkę, do kogoś kto na TĘ
kartkę mocno czeka. Cała akcja opisana TU.
Do tego nie trzeba mieć ani morza czasu ani góry pieniędzy!!!
Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej niedzielki:) Buziaki!
Mam takie szczęście, że w codziennych zwykłych rzeczach potrafię znaleźć te niezwykłe:)
Na plaży - pęknięta muszelka a jakże niezwykła. Znalazłam ją w UK:) Samo plażowanie nad morzem jako tako mnie nie wciąga, ale już spacerowanie jego brzegiem w poszukiwaniu "skarbów" natury zdecydowanie TAK.
Codziennie jadąc do pracy mijam drzewo, które uśmiecha się do mnie sercem:) Ja je tam widzę a Wy?
Naprzeciwko lokalu, w którym mieliśmy wesele ktoś na znaku przykleił serduszko:) Widocznie jeździ tędy autobus pełen miłości;)))
Staram się by rację bytu miała ta sentencja:
Ale bywa i tak, że świat wywraca się do góry nogami i brakuje sił na uśmiech...
Włos się jeży na głowie od niektórych sytuacji.
A moja twarz do złudzenia przypomina tę;)))
Ot, życie!
Ps. Kochani ruszyła ROBÓTKA, z którą jestem całym sercem:)
By poczuć ciepło w sercu nie trzeba wiele... Można wysłać kartkę, do kogoś kto na TĘ
kartkę mocno czeka. Cała akcja opisana TU.
Do tego nie trzeba mieć ani morza czasu ani góry pieniędzy!!!
Pozdrawiam cieplutko i życzę dobrej niedzielki:) Buziaki!
czwartek, 7 listopada 2019
Turcja czyli jedną nogą w Azji:)
Witajcie:)
Jesteśmy na świeżo po wakacjach. Tym razem padło na Turcję:) Nie ukrywam, że bałam się tam lecieć ze względu na sytuację polityczną... Wycieczka kupiona już dawno temu a ja byłam skłonna wszystko odwołać, jednak po sprawdzeniu okolicy upewniliśmy się, że będzie tam spokojnie - i było! Szczerze, to czułam się tam bezpieczniej niż w Londynie...
Turcja nas zauroczyła! Sympatyczni ludzie, piękne widoki i dużo, dużo słońca.
Od razu ostrzegam - będzie dużo zdjęć:)
Trafiliśmy na świetne miejsce EFTALIA OCEAN HOTEL. Ponad 800 pokoi, kilka restauracji w tym jedna otwarta 24 h:) Wszystko urządzone ze smakiem i zadbane. Na dole małe centrum handlowe i SPA.
A to panie, które codziennie przyrządzały dla chętnych gözleme. Pychota!!!
Jednego dnia wybraliśmy się taxówką do pobliskiego miasta Alanya (właściwie nasz hotel też miał to miasto w adresie). Szklaną windą/wagonikiem wjechaliśmy na górę, na której rozpościerał się zamek wraz z murami obronnymi.
Odwiedziliśmy miejscowy meczet. Trzeba było pamiętać o zdjęciu butów a kobiety o odpowiednim stroju (zakryte włosy, ramiona i nogi).
I byliśmy na pięknej Plaży Kleopatry, na którą przylatywały... gołębie:)
Daliśmy się namówić naszym znajomym na rewelacyjną łaźnię turecką:) Super oferta dla całej rodziny! W pakiecie sauna sucha i parowa, jacuzzi, kąpiel w pianie (a właściwie szorowanie szorstkimi rękawicami a następnie nakładanie piany), później odpoczynek na leżankach i maseczki na twarz oraz masaż relaksacyjny (dla dzieci w tym czasie dr fish - czyli moczenie nóg w akwarium ze specjalnymi rybkami:)
Byliśmy na tureckich bazarach, gdzie we wszystkich językach zachęcano do kupna ("taniej niż w Biedronce" - takie zdanie często padało z ust tubylców!)
Roiło się od podróbek wszelkiego typu. Gucci, Louis Vuitton, Armani, Tommy Hilfiger, Adidas, Nike - wszystko za śmieszne pieniądze. Teraz już wiem, gdzie niektórzy się zaopatrują;)))
Jestem z tych co wolą mieć jeden oryginał niż sześć podróbek. A jak mnie nie stać, to nie kupuję i tyle. Mnie za to skusiły inne rzeczy:)) Tureckie ręczniki (coś w klimacie ścierek kuchennych;) mega chłonne, orzeszki w miodzie, słodkości z fig oraz... ciepłe skarpety hand made:)))
Podróż była bardzo długa. Godzina na lotnisko, cztery i pół godziny lot oraz godzinę czterdzieści droga do hotelu. A na miejscu okazało się, że tam jest trzygodzinna różnica czasowa! Jet lag jak nic;)
No dobra, to tyle na dziś:) Mogłabym jeszcze długo, bo to były super wakacje. Ale dam Wam już spokój;)))
Miłego dnia:) Pa!
Jesteśmy na świeżo po wakacjach. Tym razem padło na Turcję:) Nie ukrywam, że bałam się tam lecieć ze względu na sytuację polityczną... Wycieczka kupiona już dawno temu a ja byłam skłonna wszystko odwołać, jednak po sprawdzeniu okolicy upewniliśmy się, że będzie tam spokojnie - i było! Szczerze, to czułam się tam bezpieczniej niż w Londynie...
Turcja nas zauroczyła! Sympatyczni ludzie, piękne widoki i dużo, dużo słońca.
Od razu ostrzegam - będzie dużo zdjęć:)
Trafiliśmy na świetne miejsce EFTALIA OCEAN HOTEL. Ponad 800 pokoi, kilka restauracji w tym jedna otwarta 24 h:) Wszystko urządzone ze smakiem i zadbane. Na dole małe centrum handlowe i SPA.
Mnóstwo basenów i zjeżdżalni. Cały resort tworzyły bodajże trzy hotele oraz osobna "wyspa" z kolejnymi atrakcjami i kolejnymi restauracjami oraz plażą z dostępem do morza. W ofercie all inclusive codziennie oprócz standardowych posiłków można się było załapać m.in. na darmowe lody, gofry, kurczaka w panierce, kebaba, pizzę oraz gözleme (tradycyjne tureckie naleśniki).
Na spragnionych romantycznych klimatów czekały cudne altaneczki, które można było odpłatnie rezerwować.
Załapaliśmy się na ich święto narodowe (29 listopada). Obchodzone jest w dniu proklamowania
Republiki Turcji utworzonej w 1923 roku po upadku imperium osmańskiego.
Główną restaurację przystrojono we flagi tureckie a wieczorem odbył się specjalny pokaz sztucznych ogni i fajerwerków.
Nawet jedzenie przystrojono:)
A to panie, które codziennie przyrządzały dla chętnych gözleme. Pychota!!!
Odwiedziliśmy miejscowy meczet. Trzeba było pamiętać o zdjęciu butów a kobiety o odpowiednim stroju (zakryte włosy, ramiona i nogi).
I byliśmy na pięknej Plaży Kleopatry, na którą przylatywały... gołębie:)
Daliśmy się namówić naszym znajomym na rewelacyjną łaźnię turecką:) Super oferta dla całej rodziny! W pakiecie sauna sucha i parowa, jacuzzi, kąpiel w pianie (a właściwie szorowanie szorstkimi rękawicami a następnie nakładanie piany), później odpoczynek na leżankach i maseczki na twarz oraz masaż relaksacyjny (dla dzieci w tym czasie dr fish - czyli moczenie nóg w akwarium ze specjalnymi rybkami:)
Byliśmy na tureckich bazarach, gdzie we wszystkich językach zachęcano do kupna ("taniej niż w Biedronce" - takie zdanie często padało z ust tubylców!)
Roiło się od podróbek wszelkiego typu. Gucci, Louis Vuitton, Armani, Tommy Hilfiger, Adidas, Nike - wszystko za śmieszne pieniądze. Teraz już wiem, gdzie niektórzy się zaopatrują;)))
Jestem z tych co wolą mieć jeden oryginał niż sześć podróbek. A jak mnie nie stać, to nie kupuję i tyle. Mnie za to skusiły inne rzeczy:)) Tureckie ręczniki (coś w klimacie ścierek kuchennych;) mega chłonne, orzeszki w miodzie, słodkości z fig oraz... ciepłe skarpety hand made:)))
Podróż była bardzo długa. Godzina na lotnisko, cztery i pół godziny lot oraz godzinę czterdzieści droga do hotelu. A na miejscu okazało się, że tam jest trzygodzinna różnica czasowa! Jet lag jak nic;)
No dobra, to tyle na dziś:) Mogłabym jeszcze długo, bo to były super wakacje. Ale dam Wam już spokój;)))
Miłego dnia:) Pa!
piątek, 25 października 2019
Domek w jesiennym klimacie z letnią nutą:)
Witajcie:)
Dziś przychodzę do Was z moją najnowszą pracą - domkiem w jesiennym klimacie z letnią nutą:)))
Zakasałam rękawy i mimo beznadziejnej pogody dorwałam się do szlifierki. Dziś tylko wygładzałam samą podstawę, bo maleńki domek powstał już dawno. Czekał tylko na odpowiednie kolory i swój czas. Miał być częścią innego projektu, więc stał sobie przygotowany by go użyć - a ja szczęśliwa, bo chwilowo (mam nadzieję) jestem uziemiona z dostępem do mojego drewna. Nie mam jak się dostać do mojej szopki... ale to już zupełnie inna opowieść.
Tosia postanowiła odwiedzić w piątek Dziadziusia. Bardzo się już za nim stęskniła a i on lubił jej towarzystwo. Szczególnie gdy został sam... Ukochanej Żony nie ma już od trzech lat. Postanowił jednak nie przenosić się ze swojej chatki do miasta, mimo że dzieci mocno go namawiały.
Gdzie on by miał tak dobrze. Cisza, spokój on sam i natura. Oswojone zwierzaki przychodziły z pobliskiego lasu codziennie.
Zdążył im nawet nadać imiona i o dziwo - one na nie reagowały! Odwiedza go zatem Zając Rysiu, Wiewiórka Zosia, Myszka Maruszka i Jelonek Gapcio. Ostatnio nawet przytuptał ktoś nowy - Jeżyk Nikodem!
Tosia wpadła jak burza.
- Dziadziusiu kochany!!! Ja Ci muszę opowiedzieć o moich wakacjach! Zobacz! - wcisnęła staruszkowi w ręce swój telefon a sama zaczęła rozpakowywać torbę.
- Patrz tu Dziadku - to ja z Antkiem nad jeziorem. - Prawda, że to fajne miejsce?
- Tak, słoneczko - odpowiedział pan Józef. - Też lubiłem tam jeździć z Twoją Babcią. Jak ona pływała! Była najlepsza w całej szkole. Wszyscy mi Anuli zazdrościli.
- To może ja tak dobrze pływam za nią. Genów nie oszukasz, Dziadziusiu.
- Zobacz co Ci przywiozłam - zawołała triumfalnie pokazując mały słoiczek. - Wyobraź sobie, że nadal koło jeziora jest ten sklepik pani Stasi i to tam kupiłam ten dżem. Truskawkowy, tak jak lubisz!
- Jesteś najlepsza - staruszkowi zaszkliły się oczy.
- Mam jeszcze sok malinowy... tylko chyba mi się trochę wylał w torbie. - Rozwieszę to na lince, dobrze?
- Oczywiście, czuj się jak u siebie w domu.
- I przywiozłam Ci placek ze śliwkami od Mamci oraz nowy numer "Wędkarza" od Antka. On Cię uwielbia. Mówił mi, że też by chciał mieć takiego Super Dziadka jak Ty!
- To dlaczego z nim nie przyjechałaś, Tosieńko?
- A nie miałbyś nic przeciwko temu?
- Żartujesz? Przecież zawsze jesteście tu mile widziani.
- Kocham Cię Dziadku, Ty wiesz.
- Ja Ciebie bardziej - dodał ocierając ukradkiem łzę. - Zobacz tylko kto znów mnie odwiedził.
- Nikogo nie widzę...
- Ciiii, bo przepłoszysz Pana Rysia.
- Kogo?!? - spytała zdziwiona nie kojarząc nikogo takiego w okolicy.
- Patrz tam...
***
Jesienną chatkę z letnią nutą zgłaszam na wyzwanie do SZUFLADY TU.
Dla mnie wspomnieniem lata niech będzie pranie Tosi zmoczone syropem malinowym;) Jej przeciwsłoneczne okulary i klapek wprost znad piaszczystej plaży pobliskiego jeziora.
Jeśli wspomnienie - to coś co już za nami. Przyszła jesień, ale dzięki Tosi lato zawitało ponownie:)))
Tym razem inspirację znalazłam dosłownie wczoraj TU a ona być może u mojej guru Kirsty Elson ;)
***
Moje domkowe klimaty niezmienione:) Kto zna moje prace to mnie tu odnajdzie. Musiały być klamerki i drucik. Korony drzew to szydełkowe dzieło mojej Mamci. Leśne zwierzątka - wycięte z dziecięcej sukienusi:))) Nie mogłam się jej oprzeć! Materiał przykleiłam na tekturkę a całość przytwierdziłam klejem na gorąco. Domek przykleiłam klejem do drewna - zobaczymy jak się sprawdzi.
Zaginęły mi moje zardzewiałe mega gwoździska... Ostał się jeden, to go użyłam.
To tyle na dziś:)))
Miłego dnia! Paaa:)
Dziś przychodzę do Was z moją najnowszą pracą - domkiem w jesiennym klimacie z letnią nutą:)))
Zakasałam rękawy i mimo beznadziejnej pogody dorwałam się do szlifierki. Dziś tylko wygładzałam samą podstawę, bo maleńki domek powstał już dawno. Czekał tylko na odpowiednie kolory i swój czas. Miał być częścią innego projektu, więc stał sobie przygotowany by go użyć - a ja szczęśliwa, bo chwilowo (mam nadzieję) jestem uziemiona z dostępem do mojego drewna. Nie mam jak się dostać do mojej szopki... ale to już zupełnie inna opowieść.
Tosia postanowiła odwiedzić w piątek Dziadziusia. Bardzo się już za nim stęskniła a i on lubił jej towarzystwo. Szczególnie gdy został sam... Ukochanej Żony nie ma już od trzech lat. Postanowił jednak nie przenosić się ze swojej chatki do miasta, mimo że dzieci mocno go namawiały.
Gdzie on by miał tak dobrze. Cisza, spokój on sam i natura. Oswojone zwierzaki przychodziły z pobliskiego lasu codziennie.
Zdążył im nawet nadać imiona i o dziwo - one na nie reagowały! Odwiedza go zatem Zając Rysiu, Wiewiórka Zosia, Myszka Maruszka i Jelonek Gapcio. Ostatnio nawet przytuptał ktoś nowy - Jeżyk Nikodem!
Tosia wpadła jak burza.
- Dziadziusiu kochany!!! Ja Ci muszę opowiedzieć o moich wakacjach! Zobacz! - wcisnęła staruszkowi w ręce swój telefon a sama zaczęła rozpakowywać torbę.
- Patrz tu Dziadku - to ja z Antkiem nad jeziorem. - Prawda, że to fajne miejsce?
- Tak, słoneczko - odpowiedział pan Józef. - Też lubiłem tam jeździć z Twoją Babcią. Jak ona pływała! Była najlepsza w całej szkole. Wszyscy mi Anuli zazdrościli.
- To może ja tak dobrze pływam za nią. Genów nie oszukasz, Dziadziusiu.
- Zobacz co Ci przywiozłam - zawołała triumfalnie pokazując mały słoiczek. - Wyobraź sobie, że nadal koło jeziora jest ten sklepik pani Stasi i to tam kupiłam ten dżem. Truskawkowy, tak jak lubisz!
- Jesteś najlepsza - staruszkowi zaszkliły się oczy.
- Mam jeszcze sok malinowy... tylko chyba mi się trochę wylał w torbie. - Rozwieszę to na lince, dobrze?
- Oczywiście, czuj się jak u siebie w domu.
- I przywiozłam Ci placek ze śliwkami od Mamci oraz nowy numer "Wędkarza" od Antka. On Cię uwielbia. Mówił mi, że też by chciał mieć takiego Super Dziadka jak Ty!
- To dlaczego z nim nie przyjechałaś, Tosieńko?
- A nie miałbyś nic przeciwko temu?
- Żartujesz? Przecież zawsze jesteście tu mile widziani.
- Kocham Cię Dziadku, Ty wiesz.
- Ja Ciebie bardziej - dodał ocierając ukradkiem łzę. - Zobacz tylko kto znów mnie odwiedził.
- Nikogo nie widzę...
- Ciiii, bo przepłoszysz Pana Rysia.
- Kogo?!? - spytała zdziwiona nie kojarząc nikogo takiego w okolicy.
- Patrz tam...
***
Jesienną chatkę z letnią nutą zgłaszam na wyzwanie do SZUFLADY TU.
Dla mnie wspomnieniem lata niech będzie pranie Tosi zmoczone syropem malinowym;) Jej przeciwsłoneczne okulary i klapek wprost znad piaszczystej plaży pobliskiego jeziora.
Jeśli wspomnienie - to coś co już za nami. Przyszła jesień, ale dzięki Tosi lato zawitało ponownie:)))
Tym razem inspirację znalazłam dosłownie wczoraj TU a ona być może u mojej guru Kirsty Elson ;)
***
Moje domkowe klimaty niezmienione:) Kto zna moje prace to mnie tu odnajdzie. Musiały być klamerki i drucik. Korony drzew to szydełkowe dzieło mojej Mamci. Leśne zwierzątka - wycięte z dziecięcej sukienusi:))) Nie mogłam się jej oprzeć! Materiał przykleiłam na tekturkę a całość przytwierdziłam klejem na gorąco. Domek przykleiłam klejem do drewna - zobaczymy jak się sprawdzi.
Zaginęły mi moje zardzewiałe mega gwoździska... Ostał się jeden, to go użyłam.
To tyle na dziś:)))
Miłego dnia! Paaa:)