Witajcie:)
Dziś bardzo, bardzo długi post...
Przeglądając stronę kobieceinspiracjle.pl trafiłam na fotkę mega lampy na trójnogu TU wraz z instruktażem Dalwi czyli Agnieszki - niesamowitej kobiety z głową pełną pomysłów. Zajrzyjcie do niej. Szczególnie polecam wszystkim tym, którzy lubią i szyją ubrania oraz robią dekoracje!
Tak się złożyło, że MąŻ akurat stwierdził, że może czas najwyższy by zmienić lampę w salonie. Podesłałam mu fotkę tej lampy, dostałam zielone światło i machina ruszyła...
I tak oto mam "tymi ręcyma" udzierganą lampę!!! Oto ona!
I zacznę może tak jak na rozdaniu OSKARÓW. Chciałabym serdecznie podziękować - Paulinie (za ogarnięcie transportu), Eli (za udostępnienie Szymona), Szymonowi (za wszystkie porady telefoniczne, wywiercenie otworów w podstawie lampy oraz TEN kabel) oraz Tomkowi (za informację o kijach) bez których ta lampa by nie powstała;)
AKT I czyli jak zdobyć kije
W PL wszystko ładnie pięknie na wyciągnięcie ręki do kupienia w pierwszym lepszym markecie budowlanym. W UK sprawa zaczyna się komplikować już przy pierwszych zakupach.
Wtorek, jakiś czas temu. Szukam kijów do grabi (mają stożkowate zakończenie). Przeglądam internetowe oferty sklepów budowlanych w moim W. Trzonków do grabi nie stwierdzono. Niestrudzona szukam dalej, tym razem kijów do miotły (w końcu podobne, co nie?). Znalazłam, pakowane po pięć. Wiem, że Paulina wraca w środę sama z pracy drogą akurat koło sklepu, gdzie znalazłam kije. Piszę do niej czy dałaby radę podjechać tam ze mną. Pisze, że akurat musi odebrać syna ze szkoły. Myślę sobie, trudno. Jakoś je załaduję na rower. Nie mija dziesięć minut - informuje mnie, że zadzwoniła do siostry i ta podjedzie do szkoły a ona może jechać ze mną. Ucieszona piszę, że sprawdzę pro forma dostępność kijów w magazynie. I zonk!!! Tak jak różne rzeczy kupuję tam od ręki tak akurat na to muszę czekać jeden dzień... Dzwonię do Pauliny i odwołuję akcję... Postanawiam jednak zamówić je i odebrać na drugi dzień. Transakcja płatna kartą lub PayPalem. Wybieram pierwszą opcję i płacę kartą, którą używam TYLKO i wyłącznie do zakupów przez internet. Po dokonaniu płatności dostaję informację, że po odbiór towaru mam zgłosić się z tą kartą i PINem. Oczywiście nie pamiętam go od jakiś przynajmniej kilku lat, bo tak jak wspomniałam kartą tą płacę tylko online... Zaczynam szukać w dokumentach magicznych czterech cyfr. Po niemalże godzinie, gdzie przejrzałam tonę papierów stwierdzam, że DUPA blada. NI MA:(( Instaluję na szybko aplikację mojego banku w telefonie i tam szukam ratunku. Zgłaszam zapomnienie pinu. Nie ma problemu przyślą mi nowy. W ciągu PIĘCIU roboczych dni. Wyboru nie mam żadnego. Pozostaje czekać...
W piątek przed moją pracą listonosz przynosi upragnioną kopertę z pinem. W pracy dzielę się mym szczęściem z Pauliną a ta od razu oferuje pomoc. Umawiamy się pod sklepem. Po drodze przypominam sobie, że muszę jeszcze aktywować nowy PIN w bankomacie*. Na szczęście TESCO jest tak blisko niczym Biedronka w PL. Radosna pedałuję do sklepu. Przede mną tylko jedna osoba a ciągnie się niemiłosiernie. W końcu moja kolej. Pani przynosi moje upragnione kije. Pokazuję kartę i wbijam PIN. Nie działa. Próbuję jeszcze raz. Pani pyta czy to na pewno ta karta i TEN PIN. Mówię jej, że dostałam nowy i przed chwilą aktywowałam. Rozpacz w moich oczach coraz bardzie widoczna, bo wizja wyjścia ze sklepu z kwitkiem wzrasta... Pani stwierdza, że po prostu muszę wypełnić jakiś formularz i tyle. MAM KIJE!!! Jupiii!!! Paulina bierze je do auta a ja jadę radosna do domu.
Później okazuje się, że te kije jakoś takie małe... No metr dwadzieścia (zgodnie z opisem towaru) nijak nie chce być metrem osiemdziesiąt, który bardziej pasuje do mojej wizji. W planach jest lampa do salonu a nie na stolik nocny. Szybka decyzja. Kije trzeba oddać!!!
Dzwonię do Szymona. Doradza mi inny sklep. W sobotę oddaję kije... W poniedziałek Tomek oświeca mnie, gdzie dostanę dłuuugie kije. W środę jestem szczęśliwą posiadaczką trzech dwóch i pół metrowych kijów (które docelowo służą do wyrównywania asfaltu;) Jest moc!!!
AKT II w poszukiwaniu kabla idealnego
W PL bez problemu dostaniemy kabel do lampy z wtyczką i przełącznikiem. Tu mam problem by w ogóle dostać kabel do lampy. Wszystko kupuję osobno. Chciałam biały kabel dwużyłowy. Białego niet. Zresztą znaleźć dwużyłowy to już wyczyn. Ostatecznie kupuję szary... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Prądu się boję. Nie będę ściemniać. Ale chęć stworzenia lampy zwycięża. Zbyt długo chodzę z tym pomysłem, by się poddać. Biorę wszystko do kupy i zabieram się do montażu.
Oglądam jeszcze krótki filmik na YT jak zamontować przełącznik. Bogatsza o nowe doświadczenia zabieram się do pracy. W domu tylko ja, Maluchy i facet na strychu, który naprawia nam kombibojler;)
Podłączam wszystko do kupy. Mając na uwadze to, że być może wywalę korki w połowie domu postanawiam podłączyć moją konstrukcję w pralni;) Z duszą na ramieniu wkręcam żarówkę i podłączam do prądu. Nic. Zmieniam żarówkę. Nadal nic. Po czwartej żarówce kapituluję i dzwonię do kumpla elektryka (niestety zbyt zajętego by mi pomóc osobiście).
Właśnie wrócił z pracy i idzie pod prysznic. Mam odkręcić wtyczkę i wysłać mu fotkę. To wysyłam.
W międzyczasie rozmawiam z Szymonem. Też mu wysyłam fotkę...
Nie mija dziesięć minut a zostaję bombardowana telefonami i wpisami. "O masakra nie włączaj tego do prądu czasami!!!" To Cię może zabić!!!
I co się okazuje? Że kabel kupiłam i owszem, ale systemowy (czyli taki do montażu w ścianie;) a ja potrzebuję taki z maleńkimi drucikami w środku. Na filmiku był taki, ale w sklepie już nie:(((
No i ten montaż!!!! Co się chłopaki strachu najedli jak zobaczyli tę fotkę, to ich. PAMIĘTAJCIE - nigdy, przenigdy nie "obierajcie" kabla z izolacji aż tak mocno jak ja to zrobiłam!!! Trzeba go obrać tylko tyciusio w miejscu gdzie wchodzi pod śrubki.
Teraz już wiem:))))
Jak pan od bojlera zszedł ze strychu, to (nomen omen) oświeciłam go, że uratowałam mu życie:)
AKT III wszystko dobre co się dobrze kończy
Szymon poszukał dla mnie w swoich garażowych zasobach kabla i dał mi już z wtyczką na końcu. Ja tylko podłączyłam do osłonki na żarówkę:)))
Udało mi się kupić nowiuteńki abażur (jeszcze w fabrycznej folijce) w charity shop za 3 funty!!! Nowe tego typu to ok 30 funtów:)))
Kabel podłączyłam do okrągłej drewnianej podstawki, w której Szymon wywiercił mi odpowiednie otwory. Przycięłam i zeszlifowałam stożkowo kije. Umocowałam je odpowiednio - co nie było takie proste - i skleiłam klejem do drewna. Nogi pomalowałam "w skarpetki" białą farbą i całe zawoskowałam. Założyłam abażur. MąŻ stwierdził, że ciut za długa, więc w całości piłowałam nogi - no sztuka nie lada;)
Podłączyłam i jest! Co prawda nie daje tak mocnego światła jak ta poprzednia, ale dużo bardziej mi się podoba:))) A poprzednia wyglądała tak.
A nowa jest moja i drewniana:))
EPILOG
Lampa stoi, ale jeszcze jej los nie został przesądzony. Przez to, że abażur w środku jest złotobrązowy daje ciemniejsze światło. No, ale podoba mi się bardzo:)
*doczytałam dokładniej - nowy PIN powinnam aktywować w bankomacie MOJEGO banku;)))
W środę (tę od kijów) miałam mieć wizytę u lekarza. Po drodze jest mój bank i mój bankomat. Postanawiam "za pamięci" ją aktywować. Przy jednym bankomacie jakaś mocno niezdecydowana pani. Już bierze wydruk i odchodzi. Za sekundę wraca. Mi pozostaje drugi bankomat, który wydaje mi się trochę podejrzany, bo obraz trochę skacze. Wyboru nie mam, bo do wizyty pozostaje piętnaście minut. Wkładam kartę i zaczyna się magia... Pojawia się jakiś obraz i wszystko skacze. Żaden przycisk nie działa. Nie mogę wyciągnąć karty. Z paniką w oczach wpadam do banku by to zgłosić. Dodam, że kartę mam dotykową, więc strach tym większy, bo jak ją ktoś zabierze, to jednorazowo do 30 funtów może sobie zrobić zakupy w paru sklepach...
I tak jak zawsze w progu wita jakiś asystent "w czym mogę pomóc" tak oczywiście tym razem go brak. Dwa okienka zajęte i długa kolejka... Szans na szybki załatwienie czegokolwiek zero. Wracam do bankomatu. W panice znów coś naciskam. Nic. Po ułamku sekundy dociera do mnie, że męczę ten drugi bankomat;)) Dopadam do tego "mojego" a tam wysunięta karta już czeka!!!
To jednak był dobry dzień;)))))
***
DIY proste z serii tych co lubię, ale niestety nie do prostej realizacji w UK:)) Dałam jednak radę:)))
Miłego dnia. Co myślicie o mojej lampie?
niedziela, 13 maja 2018
wtorek, 8 maja 2018
Tabliczka na drzwi:)
Witajcie:)
Mała Olivia złożyła do swojej Mamy zapotrzebowanie na tabliczkę na drzwi. Jej mama z kolei złożyła zapotrzebowanie do mnie. Miało być "dziewczyńsko", z motylami i z napisem w języku angielskim (gdyż część odwiedzających ją koleżanek to Angielki).
Tak oto powstała imienna tabliczka na drzwi od pokoju.
Deskę mocno oszlifowałam. Pomalowałam na delikatny róż z przebiciem złotego. Motyle to grafika z internetu (ta sama, którą wykorzystałam do zrobienia stroju "Wiosennej wróżki"). Przyklejone metodą decupage. Napis wykonałam farbkami. Od siebie dodałam srebrny kluczyk. Całość polakierowałam.
Do kompletu dołączyłam różową tasiemkę, wieszaczki i maleńkie gwoździki. Mamie Olivki tabliczka się spodobała. Mam nadzieję, że jej córci też;))
***
Koleżanka powiedziała mi, że w szkole, do której uczęszcza jej córka - z okazji ślubu Harrego i Meghan kazano się dzieciom ubrać bardzo odświętnie! Tak jakby byli gośćmi na ślubie.
Już widzę te wystrojone dzieciaki uwalone markerami;)))
A będąc przy rodzinie królewskiej, to nie zapomnę jak wieki temu w pracy rozmawialiśmy chyba o księżnej Dianie. My cały czas Karol i Diana, Karol to Karol tamto. A taka Litwinka która świetnie rozmawia po polsku, mówi - przecież mąż Diany to Charles! A my (wszystkie Polki) jaki Charles? Przecież to Karol!!! I od słowa do słowa wyszło, że mówimy o tej samej osobie;)
Zastanawiałyśmy się wówczas jak to jest? Niektóre imiona jak wspomniany wyżej książę w Polsce się spolszcza a niektóre nie - ot, choćby Michael Jackson. Idąc tym kierunkiem powinno być przecież Michał Jackson?
***
Aż trudno w to uwierzyć, ale od kilku dni mamy super pogodę;) Człowiek od razu inaczej funkcjonuje. Baterie naładowane i energia rozpiera. Jutro już niestety ma padać (czyli powrót do normalności;)) ale dobre choć i te kilka dni!
To tyle na dziś.
Miłego dnia. pa:)
Mała Olivia złożyła do swojej Mamy zapotrzebowanie na tabliczkę na drzwi. Jej mama z kolei złożyła zapotrzebowanie do mnie. Miało być "dziewczyńsko", z motylami i z napisem w języku angielskim (gdyż część odwiedzających ją koleżanek to Angielki).
Tak oto powstała imienna tabliczka na drzwi od pokoju.
Deskę mocno oszlifowałam. Pomalowałam na delikatny róż z przebiciem złotego. Motyle to grafika z internetu (ta sama, którą wykorzystałam do zrobienia stroju "Wiosennej wróżki"). Przyklejone metodą decupage. Napis wykonałam farbkami. Od siebie dodałam srebrny kluczyk. Całość polakierowałam.
Do kompletu dołączyłam różową tasiemkę, wieszaczki i maleńkie gwoździki. Mamie Olivki tabliczka się spodobała. Mam nadzieję, że jej córci też;))
***
Koleżanka powiedziała mi, że w szkole, do której uczęszcza jej córka - z okazji ślubu Harrego i Meghan kazano się dzieciom ubrać bardzo odświętnie! Tak jakby byli gośćmi na ślubie.
Już widzę te wystrojone dzieciaki uwalone markerami;)))
A będąc przy rodzinie królewskiej, to nie zapomnę jak wieki temu w pracy rozmawialiśmy chyba o księżnej Dianie. My cały czas Karol i Diana, Karol to Karol tamto. A taka Litwinka która świetnie rozmawia po polsku, mówi - przecież mąż Diany to Charles! A my (wszystkie Polki) jaki Charles? Przecież to Karol!!! I od słowa do słowa wyszło, że mówimy o tej samej osobie;)
Zastanawiałyśmy się wówczas jak to jest? Niektóre imiona jak wspomniany wyżej książę w Polsce się spolszcza a niektóre nie - ot, choćby Michael Jackson. Idąc tym kierunkiem powinno być przecież Michał Jackson?
***
Aż trudno w to uwierzyć, ale od kilku dni mamy super pogodę;) Człowiek od razu inaczej funkcjonuje. Baterie naładowane i energia rozpiera. Jutro już niestety ma padać (czyli powrót do normalności;)) ale dobre choć i te kilka dni!
To tyle na dziś.
Miłego dnia. pa:)