Witajcie:))
Koniec wałkowania tematu Świąt:))
Przechodzimy dalej.
Co jest doktorku?
Zapraszam do gabinetu.
Martusia jakiś miesiąc temu z hakiem dostała dziwnej wysypki pod paszką. W krótkim czasie przeszło na cały bok. Sama wysypka i nic poza tym. Ani temperatury, ani swędzenia nic. Nie poszliśmy od razu do lekarza, bo i tak przy samej telefonicznej rejestracji zaleciliby nam obserwację. No, ewentualnie ten osławiony już "Paracetamol" - hi,hi. Po kilku dniach jednak zaczęło jej to mocno przeszkadzać i MąŻ zabrał córcię do przychodni. Powiedziałam mu, żeby wspomniał, że miała też kaszel.
Po powrocie pytam:
- I co? Pamietałeś, żeby powiedzieć o kaszlu?
- Tak. Zapisał syrop i powiedział, że to pomoże i na wysypkę i na kaszel.
- ???
Magia jak nic:)))
***
Pierwsza ciąża. Wymarzona, wyśniona i dokładnie zaplanowana:))) Gdy tylko pojawiły się upragnione dwie kreski od razu pobiegliśmy z MęŻem do lekarza. Dodam tylko (tak na marginesie oczywiście, że tu w UK opiekę prenatalną uzyskuje się tak w okolicach 3 miesiąca:))
Wchodzimy mocno podekscytowani do gabinetu. Pada pytanie o cel wizyty. Mówię, że jestem w ciąży.
- Skąd państwo wiedzą? - pyta lekarz.
- Bo żona robiła test - odpowiada MąŻ.
- A chcą państwo tego dziecka?
Mocno zaskoczeni tym pytaniem, zapewniamy:
- Oczywiście!!!
Na to doktor rozpromienił się i powiedział:
- Gratuluję!!!
I to było na tyle. Zero badań, zero oględzin. Wizyta trwała dwie minuty. Fajnie jest być lekarzem w UK, co nie?
***
Od dłuższego czasu mam straszne problemy z pękającymi opuszkami palców. Zaczęło się od jednego kciuka a w najbardziej hardcorowym momencie popękanych palców miałam chyba osiem. Boli jak smok. Kto nie miał, nie zrozumie - na bank, bo wygląda w miarę niewinnie, ale tak nie jest. Byłam z tym nawet w PL u dermatologa nie pomogło. Domowe sposoby też zawiodły, choć stosowałam już chyba wszystko poza naparami z siemienia lnianego i urynoterapią:)))
Poprosiłam więc Mamcię, żeby kupiła mi "Tribiotic", bo słyszałam, że działa cuda. A że lubię poczytać, co mam brać/zażyć/zastosować, to zaczęłam czytać. A tam informacja:
"Stosowanie leku na duże powierzchnie uszkodzonej skóry może spowodować utratę słuchu..."
Co ma maść, którą zastosuję na palec do słuchu, to pojąć nie mogę:)) Chyba, że tym palcem przez przypadek podrapię się w ucho:))))
***
W liceum miałam potworne bóle brzucha. Czasami bolało tak, że nie dało rady normalnie funkcjonować. W ekstremalnych sytuacjach brałam nawet "Tramal". Ktoś mi podpowiedział, że być może to wrzody i powinnam zgłosić się na gastroskopię. Z wielkim strachem wybrałam się do gastrologa. Zaczął wypytywać i uznał, że nie mam typowych objawów przy wrzodach, więc nawet nie zrobi mi gastroskopii, bo nie widzi takiej potrzeby. Po dłuższej rozmowie (dodam, że byłam świeżo po zdanej maturze i egzaminach wstępnych na studia) stwierdził, że winny jest stres. Zapisał mi jakieś tabletki. Poszłam do apteki, kupiłam. Wracam do domu i czytam - a tam w skutkach ubocznych "myśli samobójcze" . To sobie pomyślałam - "ładnie mnie urządziłeś doktorku" :)))) No i oczywiście nie brałam. Wolałam ten bolący brzuch:)))
***
Dawno, dawno temu na studiach wybrałam się do lekarza rodzinnego. Już nie pamiętam dokładnie z jakiegoś powodu. Pewnie zapalenia gardła, które dopadało mnie notorycznie w lutym. Doktor - nazwijmy go na potrzeby bloga - Nowak był młodym bardzo sympatycznym facetem z troską podchodzącym do każdego pacjenta. Wysłuchał, zbadał, zapisał co trzeba. Na koniec spytał czy jest coś jeszcze, co by mi pomogło? A ja bez chwili namysłu odpaliłam dowcipnie, że "czerwony polar, który wypatrzyłam na ryneczku". Doktor Nowak uśmiechnął się.
Jakoś tak na drugi dzień, do przychodni udała się moja Mamcia. Też oczywiście do pana Nowaka (bo jak wspomniałam był naszym lekarzem rodzinnym). Po powrocie woła mnie i daje mi 50 złotych. Mocno zdziwiona pytam:
- A to co?
- Na czerwony polar - odpowiedziała Mamcia. - Pan doktor zapisał Ci go na receptę.
***
Również dawno, dawno temu, też na studiach zwichnęłam nogę w kostce. (Tak kurka wodna niefortunnie, że pierwszego dnia przerwy semestralnej:((
Stało się to chwilę po wyjściu z uczelni. Delikatnie mówiąc zrąbałam się ze schodów w przejściu podziemnym. Jakoś dojechałam do domu (tramwaj + autobus). Niby nic mi nie było, ale jak przy obiedzie ze śmiechem zaczęłam opowiadać moją historię rodzince i podczas prezentacji rzeczonej kostki okazało się, że zaczyna mi się wylewać ze skarpetki, to się zaniepokoiłam. Poprosiłam Tatę, żeby zawiózł mnie na pogotowie ratunkowe. Jedno, to główne mieliśmy w centrum a drugie stosunkowo blisko nas. Wybraliśmy to bliższe. Wchodzimy do budynku a tam ciemność i cisza. Widać tylko, gdzieś w oddali jakieś światełko. Okazało się, że to rejestracja. Podchodzimy, mówimy co się stało i pytamy o lekarza. (Kątem oka widzimy jakąś siedzącą panią w półmroku w białym kitlu z walizką lekarską). Na to pani rejestratorka uprzejmie:
- Nie ma. Jest tylko pani doktor na wyjeździe.
***
To tyle na dziś:))) Miłego dnia:)) W zdrowiu i bez lekarzy oczywiście:)))
Hahaha
OdpowiedzUsuńAleż się uśmiiałam... To jak dobre dowcipy z kolorowych czasopism ;)
Pozdrawiam
:))) a to najprawdziwsza prawda:)))
UsuńJak zwykle genialnie się czyta Twoje teksty, o tych lekarzach w UK to słyszałam już nie jedno i szczerze współczuję a o tych w PL to wiem z autopsji. Teraz od kilku lat mam fantastycznego lekarza, który genialnie leczy całą moją rodzinkę bardzo miło i skutecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietna historia z tym polarem....
Aha i dziękuję Gosiu, że zawsze zostawiasz komentarze pod moimi postami. Pozdrawiam. Agnieszka
:)))dziękuję:))) mimo wszystko jakoś się przyzwyczaiłam do tej służby zdrowia i nie jest najgorzej. A osławiony paracetamol w większości przypadków na prawdę pomaga!!!
UsuńPs. Piękne rzeczy tworzysz, to i komentarz się należy:))) Sama lubię dostawać komentarze, bo dzięki temu blog jest "żywy" :)
Wiesz nie tylko się nieźle uśmiałam się, ale i wzruszyłam tym czerwonym polarem. Niesamowity to musiał być człowiek. Chyba bym trzymała ten polar jak jakąś pamiątkę :)))
OdpowiedzUsuńCo do wizyty u lekarza w stanie błogosławionym to ja usłyszałam, żeby się zbytnio nie ekscytować, bo do trzeciego miesiąca to jeszcze różne rzeczy mogą się wydarzyć... Na szczęście nie się nie wydarzyło :)))
Ależ oczywiście ja ten polar mam nadal tylko w PL:)))
UsuńHahaha, oj kobito potrafisz rozbawic :-))
OdpowiedzUsuńCzytam i płacze...masakra:-)),a tribiotyk z utratą słuchu pobił wszystko :-))
Ps jak tam kochana po świętach?..przepracowana..przejedzona ?..
Pozdrawiam serdecznie :-)
:)) dziękuję:)) Po Świętach - luz:)) Było miło, ze znajomymi i prawdziwym Mikołajem:))) Objedzona, to fakt, ale bez przesady:))
UsuńPozdrawiam cieplutko:))
Po fakcie można się pośmiać, w środku wydarzeń do śmiechu pewnie Tobie nie było. Pozdrawiam i doktora Nowaka życzę na cidzień. Pewnie jeszcze lekarze z powołaniem gdzieś są. :)
OdpowiedzUsuń:))oj tak, taki doktor Nowak to swoisty lek na całe zło:))
UsuńWiesz co? Fajnie mieć takie zabawne wspomnienia :) Zawsze lepiej się pośmiać niż drżeć ze strachu wspominając wizytę u jakiegoś doktorka ;)
OdpowiedzUsuńWychodzę z założenia, że im bardziej wspominasz tylko to co fajne, to w pewien sposób wpływasz na swoją podświadomość:)))
UsuńNo i medycznie się zrobiło, oczywiście ja też kocham dr Nowaka- taki doktor to skarb. A na pękanie skóry (Łomatko jak to boli) tylko maść robiona przez znajomych farmaceutów witaminy A + E na lekobazie. Działa!
OdpowiedzUsuń:))) dr Nowak na Ministra Zdrowia - zaczynam zbierać podpisy;)
UsuńPs. Mamcia kupiła mi taką gotową maść A+E i jak na razie też jest dużo lepiej:))) ale dziękuję za podpowiedź - w razie "W" skorzystam i z tej opcji:)
Jak zwykle niezła dawka humoru u Ciebie w tych Twoich historyjkach, choć chyba powinniśmy się martwić służbą zdrowia. Lepiej nie chorować!
OdpowiedzUsuń:))oczywiście - zdrowia dla każdego!!!
UsuńZróbmy lekarzom na złość i bądźmy zdrowi:)))
Nie od dziś wiadomo, że medycyna to nauka tajemna... Pacjent ma słuchać, przytakiwać, najlepiej nie chorować...;). Pozdrawiam ciepło (i zapraszam "do siebie")
OdpowiedzUsuń:)) "ojtam, ojtam" - przynajmniej jest o czym post napisać:)))
UsuńPozdrawiam i idę w gości
Świetne historie ;)
OdpowiedzUsuńSamych szalonych i pięknych chwil w nadchodzącym roku ! Pozdrawiam - M.
:)))dziękuję i wzajemnie:))) niech to będzie DOBRY rok!
UsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuń:))Dziękuję i wzajemnie:))) Żeby upłynął nam w zdrowiu, szczęściu i radości:)
UsuńWitaj, trafiłam tu od Anstache i zostaję. Czytam i oglądam i cały czas się uśmiecham. Ty nawet o chorobach piszesz z poczuciem humoru:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Przytulnego Domu i oczywiście w wolnej chwili zapraszam.
PS. Cudne dzieciaki, oj szkoda że moje tak szybko dorosły. Czas tak szybko mija...
:))witaj i się rozgość:)) dziękuję za miłe słowa:))) uczę się tego codziennie, by nie zwariować, trzeba mieć dystans do wszystkiego:)) Humor dobry na wszystko:)))
Usuń