Trzeba jeszcze wyjść z domu, zabrać wspomniane specjały:) i po krótkim spacerku dotrzeć do ogrodzenia. One już wiedzą o co chodzi:)) Wcale nie trzeba specjalnego zaproszenia.
...szybko, szybko. Kto pierwszy, ten lepszy:)
Kto?!? Ja?!? Nie jadłem żadnej marchewki! To są jawne pomówienia!
Tulki, tulki:)
Martusia nadzoruje projekt "marchewkowe szczęście" ;)
Nic tu po nas:))
I rączym kłusem pognały do swoich codziennych obowiązków:))
Pa! Miłego dnia!
Ale cudne łakomczuchy! :))))))
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń