Witajcie:)
Drogi Panie Producencie!
Po pierwsze i najważniejsze przepraszam, że zawracam Panu, Panie Producencie szanowną głowę. Rzecz się stała niepokojąca. Pozwoli Pan, Panie Producencie, że napiszę od początku.
Wtedy, co to była u Was ta wielka wyprzedaż, to ja nabyłam drogą kupna ten Wasz szeroko zachwalany i wszechstronnie rozreklamowany produkt "Mąż idealny - ADAM 2000". Z rozmachu to ja nawet szanowny Panie Producencie chciałam zakupić dwa egzemplarze, ale robili problemy na magazynie, to machnął człowiek ręką i wziął do kompletu żelazko.
Ja Panie Prezesie człowiek prosty, to i do prostoty przyzwyczajony, ale tak mi się te Wasze amerykańskie reklamy spodobały, że wiedziałam, że on musi być mój i basta! Oczyma wyobraźni widziałam jak leżę i pachnę (na tej nowej otomanie co mi sąsiad spod trójki, za pół darmo załatwił od znajomego stomatologa) a "ADAM 2000" szusuje z odkurzaczem w dłoni od jednego kąta pokoju do drugiego. Marzyłam też, że codziennie nosi mnie na rękach i z zachwytem lata ze mną po Domu Towarowym "Jedynak" przytrzymując kolejne siatki z zakupami. Przy tym mówi - "Ach, ach i och, och, jaką ja mam piękną żonę". Miałam być niczym ta Ewa w raju z Adamem (z tym, że człowiek kulturalny i golizną by nie świecił, co by sąsiedzi nie gadali).
Tak właśnie szanowny Panie Producencie moje marzenia wyglądały.
A rzeczywistość okazała się już mniej reklamowa i tu już prawie dochodzę do sedna sprawy i przyczyny dla której to oto niepokoję szanownego Pana Producenta.
Otóż o ile mnie pamięć nie myli (a nie myli na pewno, bo ja nawet pamiętam co miałam w dniu zakupu powyższego produktu ubrane; Garsonkę, tę w której gruby Roman powiedział, że wyglądam "całkiem, całkiem" a pan Henryk cmoknął dwa razy z uznaniem, gdy przechodziłam obok niego) powiedziano mi, że "Mąż idealny ADAM 2000" posiada pełną gwarancję i w grę wchodzi zwrot produktu albo gratisowy serwis. Zwrócić to ja produktu nie chcę, bo pewnie byście mi w zamian żelazko oferowali, a jak już szanownemu Panu Producentowi wspomniałam, żelazko w gospodarstwie domowym posiadam.
Piszę takowoż w sprawie tego serwisu co ma być gratisowy. Uprzejmie proszę szanowny Panie Producencie, by zajął się Pan tym osobiście, bo sprawa dla mnie najwyższej wagi a problem wynikł nietęgi. Okazało się bowiem, że mimo iż produkt wygląda nadal bardzo atrakcyjnie (sklepowo można by rzec) i śladów użytkowania zbytnio nie widać, tak niestety zupełnie zatarł się numer seryjny na tylnej stronie produktu i nic przeczytać nie idzie. A co za tym stoi, nie mogę bez tegoż numeru wypisać karty gwarancyjnej co była dołączona do całości.
Nie wiem co począć a martwię się, że gwarancja przepadnie i tego amerykańskiego raju już nigdy nie zaznam.
Z szacunkiem należnym i poważaniem wielkim
Jadwiga Kolanko
ps. a funkcja produktu ADAM 2000 "śniadanie do łóżka" to nie działała od samego początku. Szanowny Panie Producencie - jak mawiają "pic na wodę fotomontaż"!
Miłego dnia:)) Pa!
środa, 24 września 2014
niedziela, 21 września 2014
Niewątpliwe plusy REMONTU:))
Witajcie:))
Dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia i jakiekolwiek przejawy solidaryzowania się z nami!!! BAAARDZO to doceniam:)))
Dziś postanowiłam zebrać dla Was plusy REMONTU. Z góry przepraszam (tych bardziej wrażliwych za użycie dwa razy słowa d..., ale inaczej się nie dało:)
Panie, Panowie "silwuple i woala" :
1. Nie trzeba martwić się o porządek:) Wpadną goście a Ty ze smutną miną rzucisz - "i nawet nie ma jak posprzątać". Każdy ze zrozumieniem pokiwa głową a w duchu cieszy się, że za chwilę wróci do swojego wymuskanego domku:))
2. Można się szybko rozwieść. (Niezgodność charakterów Wysoki Sądzie. Ja chciałam oliwkową sypialnię a małżonek ten tu obecny, życzy sobie niebieską. Jak żyć, Wysoki Sądzie, jak żyć!)
3. Można całą jesień i zimę przechodzić w sandałach:) Drogi Czytelniku, karton z kozakami i śniegowcami odnajdzie się zapewne w maju!
4. Nie trzeba prasować:)) Przecież i tak nie masz wolnych półek, żeby to wszystko poukładać!
5. Z radością jedziesz do pracy:)) Zawsze to jakaś odmiana.
6. Wzbudzasz ogólne współczucie i podziw:)))
(Może ktoś przytuli? :)
7. Dużo rozmyślasz i medytujesz. (Widzisz!!! A Ty Drogi Czytelniku sądziłeś, że trzeba wydać majątek, by wyjechać do dalekiego aśramu i tam popaść w filozoficzną zadumę nad sensem życia (Przykładowe rozmyślania - Na grypę był ten nowy dom?!?! Przeprowadzki się zachciało!!! W d... się poprzewracało - było się stamtąd ruszać?!!).
8. Możesz zeżreć tabliczkę czekolady bez żadnych konsekwencji. Stres sprawia, że wszystko na tobie wisi a nie wtajemniczeni szepczą "zobacz, urodziła dwójkę dzieci a jaka chuda. Ta to ma szczęście! Tfu!"
9. Możesz beztrosko kupować nowe ciuchy (starych i tak nie możesz odnaleźć:))
10. Możesz na wszystko narzekać i tak jesteś w czarnej d..., więc co to za różnica:))
Drogi Czytelniku, który zapewne siedzisz teraz w swoim ukochanym mięciusim fotelu i małym paluszkiem strącasz niewidzialny pyłek z ekranu, na wyczyszczony do granic możliwości perski dywan, doceń to co masz i niech Cię ręka boska broni przed remontami:)))
Pa! Miłego dnia:)) Wysyłam do Was pozytywną energię wprost z samego centrum pokrytego białą warstwą wapna (czy innego ustrojstwa) Mamelkowa:)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia i jakiekolwiek przejawy solidaryzowania się z nami!!! BAAARDZO to doceniam:)))
Dziś postanowiłam zebrać dla Was plusy REMONTU. Z góry przepraszam (tych bardziej wrażliwych za użycie dwa razy słowa d..., ale inaczej się nie dało:)
Panie, Panowie "silwuple i woala" :
1. Nie trzeba martwić się o porządek:) Wpadną goście a Ty ze smutną miną rzucisz - "i nawet nie ma jak posprzątać". Każdy ze zrozumieniem pokiwa głową a w duchu cieszy się, że za chwilę wróci do swojego wymuskanego domku:))
2. Można się szybko rozwieść. (Niezgodność charakterów Wysoki Sądzie. Ja chciałam oliwkową sypialnię a małżonek ten tu obecny, życzy sobie niebieską. Jak żyć, Wysoki Sądzie, jak żyć!)
3. Można całą jesień i zimę przechodzić w sandałach:) Drogi Czytelniku, karton z kozakami i śniegowcami odnajdzie się zapewne w maju!
4. Nie trzeba prasować:)) Przecież i tak nie masz wolnych półek, żeby to wszystko poukładać!
5. Z radością jedziesz do pracy:)) Zawsze to jakaś odmiana.
6. Wzbudzasz ogólne współczucie i podziw:)))
(Może ktoś przytuli? :)
7. Dużo rozmyślasz i medytujesz. (Widzisz!!! A Ty Drogi Czytelniku sądziłeś, że trzeba wydać majątek, by wyjechać do dalekiego aśramu i tam popaść w filozoficzną zadumę nad sensem życia (Przykładowe rozmyślania - Na grypę był ten nowy dom?!?! Przeprowadzki się zachciało!!! W d... się poprzewracało - było się stamtąd ruszać?!!).
8. Możesz zeżreć tabliczkę czekolady bez żadnych konsekwencji. Stres sprawia, że wszystko na tobie wisi a nie wtajemniczeni szepczą "zobacz, urodziła dwójkę dzieci a jaka chuda. Ta to ma szczęście! Tfu!"
9. Możesz beztrosko kupować nowe ciuchy (starych i tak nie możesz odnaleźć:))
10. Możesz na wszystko narzekać i tak jesteś w czarnej d..., więc co to za różnica:))
Drogi Czytelniku, który zapewne siedzisz teraz w swoim ukochanym mięciusim fotelu i małym paluszkiem strącasz niewidzialny pyłek z ekranu, na wyczyszczony do granic możliwości perski dywan, doceń to co masz i niech Cię ręka boska broni przed remontami:)))
Pa! Miłego dnia:)) Wysyłam do Was pozytywną energię wprost z samego centrum pokrytego białą warstwą wapna (czy innego ustrojstwa) Mamelkowa:)
piątek, 19 września 2014
Siwy dym i siwa głowa:)
Witajcie:))
Żyję ostatnio baaardzo intensywnie i nie koniecznie tak jak bym chciała. Siwych włosów przybywa - skronie mam srebrne! Dobrze, że wymyślono farby do włosów:)) Za chwilę będę wyglądać jak ta urocza pani z reklamy kolejnego domu opieki, który powstaje w moim W.
To co się dzieje u nas w tzw. "międzyczasie" :))
Mamelek z czarną ziemią z doniczki na włosach, Maluchy w szafie i w piaskownicy. Ja już nie ogarniam tematu:)
A tak od miesiąca mniej więcej wygląda moja "domowa rzeczywistość" :)
Chciałam Wam pokazać jaki prezent dostaliśmy z naszego banku, w którym mamy kredyt na dom. Czekoladki, wino i narzędzia + kartka z gratulacjami - prawda, że urocze:))
A na koniec tekst Martusi:
chcę założyć skarpetki z "fandą" (czytaj pandą:))
Miłego dnia Wam życzę:) Pa!
Żyję ostatnio baaardzo intensywnie i nie koniecznie tak jak bym chciała. Siwych włosów przybywa - skronie mam srebrne! Dobrze, że wymyślono farby do włosów:)) Za chwilę będę wyglądać jak ta urocza pani z reklamy kolejnego domu opieki, który powstaje w moim W.
To co się dzieje u nas w tzw. "międzyczasie" :))
Mamelek z czarną ziemią z doniczki na włosach, Maluchy w szafie i w piaskownicy. Ja już nie ogarniam tematu:)
A tak od miesiąca mniej więcej wygląda moja "domowa rzeczywistość" :)
Chciałam Wam pokazać jaki prezent dostaliśmy z naszego banku, w którym mamy kredyt na dom. Czekoladki, wino i narzędzia + kartka z gratulacjami - prawda, że urocze:))
A na koniec tekst Martusi:
chcę założyć skarpetki z "fandą" (czytaj pandą:))
Miłego dnia Wam życzę:) Pa!
czwartek, 11 września 2014
Ciepłe słowa i Wiech:)
Witajcie:))
Mam fajnego przełożonego. Normalny, starszy pan, którego ciepło nazywamy "Dziadek". Z poczuciem humoru i tysiącem spraw na głowie.
Wywierają na niego ogromną presję. Jego organizm nie wytrzymał i się zbuntował. Rozchorował się. Martwię się, że to coś poważnego, bo kiedy go ostatnio widziałam, to bardzo źle wyglądał i źle się czuł:(( Chyba coś z sercem. Ktoś wpadł na miły pomysł i kupił kartkę, na której wszyscy z naszego działu mieli napisać kilka słów "ku pokrzepieniu". Wypisywano zdania w stylu "szybkiego powrotu do zdrowia", "tęsknimy za tobą" i "dużo zdrowia"itp. Czyli standardowo, ale sympatycznie.Znalazł się też jeden bardzo oryginalny wpis (jeśli chodzi o pocieszenie w chorobie:). Wpis jest od Ani. Uwaga, uwaga - Ania napisała - "Happy Birthday" :)))
Myślę, że "Dziadkowi" choć na chwilę poprawi on humor:)))
***
Czytam mega książkę Wiecha "Śmiech śmiechem"
mam dla Was dwa fragmenty (pisownia oryginalna):
"Totyż wpuściłem, ma się rozumieć, ciocie do łóżka na swoje miejsce od ściany, a sam przeniosłem się na ziemnie do szwagra Piekutoszczaka, któren także samo jako spalony mieszka u nas pod stołem. Po cioci Wężykowej nadleciał ze Skierniewic, czyli tyż inszego Łowicza kum Gieni, niejaki Szczurkowski z żoną, teściową i sześciorgiem dzieci. No to nie było inszej rady, tylko musieliśmy ze szwagrem przenieść się do szafy. Powodziło się nam tam nie najgorzej, bo Gienia trzymała w szafie gąsior leczniczego spirytusu. To się zawsze pociągało po setuchnie do poduszki.
...No i żyło się "jak cie mogie". Ciasno nam się zrobiło dopiero wtenczas, jak wrócił z Niemiec koleżka braciszka żony, Rączka Alojzy, z kozą. Na razie zrobiliśmy propozycję, żeby koza mieszkała na podwórku koło śmietnika, ale ten ów Rączka obraził się o to i zaznaczył, że ani na jedne minute z nią się rozstać nie może, bo to jest koza pamiątkowa. W Pruszkowie w obozie z nim była. Całe Niemcy zjeździli tam i nazad i teraz spod Berlina zapychają. Znakiem tego nie może się zgodzić, żeby ją kto z podwórka przyuważył. A detalicznie stworzenie jest wesołe i w krótkim czasie wszyscy go polubieją.
W taki sposób musieliśmy przyjąć koze do towarzystwa. Wesoła ona, cholera, faktycznie była. Zaraz pierwszej nocy pół materaca spod Gieni wyżarła i ciocie Wężyk za wieczne ondulacje zębami chapała, bo myślała, że to siano". (Czytelnik. Warszawa 1986, s.5)
Fragment drugi:
"Koleżka Kret kąpielowych majtek przez nieuwagie w domu zapomniał i cielesną autonomią publiczne zgorszenie uskuteczniał. Pożyczyłem, ma sie rozumieć, kubełka od jakiegoś chłopaczka i jako tako kolegie gdzieniegdzie zabezpieczywszy nazad do kabin zaciągłem. Z kalesonów za pomocą agrafek kąpielowe majtki sie zrobiło i jazda do wody".( Czytelnik. Warszawa 1986, s.60)
Miłego dnia:))) Pa!
ps. śmiech dobry na wszystko:))
Mam fajnego przełożonego. Normalny, starszy pan, którego ciepło nazywamy "Dziadek". Z poczuciem humoru i tysiącem spraw na głowie.
Wywierają na niego ogromną presję. Jego organizm nie wytrzymał i się zbuntował. Rozchorował się. Martwię się, że to coś poważnego, bo kiedy go ostatnio widziałam, to bardzo źle wyglądał i źle się czuł:(( Chyba coś z sercem. Ktoś wpadł na miły pomysł i kupił kartkę, na której wszyscy z naszego działu mieli napisać kilka słów "ku pokrzepieniu". Wypisywano zdania w stylu "szybkiego powrotu do zdrowia", "tęsknimy za tobą" i "dużo zdrowia"itp. Czyli standardowo, ale sympatycznie.Znalazł się też jeden bardzo oryginalny wpis (jeśli chodzi o pocieszenie w chorobie:). Wpis jest od Ani. Uwaga, uwaga - Ania napisała - "Happy Birthday" :)))
Myślę, że "Dziadkowi" choć na chwilę poprawi on humor:)))
***
Czytam mega książkę Wiecha "Śmiech śmiechem"
mam dla Was dwa fragmenty (pisownia oryginalna):
"Totyż wpuściłem, ma się rozumieć, ciocie do łóżka na swoje miejsce od ściany, a sam przeniosłem się na ziemnie do szwagra Piekutoszczaka, któren także samo jako spalony mieszka u nas pod stołem. Po cioci Wężykowej nadleciał ze Skierniewic, czyli tyż inszego Łowicza kum Gieni, niejaki Szczurkowski z żoną, teściową i sześciorgiem dzieci. No to nie było inszej rady, tylko musieliśmy ze szwagrem przenieść się do szafy. Powodziło się nam tam nie najgorzej, bo Gienia trzymała w szafie gąsior leczniczego spirytusu. To się zawsze pociągało po setuchnie do poduszki.
...No i żyło się "jak cie mogie". Ciasno nam się zrobiło dopiero wtenczas, jak wrócił z Niemiec koleżka braciszka żony, Rączka Alojzy, z kozą. Na razie zrobiliśmy propozycję, żeby koza mieszkała na podwórku koło śmietnika, ale ten ów Rączka obraził się o to i zaznaczył, że ani na jedne minute z nią się rozstać nie może, bo to jest koza pamiątkowa. W Pruszkowie w obozie z nim była. Całe Niemcy zjeździli tam i nazad i teraz spod Berlina zapychają. Znakiem tego nie może się zgodzić, żeby ją kto z podwórka przyuważył. A detalicznie stworzenie jest wesołe i w krótkim czasie wszyscy go polubieją.
W taki sposób musieliśmy przyjąć koze do towarzystwa. Wesoła ona, cholera, faktycznie była. Zaraz pierwszej nocy pół materaca spod Gieni wyżarła i ciocie Wężyk za wieczne ondulacje zębami chapała, bo myślała, że to siano". (Czytelnik. Warszawa 1986, s.5)
Fragment drugi:
"Koleżka Kret kąpielowych majtek przez nieuwagie w domu zapomniał i cielesną autonomią publiczne zgorszenie uskuteczniał. Pożyczyłem, ma sie rozumieć, kubełka od jakiegoś chłopaczka i jako tako kolegie gdzieniegdzie zabezpieczywszy nazad do kabin zaciągłem. Z kalesonów za pomocą agrafek kąpielowe majtki sie zrobiło i jazda do wody".( Czytelnik. Warszawa 1986, s.60)
Miłego dnia:))) Pa!
ps. śmiech dobry na wszystko:))
wtorek, 9 września 2014
Dobrzy ludzie i zakupy:)
Witajcie:)
Coś się dzieje z bloggerem albo moim telefonem. Od połowy piątku walczę, żeby móc tu wejść i coś napisać - z marnym skutkiem:((( Zmieniłam przeglądarkę i mogę napisać posta, ale nie mogę komentować u Was na blogach:(( Weszłam przez tę poprzednią i mogę komentować (ale też nie wszędzie). Czyli przez jedną mogę komentować a przez drugą pisać. Czad!!! Jak mawiają "jak nie urok, to ..." :))
A do tego wyczerpała się bateria w laptopie i nie mogłam znaleźć ładowarki!!! To tak tylko w ramach małych wyjaśnień.
***
Powiem tak - remont z małymi dziećmi, to jak przysłowiowy "strzał w kolano" ;) Odradzam, odradzam gdyby ktoś miał takie pomysły. A do tego remont i normalne chodzenie do pracy, to dopiero wyzwanie!!! Dobrze, że znalazło się kilku dobrych ludzi, którzy nam w tym pomagają:)) Jeden pożyczył mega sprzęt do zrywania tapet inni przychodzą i remontują. DZIĘKUJEMY!!!
***
Korci mnie, żeby coś zrobić, ustawić, POSPRZĄTAĆ i żeby było już normalnie. A tu końca nie widać. Między gotowaniem obiadów dla czterech chłopa, kobity i dwójki dzieci, praniem, sprzątaniem, pilnowaniem Maluchów, spacerowaniem a pracą udało mi się "udziergać" takie coś:)) Do zakupionej tabliczki (oczywiście w promocyjnej cenie:)) wkręciłam haczyki i mam w końcu miejsce, gdzie mogę wyeksponować kolejne "miętusy".
Aby odreagować stres, trzeba udać się na zakupy:)))
Wyczaiłam zestaw trzech drucianych koszyczków w kształcie serduszka (największy nie zechciał ustawić się do rodzinnej fotografii, mimo usilnych nalegań:)
Coś się dzieje z bloggerem albo moim telefonem. Od połowy piątku walczę, żeby móc tu wejść i coś napisać - z marnym skutkiem:((( Zmieniłam przeglądarkę i mogę napisać posta, ale nie mogę komentować u Was na blogach:(( Weszłam przez tę poprzednią i mogę komentować (ale też nie wszędzie). Czyli przez jedną mogę komentować a przez drugą pisać. Czad!!! Jak mawiają "jak nie urok, to ..." :))
A do tego wyczerpała się bateria w laptopie i nie mogłam znaleźć ładowarki!!! To tak tylko w ramach małych wyjaśnień.
***
Powiem tak - remont z małymi dziećmi, to jak przysłowiowy "strzał w kolano" ;) Odradzam, odradzam gdyby ktoś miał takie pomysły. A do tego remont i normalne chodzenie do pracy, to dopiero wyzwanie!!! Dobrze, że znalazło się kilku dobrych ludzi, którzy nam w tym pomagają:)) Jeden pożyczył mega sprzęt do zrywania tapet inni przychodzą i remontują. DZIĘKUJEMY!!!
***
Korci mnie, żeby coś zrobić, ustawić, POSPRZĄTAĆ i żeby było już normalnie. A tu końca nie widać. Między gotowaniem obiadów dla czterech chłopa, kobity i dwójki dzieci, praniem, sprzątaniem, pilnowaniem Maluchów, spacerowaniem a pracą udało mi się "udziergać" takie coś:)) Do zakupionej tabliczki (oczywiście w promocyjnej cenie:)) wkręciłam haczyki i mam w końcu miejsce, gdzie mogę wyeksponować kolejne "miętusy".
Aby odreagować stres, trzeba udać się na zakupy:)))
Wyczaiłam zestaw trzech drucianych koszyczków w kształcie serduszka (największy nie zechciał ustawić się do rodzinnej fotografii, mimo usilnych nalegań:)
Kolejny zestaw - tym razem trzech puszek (jeszcze nie znalazły docelowego przeznaczenia, ale musiały być). I słoiki typu wek z porcelanowymi pokrywkami w kropeczki.
Tam - taram!!! Albo muuu!!! Krowia maselniczka:)))
Na "stresa" dobre są też relaks i herbata. Relaksu brak ale jest herbata. Zachciało mi się dotknąć luksusu i zaszalałam z napojem rodem z wyższych sfer!!! Królewski ogród, to nie w kij dmuchał pomyślałam i wsadziłam do koszyka tę obiecującą paczuszkę. Cóż, mój Drogi Czytelniku - powiem szczerze - napój smakował jak kompot ze śliwek!!! Nawet nie jak z rabarbaru:)))
Wszystkim życzę miłego dnia:)) Pa!
Jest jeszcze PS.
Chciałam napisać o jednym maluszku... Wiem Drogi Czytelniku, takich wołań o ratunek jest tysiące ale serce boli jak pomyśleć co przeżywa ten mały szkrabik i jego najbliżsi... Przeczytaj proszę o nim w internecie, zobacz zdjęcia. Przekaż tę informację dalej. Może Twój gest pomoże ocalić mu życie... Może zobaczy to jakiś lekarz, który znał podobny przypadek... Ktoś podpowie metody leczenia...
Antoś Ratajczyk ma 18 miesięcy i potwornego guza mózgu (raptoidalnego czyli takiego, który zawiera w sobie inne guzy). Bardzo cierpiał zanim postawiono prawidłową diagnozę. Przeszedł operację ale nadal wymaga leczenia. Jego stan jest zły ale rodzice nie tracą nadziei. Szukają pomocy u lekarzy za granicą. Potrzebne są pieniądze na leczenie i transport do wybranej kliniki. Każda suma ma znaczenie. Możesz wpłacić symboliczną złotówkę lub choćby udostępnić tę wiadomość innym.
Fundacja „Nasze Dzieci” przy Klinice Onkologii w IP CZD Al. Dzieci Polskich 20 lok. 120A,
04-730 Warszawa Bank PEKAO S.A. =76 1240 1109 1111 0010 1163 7630= tytułem: ANTONI RATAJCZYK.
czwartek, 4 września 2014
Dziwne słowo "nigdy" :)
Witajcie:))
Zacznę od maleńkiej książki, którą pożyczyła mi moja przyjaciółka:)
"Drobne ustroje", to coś na kształt skoroszytu z "przygodami" synów pani Marii Zientarowej:)) Oczywiście imiona są zmienione, ale jak podkreśla sama autorka - wszelkie podobieństwo jest celowe i zamierzone:)) Opisuje śmieszne sytuacje i słówka, które dzieci tłumaczą w sobie znany sposób. Między wierszami czytamy też o zmęczonych rodzicach, którzy chwilami nie mają pomysłu na ogarnięcie całego domowego chaosu i braku sił (czyli nic na przestrzeni lat się nie zmieniło:)))) Najbardziej podobał mi się fragment z opisem "wielkiej imprezy" na cześć ich psa a właściwie jego nowej umiejętności - podnoszenia łapy przy robieniu "siusiu". Polecam każdemu a szczególnie rodzicom, którzy czasami mają wrażenie, że tylko ich dzieci mają szalone pomysły:)))
***
NIGDY w życiu nie zapomniałam numeru PIN na mojej karcie bankomatowej. Szczęśliwą posiadaczką własnej karty jestem baaardzo długo i jakoś już nawet nie pamiętam jak to było PRZED. Robię zakupy, nie myślę czy mam drobne czy nie - wkładam kartę, machinalnie wstukuję kod akceptując transakcję i tyle. Pewnie robi tak większość z Was.
Jak wiesz, Drogi Czytelniku, mam remont. W trakcie kładzenia gładzi w salonie okazało się, że trzeba pojechać do marketu budowlanego po kolejne worki czegoś tam. MąŻ pojechał z kolegą. Dałam swoją kartę i podałam PIN. Wchodzę do kuchni - patrzę - nie zabrał telefonu. Myślę sobie - zapomni pewnie ten numer, bo słuchał mnie średnio przytomnie. Dzwonię do tego kolegi i mówię, gdyby co, to dzwońcie, żeby nie było zamieszania przy kasie. Długo nie musiałam czekać, zadzwonili. Zdążyłam z triumfującą miną mruknąć "acha"!!! I odbieram telefon - a tam - mój MąŻ - "lekuchno poirytowany" mówi:
- Jaki jest ten PIN, bo wklepałem i wychodzi, że zły.
Ja, z lekkim fochem, podaję mu PIN.
- To nie ten!!! Masz ostatnią szansę. Za chwilę zablokuje Ci karte!!!
Adrenalina się podniosła.
- Nie wpisuj nic. Już sama nie pamiętam!!!
- Podaj PIN!!!
- No nie pamiętam.
- Podaj co mam wpisać!
Próbuję w myślach odtworzyć ten numer i ciąglę widzę ten sam.
- Nie wpisuj!!!
- Podaj ten PIN!!!
Podałam, to co pamiętałam.
- Właśnie zablokowało Ci kartę - wycedził wkurzony.
Rzuciłam się w wir poszukiwań "bankowych" dokumentów. Znalazłam ten zakichany PIN!!! Cyferki - a i owszem - się zgadzały - tylko ich kolejność już nie:))
Z wielkim stresem "i co teraz?!!?" zadzwoniłam pod całodobową bankową infolinię, by dowiedzieć się co mam zrobić. Rozwiązanie tego problemu (przynajmniej tu w UK) jest banalnie proste. Wkładasz kartę do bankomatu, wybierasz WŁAŚCIWY PIN, wciskasz guzik "PIN serwis" a następnie "odblokuj PIN" i tyle:))
***
Miłego dnia:)) Pa!!!
Zacznę od maleńkiej książki, którą pożyczyła mi moja przyjaciółka:)
"Drobne ustroje", to coś na kształt skoroszytu z "przygodami" synów pani Marii Zientarowej:)) Oczywiście imiona są zmienione, ale jak podkreśla sama autorka - wszelkie podobieństwo jest celowe i zamierzone:)) Opisuje śmieszne sytuacje i słówka, które dzieci tłumaczą w sobie znany sposób. Między wierszami czytamy też o zmęczonych rodzicach, którzy chwilami nie mają pomysłu na ogarnięcie całego domowego chaosu i braku sił (czyli nic na przestrzeni lat się nie zmieniło:)))) Najbardziej podobał mi się fragment z opisem "wielkiej imprezy" na cześć ich psa a właściwie jego nowej umiejętności - podnoszenia łapy przy robieniu "siusiu". Polecam każdemu a szczególnie rodzicom, którzy czasami mają wrażenie, że tylko ich dzieci mają szalone pomysły:)))
***
NIGDY w życiu nie zapomniałam numeru PIN na mojej karcie bankomatowej. Szczęśliwą posiadaczką własnej karty jestem baaardzo długo i jakoś już nawet nie pamiętam jak to było PRZED. Robię zakupy, nie myślę czy mam drobne czy nie - wkładam kartę, machinalnie wstukuję kod akceptując transakcję i tyle. Pewnie robi tak większość z Was.
Jak wiesz, Drogi Czytelniku, mam remont. W trakcie kładzenia gładzi w salonie okazało się, że trzeba pojechać do marketu budowlanego po kolejne worki czegoś tam. MąŻ pojechał z kolegą. Dałam swoją kartę i podałam PIN. Wchodzę do kuchni - patrzę - nie zabrał telefonu. Myślę sobie - zapomni pewnie ten numer, bo słuchał mnie średnio przytomnie. Dzwonię do tego kolegi i mówię, gdyby co, to dzwońcie, żeby nie było zamieszania przy kasie. Długo nie musiałam czekać, zadzwonili. Zdążyłam z triumfującą miną mruknąć "acha"!!! I odbieram telefon - a tam - mój MąŻ - "lekuchno poirytowany" mówi:
- Jaki jest ten PIN, bo wklepałem i wychodzi, że zły.
Ja, z lekkim fochem, podaję mu PIN.
- To nie ten!!! Masz ostatnią szansę. Za chwilę zablokuje Ci karte!!!
Adrenalina się podniosła.
- Nie wpisuj nic. Już sama nie pamiętam!!!
- Podaj PIN!!!
- No nie pamiętam.
- Podaj co mam wpisać!
Próbuję w myślach odtworzyć ten numer i ciąglę widzę ten sam.
- Nie wpisuj!!!
- Podaj ten PIN!!!
Podałam, to co pamiętałam.
- Właśnie zablokowało Ci kartę - wycedził wkurzony.
Rzuciłam się w wir poszukiwań "bankowych" dokumentów. Znalazłam ten zakichany PIN!!! Cyferki - a i owszem - się zgadzały - tylko ich kolejność już nie:))
Z wielkim stresem "i co teraz?!!?" zadzwoniłam pod całodobową bankową infolinię, by dowiedzieć się co mam zrobić. Rozwiązanie tego problemu (przynajmniej tu w UK) jest banalnie proste. Wkładasz kartę do bankomatu, wybierasz WŁAŚCIWY PIN, wciskasz guzik "PIN serwis" a następnie "odblokuj PIN" i tyle:))
***
Miłego dnia:)) Pa!!!